1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

To właśnie miłość - 5 najpiękniejszych scen miłosnych

\
"Foodie Love", reż. Isabel Coixet, 2019. (Fot. materiały prasowe HBO)
Zobacz galerię 6 Zdjęć
Rankingów, które opisują topowe sceny miłosne, nie brakuje. Niemal wszystkie bez wyjątku przypominają wielkie kinowe przeboje sprzed lat. Tymczasem i w najnowszych produkcjach znajdziecie prawdziwe perełki. Poleca szefowa działu kultury Zwierciadła, Zofia Fabjanowska-Micyk.

Kto nie lubi wracać do przeszłości? Powspominać, jak to w podstawówce oglądało się z VHS-u, z bijącym sercem, „Uwierz w ducha” i młodziutką Demi Moore za kołem garncarskim, którą coraz namiętniej obejmuje od tyłu Patrick Swayze z gołym torsem. Albo inaczej: powspominać, jak w podstawówce, z bijącym sercem, oglądało się na DVD pocałunek Kristen Stewart i Roberta Pattinsona w „Zmierzchu”. A gdyby tak zamiast powtórki z kina, przejrzeć premiery? Takie, które od niedawna możecie oglądać, nie ruszając się z domu, online. Oto wybór scen i wątków miłosnych z filmów i seriali. Nieoczywistych i intrygujących. Gdzie bardziej od samego seksu istotne jest to „coś”, co łączy ekranowych kochanków.

Apetyt na miłość

Hiszpański serial „Foodie love” [HBO GO] rozpala nie tylko głód miłości, ale i głód w ogóle. Tytuł wziął się od nazwy aplikacji randkowej dla miłośników dobrego jedzenia. Przez którą to aplikację poznają się ona i on (do końca nie poznamy ich imion, nawet jeśli ich samych poznamy bardzo dobrze). Z każdą ich randką odkrywamy nowe miejsce: hipsterską kawiarnię, jedną z najbardziej wykwintnych restauracji w Barcelonie, niepozorny bar serwujący genialny japoński ramen. Ta kameralna, oparta na błyskotliwych dialogach historia trochę przypomina filmową trylogię („Przed wschodem słońca”, „Przed zachodem słońca” i „Przed północą”) z kultowymi rolami Julie Delpy i Ethana Hawke’a. Tyle, że jest śmielsza obyczajowo. I długo trzyma nas w napięciu: nie możemy się już doczekać, kiedy ona i on skonsumują wreszcie nie tylko to, co na talerzu, ale też ich związek. A jednak wcale nie scena pierwszej wspólnie spędzonej nocy, choć bardzo zmysłowa, jest tu najpiękniejsza. Serial nakręciła słynna reżyserka Isabel Coixet (m.in. „Życie ukryte w słowach”), która nie byłaby sobą, gdyby nie dodała tu wątku brzemiennej w skutki tajemnicy. Nie chcę zdradzić za wiele, ale Coixet prowadzi nas przez rozmaite zawirowania do wzruszającego finału i po mistrzowsku puentuje. A my, widzowie, mało czego pragniemy w tamtej chwili równie mocno, jak tego, żeby tym dwojgu się udało.

 \ "Foodie Love", reż. Isabel Coixet, 2019. (Fot. materiały prasowe HBO)

Niedobrani, ale...

Skandal. Ona maturzystka, on (czyli tytułowy pan T.) dwa razy starszy udziela jej korepetycji z języka polskiego. Ich potajemny związek jest z gatunku tych, które marną mają szansę na przetrwanie, co nie odbiera mu urody, o czym za chwilę. Widują się w skromnym pokoiku w Domu Literata i w pojedynczym za wąskim dla nich łóżku częściej się kłócą niż kochają. Czasy zresztą także nie sprzyjają miłości. Są wczesne lata 50., stalinizm, a pan T. właśnie przeżywa kryzys twórczy. Nie to, że nie umie nic sensownego napisać, po prostu nie chcą go drukować. Przymiera więc głodem, ale nie traci fasonu: w golfie, płaszczu, z włosami pociągniętymi pomadą i w przyciemnianych okularach, na tle zniszczonej wojną Warszawy (Pałac Kultury dopiero się buduje) prezentuje się naprawdę stylowo. Podnoszoną przed oficjalną kinową premierą kwestię, ile w filmie „Pan T.” (player.pl i vod.pl) jest inspiracji życiorysem pisarza Leopolda Tyrmanda, pozostawmy reżyserowi Marcinowi Krzyształowiczowi. Tymczasem pewne jest, że to pierwsza taka rola dawno niewidzianego na dużym ekranie Pawła Wilczaka. I pierwsza taka młodziutkiej Marii Sobocińskiej, jego filmowej wybranki. Zresztą Sobocińska w tym czarno-białym obrazie też wygląda zjawiskowo. To para może pod pewnymi względami niedobrana, za to równie ładna co zakochani z takich klasyków polskiego kina jak „Do widzenia, do jutra” czy „Niewinni czarodzieje”.

 \ "Pan T.", reż. Marcin Krzyształowicz, 2019. (Fot. materiały prasowe Kino Świat)

Jej portret

Nie brakuje głosów, że „Portret kobiety w ogniu” (vod.pl, cineman.pl oraz player.pl) to w ogóle jedna z najpiękniejszych miłosnych historii opowiedzianych w kinie. Odważna, a jednocześnie niebywale subtelna. Bretania, XVIII wiek. Marianne, młoda malarka, na zamówienie pewnej hrabiny ma namalować portret jej córki Heloise. To będzie część posagu, Heloise wyszła z klasztoru i szykowana jest do zamążpójścia. Nie zna życia na zewnątrz, od lat nie mogła nawet samodzielnie przyśpieszyć kroku, nie mówiąc o wypowiadaniu na głos, co myśli i czuje. Czas, kiedy powstaje obraz, staje się dla portrecistki i portretowanej czasem wyjątkowym, tylko dla nich. Hrabina wdowa musi wyjechać, w całym hrabiowskim zamku nie ma żadnego mężczyzny. To film o rodzącym się uczuciu. Tak bezkompromisowym, że chociaż spotkanie pary bohaterek trwa krótko, zostaje im na całe życie i też na całe życie je wzmacnia. Jest tu piękna scena ich ostatniej wspólnej nocy. Zaraz Marianne wyjedzie na zawsze. Czuwają więc wtulone w siebie do świtu. Dla nich miłość oznacza wolność, możliwość decydowania o sobie, nawet jeśli ograniczona jest tylko do tego co w sercu i głowie. Reżyserka Céline Sciamma, która jakiś czas temu udzielała wywiadu magazynowi Zwierciadło, powiedziała, że „czasami jedno słowo starcza za miliony słów”. To dobra recenzja tego filmu. Tu każde słowo, dotyk, spojrzenie jest na wagę złota.

 \ "Portret kobiety w ogniu", reż. Céline Sciamma (2019). (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Szkoła uczuć

Serial „Sex education” (Netflix) to niby komedia z gatunku kid adults, czyli dla nastolatków, a jednak oglądają ją miliony dorosłych na świecie. Przygody młodocianego Otisa (syna cenionej seksuolożki) i jego pokątnego licealnego biznesu – porad z zakresu życia intymnego – to doskonała rozrywka. Nie mówiąc już o tym, że dla rodziców dorastających dzieciaków to studnia wiedzy o tym aspekcie życia ich pociech, o którym rodzic wie niewiele albo nic. Tutaj nie ma tematów tabu: ryzykowne eksperymenty, uzależnienie od masturbacji, homoseksualizm, fetysze. A jednak siłą tego serialu nie jest tylko dowcipnie podana porcja wiedzy. Geniusz tej produkcji polega na tym, że opowiada się po stronie fundamentalnych wartości. Słowo „godność” jest tu kluczem. Pierwsze doświadczenia serialowych nastolatków rozczulają, tu jeszcze jest miejsce na szczerość i spontaniczność, którą traci się z wiekiem. Ale jeśli chodzi o najlepsze wątki erotyczne, niżej podpisana należy do licznego grona miłośników matki serialowego Otisa, granej przez Gillian Anderson, zupełnie niepodobnej do sztywnej agentki Scully z serialu „Z Archiwum X” sprzed lat. W „Sex education”, w odróżnieniu od nad wiek poważnego Otisa, jego matka jest cudownie wyluzowana i zmysłowa. To pean na cześć życia po czterdzistce, kiedy to ty decydujesz o swoim życiu intymnym. I to z jaką, w wykonaniu Anderson, dezynwolturą!

 \ "Sex Education", reż. Laurie Nunn, 2019. (Fot. materiały prasowe Netflix)

Nowe życie

A jeśli już o życiu po czterdziestce mowa: poznajcie 45-letnią Eve Fletcher z serialu „Pani Fletcher” (HBO GO). Tę postać stworzył Tom Perrotta, specjalista w pisaniu bestsellerów i przerabianiu ich na świetne scenariusze (film „Małe dzieci” z Kate Winslet, serial „Pozostawieni”). Tytułową bohaterkę umieścił w wyjątkowym momencie życia. Fletcher zostaje sama. Rozwódką jest już od jakiegoś czasu, ale jej syn Brendan wyjeżdża do innego miasta na studia. Dom nagle wydaje się taki pusty! Fletcher, na co dzień kierowniczka ośrodka dla seniorów, pewnie zabijałaby czas czytaniem i pieczeniem ciasteczek, które wysyła na uczelnię Brendanowi, ale przez przypadek trafia w laptopie na stronę zdecydowanie tylko dla dorosłych. W pierwszym odruchu odskakuje przestraszona, ale to właśnie ten moment, kiedy w Eve coś się zmienia. Krok po kroku odkrywa własne ciało i potrzeby, ogląda strony pornograficzne, zaczyna sobie zadawać pytania, co jej sprawia przyjemność, odkrywa świat fantazji erotycznych. Paradoksalnie to ona, a nie jej syn – stuprocentowy samiec, były zawodnik szkolnej drużyny, który nie bardzo umie się odnaleźć w akademiku i na uczelni – zaczyna nowe, pełne przygód życie. Zaczyna umawiać się na randki, zapisuje na kurs kreatywnego pisania, gdzie poznaje wyraźnie nią zainteresowanego chłopaka w wieku Brendana, coraz bliższa staje jej się ciałopozytywna koleżanka z pracy. Powoli pani Fletcher dojrzewa do… tego nie mogę zdradzić, bo to mocna scena i świetna zachęta, aby czekać na drugi sezon.

 \ "Pani Fletcher", reż. Tom Perrotta, 2019. (Fot. materiały prasowe HBO)

Na koniec odsyłam do najnowszego magazynu Zwierciadło (na rynku od 21 kwietnia), gdzie w "Temacie numeru" przeczytacie o najlepszych stronach dojrzałości i budzeniu się świadomości własnych potrzeb.

 

 

 

 

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze