Ekoarchitektura to tworzenie żyjących przestrzeni, w których człowiek i natura spotykają się pod jednym dachem w zdrowej relacji – mówi Monika Żebrowska, projektantka i stylistka wnętrz.
-„Projektujemy domy dla ludzi, w odróżnieniu od domów na pokaz” – czytam na stronie internetowej waszej pracowni Ecoarchitektura. „Tworzymy żyjące przestrzenie”. Co to znaczy?
-Propagujemy zrównoważone budownictwo. Człowiek i jego dom powinny tworzyć całość. Projektując proekologiczne wnętrza, zwracamy szczególną uwagę na indywidualne potrzeby człowieka i jego psychologiczne preferencje wynikające z tego, jaki naprawdę jest. Zanim przystąpimy do działania, staramy się najpierw poznać osobę, dla której mamy stworzyć życiową przestrzeń – prowadzimy z nią długie rozmowy o jej życiu, codziennej aktywności, zainteresowaniach, przyzwyczajeniach, ile czasu chce spędzać w tym domu, czy będzie mieszkać sama czy z rodziną... Uważnie słucham i kreślę tzw. mapę wyobrażeniową tego człowieka oraz swoisty portret psychologiczny jego przestrzeni. Nie mówię od razu: „Myślę, że dla ciebie dobre byłoby to i to...”, bo nie chodzi o moją wizję życia, tylko mojego klienta. To on w tym domu ma się dobrze czuć i chcieć do niego wracać. Każdy w jakiś charakterystyczny dla siebie sposób ujmuje życie, a ja próbuję zobaczyć krajobraz, który do mnie „przynosi”, łącznie z domem, wnętrzem i otoczeniem. Czasami wpraszamy się też do domu lub mieszkania, w którym klient już mieszka. I dopiero po takich spotkaniach, wypełnionych szczerymi rozmowami, zaczynamy kreślić projekt – Klaudia budynek, ja wnętrze i stylistykę przestrzeni. I tym z pewnością różnimy się od tradycyjnych pracowni architektonicznych. Tworzymy żyjące przestrzenie dopasowane do osobowości i stanu wewnętrznego domownika, pobudzające jego potencjał do rozwoju.
-Trzeba poznać człowieka, by dobrze zaprojektować mu życiową przestrzeń?
-Tak, bo większość klientów naprawdę nie wie, czego chce. Przychodzą do nas z kartkami, pokazują i mówią na przykład: „Widziałam to u mojej koleżanki, spodobało mi się i też bym tak chciała”. Elementem w tej układance jestem ja. Zadaję pytania: dlaczego, czy na pewno ci się to podoba? czy taki właśnie nastrój ma panować w twoim wnętrzu? Radzę: spójrz na to z perspektywy własnego domu, a nie twojej przyjaciółki.
Projektowałyśmy kiedyś dla mężczyzny, którego pasją było fotografowanie. Kiedy odwiedziłam go w jego mieszkaniu, zobaczyłam, że nie było w nim miejsca nawet na jedno zdjęcie. Teraz, w nowym domu fotografie z uchwyconymi w kadrze ważnymi momentami z jego życia wiszą na liniach widokowych, każda jest podświetlona. W przestrzeni, jaką dla niego zaprojektowałyśmy, czuje się szczęśliwy. Bo ona żyje nim, nie przyjaciółmi, znajomymi, ale właśnie nim. Dla mnie to największa satysfakcja. Potwierdzenie, że dzięki temu, co robię, człowiek może żyć pełniej i wygodniej.
-A jak to się przekłada na ochronę środowiska?
-Tworzymy przestrzenie w harmonii z przyrodą. Dom jest delikatną membraną oddzielającą naturę od człowieka. Nie powinien być twierdzą, która dla środowiska, słońca i wiatru jest nie do zdobycia. Do budowy naszych domów wybieramy naturalne materiały i elementy, przy których produkcji nie ucierpiało środowisko, które są dobre dla zdrowia człowieka i zdrowia planety. Stosujemy energooszczędne urządzenia – od systemów ocieplania, ogrzewania, poprzez energetyczne, do wodociągowych. Czasem słyszymy, że ekologia jest droga, że nie każdego na nią stać, ale to nie do końca prawda. Przecież nie kosztują wiele: ekspozycja domu w kierunku południowym, zmniejszenie liczby otwartych przestrzeni od strony północnej, odpowiednie dopasowanie funkcji budynku do stron świata, pozwalające na dobrą cyrkulację energii, czy izolacja domu. Podobnie jak maksymalne wykorzystanie naturalnego oświetlenia lub spadku wody. Najchętniej budujemy z cegły i drewna, a zamiast oleju i węgla wykorzystujemy energię z biomasy. Tam, gdzie to możliwe, ogrzewamy dom energią geotermalną, instalujemy kolektory słoneczne... Różnymi metodami lub elementami próbujemy stworzyć balans między człowiekiem i jego funkcjonowaniem w środowisku. Ważne też, by dom nie zaburzał otaczającej przyrody. Jak mamy z działki piękny widok, to aż się prosi, by stanął tam parterowy budynek z użytkowym poddaszem o lekkim nachyleniu. A bywa, że zamiast takiego ktoś chce sobie wybudować wysoką szklaną puszkę. Wszystko jest więc kwestią wyboru, nie zawsze kosztów. Ekologia stanie się już wkrótce koniecznością.
-Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli człowiek za bardzo oddala się od natury, zaczyna popadać w kłopoty. Zgadza się pani z tym?
-Tak, bo to jakby chcieć wyjść ze swojego ciała. Człowiek żyje najpierw w swoim ciele – to najmocniej odczuwa, potem w domu, a następnie w naturze. Wszystkie te „ciała” postrzega jako siebie „w czymś”, tak jak swoją osobowość – jako siebie w swoim ciele. Nie da się człowieka oddzielić od natury, tak jak nie da się wyjść ze swojego ciała. Stanowimy element środowiska, czy tego chcemy, czy nie. Jesteśmy z nim nierozerwalnie związani. Oddychamy powietrzem, odżywiamy się produktami, które rosną w ziemi... Żyjąc w antropocentrycznym świecie i uważając siebie za centrum wszechświata, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Nie chcemy uznać tego, co dla nas najważniejsze – nierozerwalnego połączenia z Ziemią, pozbawiając się tym samym wolności. Wierzę, że przywrócenie więzi między przyrodą i człowiekiem jest ważne dla obu stron. Tak jak troszczymy się o swoje ciało, tak coraz lepiej będziemy dbać o planetę, bo tylko ona jak na razie daje nam schronienie. Tę współzależność chcemy w ludziach rozbudzać.
-Czy to jest wasza SENSmisja?
-Stworzyłyśmy termin „ecoarchitektura”, by nazwać to, na czym nam zależy. Umacnianie więzi między człowiekiem a naturą jest naszą misją. Stałyśmy się jedynie narzędziem w realizacji tej idei. Najciekawsze, że wcale tego nie planowałyśmy, to się po prostu nam wydarzyło i ukształtowało poprzez to, jak żyjemy, myślimy i jakie jesteśmy. Chcemy inspirować innych, dając im swoją wiedzę i pokazując, że można żyć i mieszkać proekologicznie, z uważnością w umyśle i wrażliwością w sercu.
-A skąd pani czerpie inspiracje?
-Z podróży, spotkań z ludźmi i przechodzenia przez różne doświadczenia wynikające ze zderzenia kultur. Właśnie na styku połączeń dwóch, czasem przeciwstawnych, jakości tworzy się trzecia, która może stać się częścią wspólną – to chyba największe źródło moich inspiracji. Dziesięć lat temu w Collegium Feng Shui trafiłam na wykłady „Człowiek – Przestrzeń – Czas” architekta chińskiego pochodzenia Howard’a Choy’a. Tam właśnie poznałam Klaudię. Przez kilka kolejnych lat odkrywałyśmy chińską sztukę projektowania przestrzeni życiowych. Szybko przekonałyśmy się, że podobnie myślimy o środowisku – bo to natura jest dla nas miejscem, gdzie powracamy do równowagi. Zaczęłyśmy wspólnie pracować nad projektami, odkryłyśmy, że dom to nie tylko ściany, że jest w tym element, który szlifujemy do dziś, czyli współoddziałująca relacja, jaka tworzy się między miejscem a człowiekiem, który w nim przebywa. W końcu założyłyśmy pracownię architektoniczną Ecoarchitektura. Filarem naszej działalności jest ekologia oraz systemy ochrony środowiska użyteczne w architekturze.
Dom jest delikatną membraną między naturą a człowiekiem. Nie powinien być twierdzą nie do zdobycia dla środowiska, słońca i wiatru
Przez pięć lat studiowałam również psychologię międzykulturową, żeby zrozumieć, dlaczego ludzie dobrze się czują w niektórych przestrzeniach, a w innych nie, jakie elementy są najważniejsze na mapie wyobrażeniowej i jak wpływają na tworzenie osobistej przestrzeni życiowej. Wciąż poszukujemy z Klaudią odpowiedzi na te pytania. Dużo podróżujemy, szkolimy się, uczestniczymy w targach, obserwujemy aktualne trendy i mody. Moim marzeniem jest teraz wyprawa do Islandii i na Grenlandię.
-Czemu właśnie tam?
-Bo tam jest tak pięknie i surowo! Oczywiście także na potrzeby ekoarchitektury – w Islandii wybudowano najwięcej na świecie domów ogrzewanych energią geotermalną. Chcę je zobaczyć, poznać ich mieszkańców i pomyśleć, czy nie byłby możliwy transfer pewnych pomysłów do Polski. U nas wprawdzie warunki geotermalne nie są najlepsze, ale to przecież tylko jeden z elementów tworzonych przez nas przestrzeni.
-Dlaczego uważne tworzenie własnej przestrzeni życiowej ma tak duże znaczenie?
-Bo to my sami możemy decydować o tym, jaka ma być. Na przestrzenie, w których pracujemy, zazwyczaj takiego wpływu nie mamy. A najczęściej od rana do wieczora są oświetlane sztucznym światłem, okna zaciemnione, brak słońca, powietrze z klimatyzacji... Jeśli dodamy do tego brak czasu na ciepłe zrównoważone jedzenie (nie to z mikrofalówki) i permanentny stres, budzimy się w sztucznej rzeczywistości, która nijak się ma do tego, do czego nasze ciała są zaprojektowane. Ciągłe przemęczenie, niewyspanie, złe samopoczucie, poczucie zdezorientowania, a w efekcie brak energii na działanie to wynik zaburzenia naturalnej homeostazy człowieka, której konsekwencją może być frustracja, a nawet choroba, bo ciało będzie musiało jakoś zatrzymać to szaleństwo, będzie się bronić.
-Najchętniej projektujecie na południu kraju. Dlaczego?
Bo tam jest energia gór – skupiająca, w przeciwieństwie do rozpraszającej energii morza. Jeśli ktoś męczy się w życiu z powodu braku koncentracji, stabilizacji, obrania pewnego kierunku, to budowanie domu w przestrzeni, gdzie hulają wiatry, nie jest wskazane, bo tam nie ma zakorzenienia, działa element „ulotny”. Ten z kolei inspiruje do poszukiwań i pobudza wyobraźnię.
-A jaką energię mają mazowieckie przestrzenie?
-Zależy gdzie, na przykład w Warszawie jest duży przeciąg, bo wokół nie ma ani wzgórz, ani nawet pagórków, i wiatr zatrzymuje się jedynie na budynkach.
-Prowadzicie badania terenu pod zabudowę?
-Tak, analizujemy ukształtowanie terenu samej działki i jej okolicy, przebieg naturalnych i sztucznych cieków wodnych. Obserwujemy, jak zachowuje się wiatr, w jaki sposób operuje słońce i czy napotyka jakieś przeszkody na drodze do domu. Jaki jest widok z miejsca, gdzie stanie dom – na każdą ze stron świata. Ważne jest też sąsiedztwo, w sensie zarówno zieleni i form przyrody, jak i wyglądu oraz funkcji istniejących budynków. Robimy bilans energetyczny domu – bierzemy pod uwagę warunki nasłonecznienia, osobiste preferencje domowników, układ funkcjonalny i wymogi energooszczędności. Dopiero na tej podstawie określamy, na którą stronę dom będzie otwarty, a od której powinien być zamknięty.
-Od czego zależy wybór ekspozycji na słońce?
-Między innymi od typu osobowości domownika. Na przykład introwertyk ma już wystarczający poziom pobudzenia, więc ucieka od bodźców zewnętrznych. Tak mocno żyje w środku, że pewne elementy mogą się stać dla niego destruktorami, mogą zaburzyć jego homeostazę psychologiczną. Tacy ludzie preferują mniej słońca, więcej energii skupiającej. Natomiast osoby z cechami bardziej ekstrawertycznymi potrzebują bodźca zewnętrznego do działania, do wyjścia na zewnątrz – wolą przestrzenie większe, otwarte, jaśniejsze, czasem wręcz gorące. Oczywiście trochę generalizuję, bo do każdego człowieka podchodzimy indywidualnie i słuchamy tego, czym chce się z nami podzielić. Przecież zawsze zdarzają się wyjątki od reguły i wtedy jest najciekawiej!
-Co jeszcze można zrobić, by tę naturalną relację człowieka z naturą uzdrowić i uchronić przed zerwaniem?
-Intensywniej pracować nad budzeniem wrażliwości takiego kontaktu. Także edukować, zwłaszcza dzieci i młodzież, jak za pomocą małych przekształceń można dokonać dużej zmiany w dziedzinie ochrony środowiska – czyli poprzez uważne życie, szacunek do przyrody i zamianę złych nawyków na dobre: oszczędzanie wody i energii elektrycznej, segregacja odpadów... To są małe kroki, ale w skali globalnej mogą złożyć się na ogromny dystans.