1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Wystawa "Monika Sosnowska" - wielka sztuka

Monika Sosnowska, Fasada, 2016, malowana stal, wystawa w Zachęcie  Narodowej Galerii Sztuki, Warszawa, 2020, fot. Piotr Beka, archiwum Zachęty
Monika Sosnowska, Fasada, 2016, malowana stal, wystawa w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki, Warszawa, 2020, fot. Piotr Beka, archiwum Zachęty
Zobacz galerię 6 Zdjęć
Budynki wydają się zgniecione, schody donikąd nie prowadzą, elementy konstrukcyjne gną się i odkształcają. Retrospektywa Moniki Sosnowskiej w Zachęcie to wystawa wielkiej rzeźbiarki. I wielkiej sztuki. Dosłownie i w przenośni.

Monika Sosnowska jest jedną z tych międzynarodowych gwiazd sztuki z Polski, której realizacje łatwiej zobaczyć w Szwajcarii czy na Półwyspie Arabskim niż w kraju. Skala, w której pracuje, również bywa imponująca. Największe z jej rzeźb z trudem mieszczą się w salach Zachęty, choć przestrzenie, którymi dysponuje ta galeria, do małych nie należą. Monika Sosnowska jest cudownym dzieckiem transformacji. Należy do pokolenia, które dorastało jeszcze w PRL, ale w sztuce zaistniało już w wolnorynkowej, globalizującej się Polsce. Urodzona w 1972 roku, dyplom zrobiła w roku 2000, a sześć lat później miała już solowy pokaz w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. W następnym sezonie reprezentowała Polskę na Biennale w Wenecji. I choć mieszka i pracuje w Warszawie, ostatnią wystawę solową w kraju miała trzy lata temu, i był to kameralny pokaz. Retrospektywy w skali, którą oglądamy teraz w Zachęcie, nie było u nas jeszcze nigdy.

W krainie czarów

U progu międzynarodowej kariery, na samym początku lat dwutysięcznych, zrobiła w Centrum Sztuki Współczesnej wystawę „Mała Alicja”. W tytułową bohaterkę wcielał się widz wkraczający do pomieszczenia wyłożonego wiktoriańską tapetą. Pokój był pusty, ale przechodziło się z niego do kolejnego, który okazywał się trochę mniejszy. Aby wejść do następnego pomieszczenia, trzeba już było solidnie się schylić, a jeszcze dalej poruszać się już na czworakach. To nie był jednak koniec: w perspektywie widać było pokoje, do których żaden człowiek nie dałby rady się wcisnąć. Ostatni mógłby, zdawało się, pomieścić w najlepszym razie mysz. Trik polegał na tym, że widz łatwo ulegał złudzeniu, iż to nie pokoje się zmniejszają, lecz człowiek olbrzymieje. Zupełnie jak Alicja z opowieści Carrolla. Na najnowszą wystawę w Zachęcie też wchodzi się trochę jak do krainy czarów, tyle że zamiast biec śladem białego królika, podąża się tu tropem poręczy. Ta pojawia się jeszcze w holu galerii. Zachęta to zabytkowy gmach, więc tutejsze poręcze są drewniane i staroświecko eleganckie. Poręcz Sosnowskiej jest z innego porządku, to stalowa taśma z okładziną z czerwonego PCV – detal i estetyka znane każdemu, kto wychowywał się w PRL-owskim bloku albo pamięta ówczesne gmachy użyteczności publicznej. Praca artystki owija się wokół drewnianej zachętowskiej poręczy niczym bluszcz, potem pełznie po ścianach przez korytarze oraz przedsionki i wreszcie, już na wystawie, zmienia się w fantazyjny rysunek w przestrzeni.

 Monika Sosnowska, \ Monika Sosnowska, "Poręcz" (2016/2020). Fot. Piotr Bekas, archiwum Zachęty

W tej samej sali, do której zwabiła nas dziwna poręcz, na stalowej lince wisi najmniejsza praca na wystawie wypełnionej rzeźbami, z których wiele ma skalę budynków i które w gruncie rzeczy naprawdę są budynkami. Rzeźba ma formę klamki – i znów przeżywamy déjà vu. To charakterystyczna aluminiowa klamka montowana w drzwiach milionów podobnych do siebie mieszkań, w których wychowały się pokolenia Polaków. Jedyne, co różni rzeźbę Sosnowskiej od niezliczonych klamek, którymi obywatele Polski Ludowej otwierali drzwi, jest odcisk dłoni na uchwycie. Metal jest zdeformowany, jakby był miękką plasteliną, a nie twardym aluminium. To oczywiście odcisk dłoni artystki. Czy ma ona aż taką moc?

Stalowe kości

Na Biennale w Wenecji w 2007 roku do wnętrza weneckiego Pawilonu Polonia wcisnęła stalowy szkielet konstrukcyjny innego pawilonu. Czyje to architektoniczne „kości” wówczas oglądaliśmy? Mógł być to jeden z przeszklonych socmodernistycznych obiektów, sklepów lub pawilonów usługowych, które z takim zapałem burzyliśmy w Polsce po 1989 roku jako relikty starego systemu. Trudno było powiedzieć, ponieważ konstrukcja została zgnieciona i zdeformowana, tak jakby ściśnięto ją z ogromną siłą, żeby zmieściła się w sali ekspozycyjnej. Prace w takim właśnie duchu dominują na warszawskiej retrospektywie artystki. Stalowe szkielety budynków, pręty zbrojeniowe do tworzenia żelbetu, beton, profile budowlane – oto ulubione materiały, z których tworzy swoje prace. Te realizacje są dziełem skomplikowanej inżynierii, ale przyświeca im cel wprost przeciwny do zasad, jakimi kierują się konstruktorzy i budowniczowie. Sosnowska dekonstruuje, tworzy piękne ruiny. To szczególny rodzaj piękna, które podszyte jest katastrofą.

 Monika Sosnowska, Targowisko, 2013 (fot. Piotr Beka, archiwum Zachęty) Monika Sosnowska, Targowisko, 2013 (fot. Piotr Beka, archiwum Zachęty)

Ogromne siły

O jakim kataklizmie może tu być jednak mowa? Ojcowie oświecenia wymyślali nowy świat, kontemplując ruiny starożytności. Mówi się, że naszym współczesnym antykiem jest modernizm. I właśnie jego ruiny reinscenizuje Sosnowska. Pełnymi garściami czerpie z PRL-owskiej architektury, prefabrykowanego budownictwa, socmodernistycznych pawilonów. Nostalgia za rzeczywistością dzieciństwa? Oczywiście, te prace mogą wywoływać nostalgię, ale chodzi w nich o coś więcej. Za pięknymi ruinami Sosnowskiej kryje się przecież pewien projekt estetyczny i społeczny, wizja zracjonalizowanej, uporządkowanej nowoczesności. Ta wizja okazała się utopią, która nie wytrzymała ciśnienia historii. Ogromne siły, które zdają się miażdżyć wykreślane przez artystkę konstrukcje, wyginać pręty zbrojeniowe i kruszyć beton, nietrudno sobie wyobrazić jako moce rynku, kapitału i globalizacji. Sosnowska jest artystką oszczędną w formie, słowach oraz metaforach. Nie narzuca widzowi rozstrzygnięć, czy to dobrze, czy źle, że modernistyczna utopia obróciła się w gruzy. Ruiny mają ogromny urok, są piękne, wzniosłe i sprzyjają refleksji. Ostatecznie ruiny kontempluje się jednak nie po to, by pogrążać się w nostalgii, lecz by zadać sobie pytanie: „Co teraz na nich zbudujemy?”.

Wystawa „Monika Sosnowska” w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie potrwa do 25 października.

Rubryka powstaje we współpracy z Jankilevitsch Collection.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze