1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Zmierzch długiego dnia w Teatrze Polonia

fot. materiał prasowy Teatr Polonia
fot. materiał prasowy Teatr Polonia
Zobacz galerię 6 zdjęć
Ty chodzisz do Polonii Jandy czy „na Jandę”?- spytał mnie dziś ironicznie i z niedowierzaniem kolega, bywalec teatralnych premier. Otóż jedno i drugie. Ostatnia, grudniowa premiera Teatru Polonia – „Zmierzch długiego dnia” według sztuki Eugene O’Neilla jest warta polecenia.

</a> fot. materiał prasowy teatr polonia/więcej w galerii fot. materiał prasowy teatr polonia/więcej w galerii

Pasjonująca i świetnie zagrana historia o głębokim kryzysie rodziny Tyronów budzi emocje. Skrywane latami, ciemne rodzinne tajemnice, takie jak śmierć dziecka, o której się nie mówi, czy narkotyki i alkoholizm,  to tylko wstęp do pokazania postępującego rozpadu rodziny. To historia dramatu, który rozgrywa się codziennie - tego jestem pewna - także w wielu polskich domach. Dlaczego reżyser spektaklu, Krystyna Janda, właśnie ten mroczny i wspaniale napisany oraz przetłumaczony tekst amerykańskiego dramaturga wybrała na premierę w swoje 60. urodziny? Z jakiego powodu  zdecydowała się także zagrać w nim - niegdyś piękną matkę dwóch synów i  morfinistkę - Mary?

Zdaniem Krystyny Jandy "Zmierzch długiego dnia" to przede wszystkim bardzo okrutny tekst o teatrze, a to od lat jej największa miłość i pasja. Mąż Mary - James, niegdyś sławny aktor, który zabłysnął przed laty rolą w "Hrabim Monte Christo", jeżdżąc po Ameryce, latami zaniedbywał rodzinę. Skazując Mary na poród w przydrożnym hotelu, a potem wielogodzinne oczekiwania na męża, który od obowiązków rodzinnych wolał biesiady z kolegami po spektaklu nad galonem whisky. Nie trzeźwiejąc, zajął się następnie nielegalną spekulacją nieruchomościami i popadł w skrajne skąpstwo.

James zagrany z klasą i dystansem przez Piotra Machalicę  jest pełen ciepła i zrozumienia dla ludzkich słabości. Dlatego obronił swoją postać, która z pewnością do sympatycznych nie należy. James  Machalicy  tylko pozornie nie dostrzega  pogłębiającego  się problemu oszołomionej morfiną Mary, wiecznie pijanego starszego syna i umierającego na suchoty młodszego - Edmunda. Tego ostatniego świetnie zagrał Rafał Fudalej. Młody aktor dobrze sobie radzi obok sławnych  partnerów na scenie.

Ale perłą spektaklu z pewnością jest zgrany duet Janda - Machalica. To para dojrzałych, zaprawionych w scenicznych bojach rzemieślników, którzy świetnie wiedzą, że „mniej znaczy więcej”. Aktorzy delikatnie zaznaczają drobnymi gestami (nerwowe układanie fałdów sukni przez Mary i pogłębiające się milczenie u Jamesa) całą prawdę o ich latami umierającej miłości i o życiu w kłamstwie. Oboje nienawidzą swojego życia i nie potrafią niczego  w nim zmienić. Rozpadający się dom, umierający synowie -  Jamie z przepicia, Edmund z zaniedbania - to idealny przykład, jak można swoim bliskim stworzyć piekło na ziemi.

Na uwagę zasługuje również ciekawy zabieg scenograficzny Magdaleny Maciejewskiej, która wybrała także kostiumy do spektaklu. Maciejewska, zakładając Jandzie szpilki, położyła równocześnie na podłodze wielkie połacie wiklinowych mat. Dzięki temu i Mary i James poruszają się na scenie miękko, chwiejnie, jakby trwali w narkotyczno - pijackim  śnie. A walka wręcz między ich synami, chwilami rażąco gwałtownie i brutalnie zagrana przez Rafała Fudaleja i Michała Żurawskiego, pozostaje tylko okrutna zabawą, krótkim wybuchem agresji, który niczego istotnego w stosunkach między braćmi także nie zmieni. Tragedii rodzinnej dopełnia finałowa scena Jandy o której nie napiszę nic. Bo to trzeba zobaczyć i przeżyć. Mnie ona od dawna nie daje spokoju.

Eugene O’Neill, „Zmierzch długiego dnia”, reż. Krystyna Janda, Teatr Polonia

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze