1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Każdy z nas może zapoczątkować zmianę. Rozmowa z islandzką aktywistką Heidą Ásgeirsdóttir

Heida Ásgeirsdóttir dla rodzinnej farmy porzuciła pracę w modelingu w Nowym Jorku oraz w policji. Teraz hoduje owce i angażuje się w lokalną politykę. (Fot. archiwum prywatne Heidy Ásgeirsdóttir)
Heida Ásgeirsdóttir dla rodzinnej farmy porzuciła pracę w modelingu w Nowym Jorku oraz w policji. Teraz hoduje owce i angażuje się w lokalną politykę. (Fot. archiwum prywatne Heidy Ásgeirsdóttir)
Heida Ásgeirsdóttir jest znana w całej Islandii. Zrobiło się o niej głośno, gdy zaczęła aktywizować lokalną społeczność mieszkającą na południu wyspy, blisko wulkanu Katla, przeciwko wielkiemu koncernowi, który w sąsiedztwie jej farmy planował wybudować elektrownię. Postawa Heidy jest dowodem na to, że każdy z nas może zapoczątkować zmianę, nawet pomimo oporu innych.

Masz cztery siostry, ale tylko ty zdecydowałaś się przejąć rodzinną farmę. Nie zostałaś modelką w Nowym Jorku, porzuciłaś wielki świat. Dlaczego?
Przygoda z modelingiem w tamtym momencie życia, czyli ponad 20 lat temu, na pewno dodała mi pewności siebie, bo należałam do osób nieśmiałych. Ale to zupełnie nie było moje życie. Ono jest tu, na farmie. Zawsze wiedziałam, co chcę robić. Moje trzy siostry są starsze i zupełnie inne. Miały odmienne od mojego pomysły na życie. Ale czwarta została farmerką, tak jak ja, mieszka w tym samym regionie i często sobie pomagamy.

Podobno ojciec nie chciał, żebyś poszła w jego ślady.
Bał się, że tu utknę, będę samotna i pozbawiona wsparcia. Ale ja od początku miałam zamiar zostać na farmie, tylko chciałam prowadzić ją inaczej niż rodzice. Dziś jestem właścicielką nowoczesnego gospodarstwa, które w żaden sposób mnie nie ogranicza. Jeśli tego potrzebuję, mogę zostawić zwierzęta na tydzień, a nawet dwa, wyjechać czy aktywnie działać w społeczności lokalnej. Mam przyjaciół i swoje zajęcia. Nie żyję tak jak moi rodzice, zarządzam farmą po swojemu i jestem tu szczęśliwa.

Ja chyba bałabym się samotności i izolacji. 
Lubię być sama, ale tak naprawdę na farmie zawsze ktoś jest, ktoś przyjedzie pomóc albo zajrzy zapytać, co słychać. Poza tym teraz wszędzie można dotrzeć szybko i łatwo, nawet zimą – wystarczy, że wsiądę na skuter śnieżny czy traktor i w mig dojadę do mia- steczka albo do sąsiada. Wiele też zmienił Internet. Mogę komunikować się z bliskimi, kiedy tylko tego potrzebuję.

Jak się żyje w takiej farmerskiej społeczności?
Od zawsze wiedziałam, że najważniejsza jest wspólnota lokalna, dobre sąsiedztwo. W okolicy wszyscy sobie nawzajem pomagamy, zwłaszcza gdy zdarzają się trudne momenty, jak na jesieni, kiedy trzeba spędzać owce z hal oraz strzyc je, czy podczas odbierania porodów. Wówczas wsparcie od kogoś, komu się ufa, jest nieocenione. Zgrana  społeczność jest szczególnie ważna, gdy przychodzi ktoś z zewnątrz i dla własnych korporacyjnych celów próbuje cię skorumpować, przekupić, nastawić ludzi przeciwko sobie i zniszczyć wzajemne zaufanie.

 Islandzka farma Heidy Ásgeirsdóttir (Fot. archiwum prywatne) Islandzka farma Heidy Ásgeirsdóttir (Fot. archiwum prywatne)

No właśnie, za wami czas próby. Koncern energetyczny Sudurorka próbował wymusić na was zgodę na sprzedaż pastwisk, by wybudować elektrownię wodną Bulandsvirkjun. To był wielki test dla całej wspólnoty, by nie dać się skłócić i utrzymać jeden front. 
To było prawdziwe wyzwanie. W pewnym momencie negocjacji doszło nawet do tego, że gdy na drodze mijały się dwa sąsiedzkie auta – a mamy taki zwyczaj, że wtedy zwykle machamy sobie na powitanie – kierowcy udawali, że siebie nie widzą. Niektórzy woleli wybrać okrężną drogę, byle tylko nie oglądać mnie i mojej farmy. A przecież ja walczyłam nie tylko o własną ziemię, ale też o ochronę środowiska, bo elektrownia zniszczyłaby tutejszą przyrodę. Na szczęście sprawa została zamknięta, zanim zaczęło naprawdę źle się dziać między nami. Ostatecznie wysyłanym przez koncern tzw. konsultantom społecznym nie udało się skłócić wspólnoty. Dziś wszystko wraca powoli do normalności, ludzie znowu zaczynają sobie ufać i zapominają o tym, co było.

Czyli udało się uratować wasze pastwiska i cały obszar przyrodniczy?
Nie zapadła jednoznaczna decyzja ze strony rządu, ale wszelkie pomysły koncernu zostały odrzucone przez najlepszych islandzkich naukowców i biologów i na razie nie ma społecznej zgody na postawienie elektrowni wodnej w tym miejscu. Wszystko może się jednak zmienić i być może wtedy będzie trzeba powtórzyć nasz protest. Wciąż czujemy, że ta groźba nad nami wisi, choć w tym momencie sprawa ucichła.

Z powodu zagrożenia budową elektrowni zdecydowałaś się zostać lokalną działaczką i weszłaś do polityki. Tak usłyszał o tobie świat. 
Dziś pełnię funkcję zastępcy lokalnego posła w parlamencie i kiedy nasz lider nie może jechać na obrady, wysyłają mnie. Takie nagłe zastępstwo wymaga niezłej logistyki – bo w krótkim czasie muszę znaleźć kogoś, kto zajmie się moimi owcami, kiedy wyjadę na tydzień. Ale na szczęście nasz lider to człowiek dość aktywny i zaangażowany.

Ochrona przyrody jest dla ciebie bardzo ważna. Jak bardzo dotykają was zmiany klimatyczne?
Wciąż mamy pory roku, a pogoda nie utrudnia pracy na tyle, byśmy nie mogli się utrzymać z rolnictwa. Choć mamy już za sobą okresy bardzo silnych zmian pogodowych − kolejno: burz, wiatrów oraz deszczy. Może klimat nie ociepla się tutaj tak szybko jak na kontynencie, lecz wiemy, że to przyjdzie. Nadal możemy podziwiać lodowiec Mýrdalsjökull, ale topi się bardzo szybko.

Jak bardzo to wpływa na pracę na farmie?
Jeszcze wszystko wydaje się być w normie, ale zdaję sobie sprawę, że to się zmieni. I trzeba będzie reagować.

Co najbardziej lubisz w swoim życiu?
Na pewno to, że jestem swoim własnym szefem. I że mogę być fizycznie blisko natury, ze zwierzętami, ja właściwie z nimi żyję. Jednocześnie to też najgorszy element mojej pracy, bo wiem, że zwierzęta, które kocham i o które dbam, pewnego dnia będę musiała zabić. To powtarza się co roku. Zdarzają się chore, porzucone albo osierocone jagnięta, które sobie nie poradzą, czy owca, która się śmiertelnie pokaleczyła i trzeba jej skrócić cierpienia. Zwierzęta to najlepsza i najgorsza część życia na farmie.

Heida Ásgeirsdóttir dla rodzinnej farmy porzuciła pracę w modelingu w Nowym Jorku oraz w policji, obecnie hoduje owce i angażuje się w lokalną politykę. 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze