Zdziwiłam się, że znany z autorskich inscenizacji rosyjski reżyser i dramaturg Iwan Wyrypajew zdecydował się sięgnąć tym razem po najbardziej znaną komedię Gogola - „Ożenek". Zwykle inscenizuje własne teksty.
Gdy zasiadłam na wypełnionej po brzegi widowni teatru, zdumiona zobaczyłam zaledwie kilka mieszczańskich wysiedzianych foteli i siedzisk, ustawionych w głębi pustej sceny. Na jednym z nich siedział niedbale rozparty w szlafroku Marcin Bosak(w sztuce niemal 50-letni kawaler Podkolesin) i palił fajkę. Po chwili usłyszałam dobiegający z dala, śpiewający przepięknie na żywo, rosyjski chór. Wreszcie tajemniczy głos zapowiedział akt pierwszy dramatu i… zaczęło się!
Wyrypajew przyjął konwencję zburzenia czwartej ściany i jawnego, chwilami ostentacyjnego tłumaczenia, że oto przedstawia nam tylko postaci dramatu. Aktorzy więc nie grają w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale w przerysowany, pełen wyrazistych gestów i intonacyjnych dysonansów sposób akcentują zachowania swoich bohaterów. Przyznam, że na początku było to trudne do zaakceptowania. Marcin Bosak i śmieszył mnie, i drażnił. Gdy jednak zrozumiałam intencję, zaczęłam się bawić tą konwencją. Podobnie jak aktorzy. Rewelacyjny i pełen energetycznej, niesłabnącej werwy Łukasz Lewandowski (Koczkariew) szybko zawładnął sympatią widzów. Nawiązał z nią na tyle dobry kontakt, że wnet zaprosił kilkoro chętnych do udziału w zbiorowym „puszczaniu oka” do mieszczańskiej części widowni, która - zapewne równie zaskoczona jak ja - spodziewała się kolejnej, klasycznej inscenizacji rosyjskiego klasyka gorzkiej komedii o ludzkiej egzystencji.
Po tym popisie i wkroczeniu na scenę pozostałych trzech kawalerów do wzięcia: Jajecznicy (Mirosław Zbrojewicz), Anuczkina (Jakub Kamieński) i Żewakina (Radosław Walenda) w napięciu czekałam już tylko na pojawienie się Agafii (Karolina Gruszka). Gdy wreszcie wkroczyła niepewnie w różowej pękatej sukni, z zabawnym przyczepionym nosem, odetchnęłam już pełną piersią. Gruszka zaprezentowała świetny warsztat. Znakomicie panowała - mimo przerysowanej, na granicy ryzyka gry - nad ciałem, głosem i gestem. Jej śmiech, strach, wstyd były tak autentyczne, że chwilami chwytały za serce. W jej interpretacji 27-letnia dziewica Agafia stała się nagle bliską nam singielką z wielkiego miasta, która boi się uczuć, a szuka jedynie stabilizacji, bo tylko tak rozumie poczucie bezpieczeństwa, do którego tęskni. Ukryta za suknią ciotki, długo jeszcze będzie szlochać po kolejnej straconej szansie, by za chwilę z ochotą czekać na kolejną.
Wyrypajew świetnie zna i docenia geniusz Gogola. Reżyser dodał jednak do tej mieszczańskiej komedii szczyptę rosyjskiej nostalgii i mistycyzmu. Dobiegający co chwila zza kulis melancholijny śpiew chóru przerywał szalone monologi bohaterów. Kazał i nam – widzom - zatrzymać się i zastanowić nad przyczyną bezsensownych słów i starań wszystkich bohaterów dramatu. Przypomniał o naszym codziennym, skazanym na niepowodzenia zmaganiu z własną słabością. Każda z postaci Gogola została otoczona specjalną troską i uwagą reżysera. Budziła sympatię, chęć niesienia jej pomocy, zrozumienie, dlaczego „znowu się nie udało”.
Ciekawy efekt umieszczonego na suficie lustra potęgował wrażenie artystycznej przenośni, a światło, które nadawało rytm przenoszenia akcji z tyłu sceny na bliski plan, zgrabnie dopełniło sens tej przemyślanej zabawy z widzem. Ale to także gra ze współczesnym teatrem, który musi się zmieniać, aby przetrwać i by wciąż z nami umieć rozmawiać o pełnej napięcia i niepokoju codzienności.
Premiera 4 lutego/Duża Scena im. Józefa Szajny
„Ożenek” , Nikołaj Gogol, Teatr Studio Warszawa, reżyseria Iwan Wyrypajew