Rób rzeczy dla siebie, a nie dla poklasku. Graj, gdy nikt nie słucha, pisz opowiadania, których nikt nie przeczyta, a satysfakcja wewnętrzna pozwoli ci z radością iść przez życie. Na tym właśnie polega ikigai – mówi Ken Mogi, neurobiolog i wykładowca akademicki, autor książki „Ikigai, japońska sztuka szczęścia”.
Czym jest właściwie ikigai?
To słowo określające przyjemności i istotę życia. W dosłownym tłumaczeniu iki znaczy „żyć”, a gai to „powód”. Mówi się, że ikigai to system motywacyjny, dzięki któremu rano wstajemy z łóżka. Moim porannym ikigai jest kawa z czekoladą, od której zaczynam dzień, a potem praca. A ty jakie masz ikigai?
Podróże – chociaż może to zbyt wielka sprawa, by być ikigai?
Nie ma zbyt dużych ani zbyt małych ikigai. Może ono dotyczyć radości z drobnych, codziennych rzeczy, takich jak piękne słońce o poranku, wiatr we włosach czy pyszne śniadanie, ale mieszczą się w nim też wielkie plany i niezwykłe osiągnięcia. To demokratyczne pojęcie zakładające czerpanie szczęścia z różnorodności, jaką przynosi życie. Chodzi o odnalezienie przyjemności w tym, co robimy, bez oczekiwania sukcesu. On może się pojawić, ale nie musi. Ikigai pokazuje, jak być szczęśliwym i znaleźć sens życia bez udowadniania tego całemu światu, bo przecież to właśnie kryje się za słowem „sukces”.
Jak zacząć doświadczanie ikigai?
Od codziennego doceniania drobnych rzeczy. Na przykład gdy rano robisz kawę czy przygotowujesz śniadanie, spróbuj pomyśleć o tych czynnościach nie jak o banalnych, ale ważnych rzeczach. Nadaj im znaczenie. W Japonii ceremonia parzenia herbaty została zamieniona w sztukę, ważny rytuał. A przecież można powiedzieć, że to tylko herbata. Tymczasem mistrzowie tych ceremonii latami doskonalą gesty, sposób wsypywania liści czy wlewania wody, a do podawania napoju używają przepięknych wiekowych czarek.
Wszystko po to, by pokazać, że życie składa się z małych rzeczy?
Warto zacząć podchodzić z respektem i uważnością do drobnostek, bo jak się głębiej zastanowić, to z nich właśnie składa się nasze życie. Nie z wielkich i spektakularnych chwil. Dlatego tak ważne jest docenianie małych rzeczy. Akceptowanie ich takimi, jakie są. Ikigai wyraża się w drobiazgach.
Nie chodzi przypadkiem o bycie tu i teraz?
Musimy zdać sobie sprawę, że życie składa się z jednorazowych zdarzeń. Doznania przemijają, więc trzeba podchodzić do nich z powagą. Nasza rozmowa odbywa się tu i teraz, a jeżeli kiedyś się powtórzy, to będzie już inną rozmową innego mnie z inną tobą. Stąd taka popularność w Japonii kontemplowania ulotnych chwil, jak na przykład obserwowanie kwitnących wiśni czy tak poważne podejście do rytuałów. Chodzi o zanurzenie się w tu i teraz. Każda chwila jest wyjątkowa, bo każda przemija.
A czego – zgodnie z ikigai – tak naprawdę potrzeba nam do szczęścia?
Często uważamy, że aby być szczęśliwi, musimy spełnić jakieś warunki. Być zdrowi, odnieść sukces, mieć partnera, rodzinę, pracę, wykształcenie. Tymczasem nie ma gwarancji, że to zapewni nam szczęście. To ułuda! Najwyraźniej ją widać, gdy myślimy, że czegoś nam do szczęścia brakuje – ot, na przykład miłości. Gdy jesteśmy sami, wydaje nam się, że jeżeli kogoś poznamy, to odnajdziemy szczęście. Tymczasem ta pustka to wytwór naszej wyobraźni. Skupiamy się na tym jednym aspekcie życia tak bardzo, że aż przysłania on nam całą resztę. I przez to nie cieszymy się z tego, co mamy. A często mamy wiele. Zmiana tego myślenia wymaga akceptacji siebie. Dlatego to tak trudne i proste jednocześnie.
Akceptacja siebie jest o wiele trudniejsza niż docenienie smaku porannej kawy czy promieni słońca.
Mamy w Japonii powiedzenie juni toiro, które znaczy „dziesięcioro ludzi, dziesięć barw”. Każdy jest inny, ma unikalne cechy osobowości. Trzeba tę różnorodność docenić. I sobie również dać prawo do bycia innym. To „uwolnienie siebie” stanowi jeden z filarów ikigai. Po prostu pozwól sobie na bycie sobą, nie porównuj się z innymi, bo nawet bliźniaki się od siebie różnią. I co za tym idzie – rób rzeczy dla siebie: graj, gdy nikt nie słucha, pisz opowiadania, których nikt nie przeczyta, a satysfakcja wewnętrzna pozwoli ci z radością iść przez życie. Tymczasem zbyt często robimy coś dla poklasku. Źle ustawiamy hierarchię wartości. Oczekujemy uznania i braw. A gdy wyróżnienia nie przychodzą, tracimy entuzjazm. O wiele lepiej sprawić, by źródłem szczęścia był sam wysiłek, a nie efekt, który pojawi się lub nie.
Tak właśnie często bywa z naszą pracą. Jak się ma ikigai do japońskiego pracoholizmu?
W Japonii patrzymy na życie jak na zbiór małych rzeczy i postrzegamy wiele jego aspektów inaczej niż Europejczycy, których światopogląd wynika z chrześcijańskiej tradycji. Ona przedstawia pracę jako konieczny trud, który – pozwolę sobie na daleką metaforę – jest konsekwencją wygnania z raju. Japończycy zaś widzą w pracy dobro samo w sobie. Chcą pracować jak najdłużej i rzadko kiedy marzą o emeryturze.
Czyli nie o pracoholizm tu chodzi?
Przyjemność płynąca z pracy bierze się stąd, że traktujemy ją jako cel, a nie jako coś, co trzeba znieść, by dojść do celu. Pracujemy nie tylko po to, by zarobić, ale dlatego, że praca jest źródłem szczęścia. Płaca to przyjemny dodatek. Żmudny wysiłek, nienastawiony na natychmiastowe efekty, ale za to skupiający się na detalach i wiecznym udoskonalaniu, tkwi głęboko w naszej kulturze. Stąd właśnie taka biegłość i precyzyjność japońskich rzemieślników, doskonałość maszyn czy narzędzi. Biorą się one z tłumienia indywidualnych ambicji oraz pragnień jednostki na rzecz grupy, co ma też, oczywiście, skutki uboczne – to właśnie dlatego tak mało u nas start-upów, Steve’ów Jobsów czy Marków Zuckerbergów. Ale coś za coś.
Przy takim nastawieniu przechodzimy z poziomu satysfakcji osobistej na szerszy poziom – wspólnotowy? Czy to nie blokuje zmian i indywidualnych sukcesów?
Ikigai na poziomie jednostki jest życiowym systemem motywacyjnym. Ale jeszcze ważniejszy okazuje się szerszy cel, czyli pozostawanie w harmonii ze środowiskiem, otaczającymi nas ludźmi i całym społeczeństwem. Przykładem takiego działania na rzecz wspólnoty i jej stabilności jest najstarsza na świecie monarchia dziedziczna, właśnie japońska. Wiele rodzinnych biznesów ma u nas po 500 i więcej lat. Japonia to kraj stałości.
Jak to się przekłada na ikigai?
Zachowanie ciągłości to sztuka. Człowiek przypomina las, potrzebuje innych, by się rozwijać. W nieprzewidywalnym świecie i w życiu, które obfituje we wzloty i upadki, warto pamiętać o tym, że ikigai towarzyszy nam również, gdy się potykamy. Japończycy zajmują czwarte miejsce na świecie pod względem długości życia. Dożywanie zaawansowanego wieku jest osiągnięciem, które szczególnie udaje się Japończykom z Okinawy, bijącym rekordy długowieczności. Co ciekawe, ci, którzy żyją najdłużej, deklarują, że osiągnęli w życiu ikigai.
Jak więc je odnaleźć?
Ono to zbiór wielu drobnych elementów, z których żaden sam w sobie nie stanowi doniosłego celu życiowego. Zacznij więc od rzeczy małych, doceniaj je i pozwól sobie na drobne przyjemności. Bądź bardziej wyrozumiały dla cech, które cię wyróżniają, i doceń je u innych. Odnajdź harmonię. Pomyśl o tym, co dla ciebie ważne, jaki masz cel w życiu. I zacznij go realizować krok po kroku, a raczej kroczek po kroczku, nie oczekując natychmiastowej nagrody. Bo ikigai nie towarzyszą fanfary, zmiana nie spadnie na ciebie znienacka, ale zacznie się powoli wplatać w twoją codzienność. Poza tym ono nie ma końca. Jeżeli coś jest twoim celem i to osiągniesz, wnet pojawi się nowy cel. To jak wchodzenie po schodach. Za każdym razem, gdy wejdziesz na jakiś stopień, zaczynasz widzieć następny. Ikigai nigdy się nie kończy. Na tym polega jego piękno.
Ken Mogi, neurobiolog, pisarz i dziennikarz. Mieszka w Tokio. Napisał ponad sto książek popularnonaukowych, esejów i poradników. Sprzedały się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, przetłumaczono je na 20 języków.