1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

„Daję kobietom poczucie sprawczości i zaradności życiowej” – rozmowa z instruktorką stolarki Kasią Sawko

„Żadne specjalne talenty nie są do tej pracy potrzebne, choć oczywiście się przydają. Wtedy finezja i spektakularne efekty pojawiają się szybciej, a sam proces obróbki drewna jest dużo przyjemniejszy” – mówi instruktorka stolarki Kasia Sawko. (Fot. archiwum prywatne)
„Żadne specjalne talenty nie są do tej pracy potrzebne, choć oczywiście się przydają. Wtedy finezja i spektakularne efekty pojawiają się szybciej, a sam proces obróbki drewna jest dużo przyjemniejszy” – mówi instruktorka stolarki Kasia Sawko. (Fot. archiwum prywatne)
Nigdy nie miałam poczucia, że praca ujmuje mi kobiecości – mówi instruktorka stolarki Kasia Sawko. Nam opowiada o swojej fascynacji drewnem i o tym, jak wielką satysfakcję ma z tego, że dzięki prowadzonym przez nią warsztatom kobiety nie tylko odzyskują poczucie sprawczości, ale i stają się bardziej zaradne życiowo.

Kasia Sawko, instruktorka stolarki, założycielka projektu „Wióry lecą”, autorka poradników o renowacji mebli i stolarce dla początkujących (Fot. archiwum prywatne) Kasia Sawko, instruktorka stolarki, założycielka projektu „Wióry lecą”, autorka poradników o renowacji mebli i stolarce dla początkujących (Fot. archiwum prywatne)

Jak w pani życiu pojawiły się drewno i stolarka?
To czysty przypadek. Były ferie zimowe, siedziałam w domu z moim partnerem. Mieliśmy wspólnie pod opieką trzy córki, które są w różnym wieku, i nie dogadywały się ze sobą. W pewnym momencie mój partner stwierdził: „jadę po deski, może drewno je w końcu rozerwie”. Mieliśmy tylko podstawowe narzędzia. Dziewczynki zabrały się do robienia mebelków dla lalek i bardzo się w to wkręciły. Były skupione na pracy i nagle przestały się ze sobą kłócić. W domu pojawiła się nowa energia. Pomyślałam, że taka aktywność przydałaby się też kobietom, zwłaszcza tym, które siedzą w domu z dziećmi. Wpadłam na pomysł warsztatów stolarskich. Nazwałam je „Wióry lecą” i zaprosiłam na nie koleżanki za pośrednictwem Facebooka. Wyobrażałam sobie, że z kilkoma bliskimi kobietami będziemy w mojej kuchni heblować deski. Tymczasem już następnego dnia chęć udziału w warsztacie wyraziło kilkaset osób. Od tego czasu moje życie się zmieniło – postanowiłam poświęcić je stolarce. Szkoda mi było nie wykorzystać energii, która pojawiła się w związku z jednorazowym, w pierwotnym założeniu, przedsięwzięciem.

I postanowiła pani odejść z pracy. Co dokładnie stało za tą decyzją?
Jestem osobą, która bardzo entuzjazmuje się pracą i zawsze wkładam w nią całe serce, niezależnie od tego, co wykonuję – choćby miało to być wkładanie listów do koperty. Wcześniej pracowałam w organizacjach pozarządowych, tuż przed „Wiórami” w Instytucie Badawczym w Centrum Cyfrowym. Lubiłam to robić, ale jednocześnie czułam, że gdzieś mnie ciągnie, że potrzebuję zmiany. Efekty mojej pracy były bardzo odroczone w czasie, co zaczęło mi w pewnym momencie przeszkadzać. Tymczasem na warsztatach stolarskich było inaczej. Ludzie szybko brali się do roboty, wiedzieli, czym się konkretnie mają zajmować, nie było czasu na small talki, efekt pojawiał się po kilku godzinach wysiłku, był nie dość że piękny, to jeszcze praktyczny. Szalenie spodobała mi się ta energia pracy fizycznej. Poczułam, że w nas wszystkich pracujących za biurkiem drzemie za nią tęsknota.

Co dziś odpowiada pani na pytanie o zawód?
Często mówię, że jestem instruktorką stolarki, choć teraz to już nie do końca prawda, bo z powodu pandemii musiałam zawiesić działalność, skoncentrowałam się na książce i przez chwilę pracowałam w domu kultury. Aktualnie zbieram energię na nowe projekty związane z majsterkowaniem i nie tylko.

(Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko) (Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko)

Jak uczyła się pani stolarki?
Gdy zaczynałam, nie miałam o niej pojęcia – wszystkiego uczyłam się dzień przed warsztatami. Spędzałam 10–12 godzin dziennie pod okiem stolarzy. Zatrudnialiśmy fachowców, trudno o lepszą szkołę. Pójście do szkoły zawodowej byłoby w moim przypadku trochę pozorowanym działaniem. Nie potrzebowałam papierów ani dyplomów. Kursy, które prowadziłam, przeznaczone były dla amatorów. Fachu uczyłam się bezpośrednio od rzemieślników.

Czy na swojej zawodowej drodze spotkała pani mentorkę?
Kilka kobiet starszych ode mnie, z pokolenia moich rodziców. Były to osoby po prostu bardzo szczere. Jedną z nich była Hanna, z którą pracowałam – twarda, prostolinijna kobieta, która zawsze trafiała w sedno. Fascynowało mnie to, bo sama sobie na to niekoniecznie pozwalałam. Kontakt z nią podziałał na mnie ośmielająco, choć nie był to żaden oficjalny proces mentoringu czy coachingu.

Co dała pani praca z drewnem?
Poczucie sprawczości, odpoczynek dla głowy oraz bardzo konkretne życiowe korzyści: samodzielnie zbudowałam sobie kuchnię, z której jestem bardzo dumna. Zyskałam też domową zaradność, która jest dla mnie bardzo atrakcyjna.

A jak reagowały znajome na to, że postanowiła pani zająć się stolarką?
Na początku było to dla nich spore zaskoczenie, ale jednocześnie bardzo szybko podłapały mój entuzjazm i zaczęły mi kibicować. Warto podkreślić, że przez wiele lat pracowałam w organizacjach pozarządowych, znam wiele aktywistek. To specyficzne, bardzo otwarte środowisko. Przez moje warsztaty przewinęło się mnóstwo znajomych, trochę imprezowo, trochę z ciekawości. Dostałam od nich mnóstwo dobrej energii i wsparcia.

A mężczyźni stolarze?
Nigdy nie mianowałam się doświadczoną stolarką, zatem nikt nie traktował mnie jak zagrożenie.Na samym początku zdarzyło mi się spotkać kilku bardziej protekcjonalnych rzemieślników, którzy potraktowali mnie z wyższością, ale wynikało to po prostu z ich indywidualnych cech. Od wielu lat nie spotkałam się z taką reakcją. Inni stolarze traktują mnie zupełnie normalnie.

(Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko) (Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko)

Wyobrażam sobie, że do pracy z drewnem potrzeba sporej siły fizycznej…
Jeśli chce się sklecić półkę na zioła czy podstawkę pod laptopa, żadna siła nie jest konieczna. Więcej potrzeba jej przy renowacji mebli, zwłaszcza przy rozkładaniu ich na części. Jednak jeśli robi się to wolno i rozłoży pracę w czasie, to nawet najbardziej wiotkie, nieprzywykłe do pracy fizycznej kobiety dadzą sobie z tym radę. Co najwyżej następnego dnia będą czuły zakwasy. Ja jestem silna i krzepka z natury, więc to nigdy nie był dla mnie duży problem. Do tego korzystam głównie z ręcznych narzędzi, które są lekkie i łatwe w obsłudze. Trudniej bywało podczas warsztatów wyjazdowych, gdy trzeba było rozpakować samochód z wszystkimi materiałami. Wtedy momentami czułam, że faktycznie nadużywam swoich kobiecych sił.

Wydaje mi się, że stolarka może być postrzegana jako niekobiecy zawód, choćby ze względu na to, że niszczy dłonie, wymaga noszenia roboczych ubrań. Czy to nie było dla pani problemem?
Z bliższymi koleżankami robiłyśmy sobie podczas warsztatów konkursy na najlepiej zachowany manikiur. Faktem jest, że przez te wszystkie lata zmężniały mi dłonie, które z natury były smukłe. Bardzo wiele osób podkreślało też, że kobieta z narzędziami jest sexy. To chyba trochę fantazja jak z męskich kalendarzy, nigdy nie miałam poczucia, że stolarka ujmuje mi kobiecości. Niemniej jednak po kilku latach zatęskniłam za czymś bardziej delikatnym, zwiewnym, pachnącym i w związku z tym zapisałam się na kurs masażu.

Drewno jest w końcu szorstkie i chropowate w dotyku, zostawia drzazgi…
Tak, drzazgi i pył są wszędzie. Ale jednocześnie drewno pachnie, a przedmioty, które z niego powstają, są piękne. Do tego zdecydowana większość osób w stolarni na moich warsztatach to były kobiety. Siłą rzeczy panowała więc tam zupełnie inna atmosfera niż w tartaku, gdzie rżnie się drewno na gabaryty.

Czy kobiety pracują w stolarce inaczej niż mężczyźni?
Jestem ostrożna, jeśli chodzi o wyciąganie takich uogólniających wniosków. Zauważyłam jednak kilka zachowań, które mnie samej również były bliskie. Na przykład to, że kobiety podchodziły do procesu twórczego bardziej płynnie, jeśli coś je przestawało kręcić, zmieniały zdanie, w połowie pracy decydowały się, że zamiast półki powstanie regał. Dla wielu mężczyzn, którzy pracowali jako instruktorzy, to było często nie do przełknięcia. Zaobserwowałam też, że mężczyźni byli bardziej zawzięci. Gdy coś sobie postanowili, mogło im to zająć mnóstwo czasu, ale i tak dokończyli swój projekt.

(Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko) (Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko)

Osobiście jestem dosyć niezgrabna, jeśli chodzi o manualne czynności. Jakie trzeba mieć predyspozycje, by zająć się stolarką?
Jeśli ktoś jest manualnie chaotyczny i uważa się za niezdarę, to cechą, którą powinien mieć, jest cierpliwość. Nie znam osoby, której przy odpowiednim samozaparciu nie udałoby się czegoś zbudować. Jeśli ktoś się wkręcił w pracę, to prędzej czy później mu się udawało. Żadne specjalne talenty nie były potrzebne, choć oczywiście się przydają. Wtedy finezja i spektakularne efekty pojawiają się szybciej, a sam proces pracy z drewnem jest dużo przyjemniejszy.

Najbardziej bym się chyba bała tego, że utnę sobie palec...
To częsta obawa. Gdy zaczynałam, wydawało mi się, że kobiety mogą mieć trudność z pokonaniem lęku przed ostrzem. A jednak tak się nie działo. Wszyscy się po prostu brali do roboty i bardzo mało osób wymagało dodatkowego psychologicznego wsparcia. Na pewno pomagało też przeszkolenie z zasad BHP na samym początku i fakt, że trudniejsze czynności wykonywało się w asyście instruktora. Tworzyliśmy na tyle bezpieczną atmosferę, że wszyscy się przełamywali. Zdarzało się, owszem, że niektórzy odmawiali ze skorzystania z ostrzejszych narzędzi. Ale byli to także mężczyźni.

Przeprowadziła pani mnóstwo warsztatów, napisała dwie książki. W pewnym sensie stała się pani mentorką dla tysięcy kobiety. Jakie to uczucie?
Nie czuję się wyjątkowo, ale mam świadomość, że moje „Wióry” były dla wielu osób ważne i coś zmieniły w ich życiu. Czuję satysfakcję, gdy widzę, że ktoś znalazł na moich warsztatach coś prawdziwego dla siebie. Cieszę się, że mogę dać kobietom okazję, żeby spróbować czegoś zupełnie nowego, poczuć trochę siły w nieznanym obszarze. Po moich warsztatach mają więcej sprawczości, co wynika choćby z korzystania z narzędzi, które potem przydają się do tysiąca rzeczy na co dzień. Nie muszą już wzywać pana Kazika do byle naprawy, są w stanie ją same ogarnąć. Część kobiet znalazła też na moich warsztatach nowe przyjaźnie, dla innych była to forma wytchnienia od klawiatury czy rodziny. Była też garść takich, które otworzyły biznesy związane z drewnem, co oznaczało dla nich bardzo namacalną zmianę w życiu zawodowym. Nie chciałabym przy tym dorabiać jakiejś filozofii do moich warsztatów. Dla niektórych kobiet to był po prostu miły prezent, który dostały na mikołajki. Niektóre oddychały z ulgą po skończeniu warsztatów i wracały do domu oglądać seriale.

(Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko) (Fot. materiały prasowe/archiwum prywatne Kasi Sawko)

Jakie ma pani plany na przyszłość?
Remontuję właśnie siedlisko. To moje wymarzone miejsce. Mam nadzieję, że oprócz warsztatów związanych z majsterkowaniem będę tam organizować takie związane z przetworami, uprawą roślin czy ziołami. Intuicja mi podpowiada, że to dobry kierunek.

Polecamy książkę: „Sęk w tym. Stolarka dla początkujących”, Kasia Sawko, wyd. Buchmann. Polecamy książkę: „Sęk w tym. Stolarka dla początkujących”, Kasia Sawko, wyd. Buchmann.

Kasia Sawko, założycielka projektu „Wióry lecą”, w ramach którego prowadzi warsztaty stolarskie. Lingwistka z wykształcenia, animatorka kultury i trenerka edukacji medialnej. Autorka poradników o renowacji mebli i stolarce dla początkujących.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze