1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Skandale brytyjskich dworów – dlaczego interesuje nas życie wyższych sfer?

Brytyjska rodzina królewska, lata 80. (Fot. BEW Photo)
Brytyjska rodzina królewska, lata 80. (Fot. BEW Photo)
Zobacz galerię 9 Zdjęć
Dlaczego życie wyższych sfer to wyjątkowo wciągający i pouczający serial naszych czasów – pytamy Marka Rybarczyka.

Przyznaje pan, że brytyjska arystokracja fascynuje pana z dwóch powodów. Ze snobizmu, ale przede wszystkim z poczucia absurdu, które wywołują ich erotyczne, obyczajowe i finansowe ekscesy. Snobizm jest oczywisty, to bowiem jedna z ostatnich klas, która w świecie zachodnim pozostała – przynajmniej w niektórych obszarach czy aspektach – prawie nietknięta. Choć I wojna światowa, na którą Brytyjczycy poszli z dumy i poczucia imperializmu, a nie z konieczności, przetrzebiła szeregi arystokracji, to nadal ma ona ogromne przywileje. Na przykład w Izbie Lordów zasiada prawie 100 arystokratów, a około 800 nosi dziedziczne tytuły, poza tym w ich rękach jest 1/3 ziemi w Anglii – jak mówi angielskie przysłowie, wystarczy obrócić się trzy razy i rzucić kamieniem, by trafić w rezydencję jakiegoś lorda.

Arystokracja jest tu tak liczna i ważna z kilku powodów. Po pierwsze uniknęła rewolucji, która we Francji wycięła w pień dobrze urodzonych. Po drugie wyszła obronną ręką z rewolucji przemysłowej, uratowana przez falę małżeństw z amerykańskimi dziedziczkami, które wnosiły w posagach pokaźny zastrzyk gotówki. Po trzecie, zachowała wiele zamków i dworów, niezniszczonych w czasie II wojny światowej, które są obecnie w posiadaniu wielce szlachetnej organizacji, jaką jest National Trust, i udostępniane do zwiedzania. Obecność arystokracji jest więc zauważalna.

Członkowie rodziny królewskiej nazywają swoją familię „Firmą”. Na zdjęciu król Jerzy VI Windsor, Królowa Matka oraz ich córki - Elżbieta i Małgorzata. (Fot. BEW Photo) Członkowie rodziny królewskiej nazywają swoją familię „Firmą”. Na zdjęciu król Jerzy VI Windsor, Królowa Matka oraz ich córki - Elżbieta i Małgorzata. (Fot. BEW Photo)

Są też niepisane przywileje, polegające na tym, że jeśli pochodzisz z wielkiej rodziny, czyli – jak śmieję się razem z innymi autorami – masz nazwisko, którego pisownia ma się nijak do jego wymowy albo które jest wieloczłonowe – to jest ci o wiele łatwiej znaleźć pracę. Jest mnóstwo galerii sztuki czy firm PR-owych, w których jedno szepnięcie, że ktoś jest z takiej, a nie innej rodziny, gwarantuje zatrudnienie. Arystokraci kończą zwykle elitarne szkoły, jak Eton, ale tu studiują też potomkowie rodzin z dużymi pieniędzmi, więc te dwie klasy trochę się mieszają. Dzięki temu w Eton poznali się książę William i księżna Kate, wtedy Middleton. Jest mnóstwo sklepów oferujących towary i ceny nie na normalną kieszeń, jak pracownia garniturów przy Savile Row w Londynie, które dostarczają swoisty uniform dla arystokraty. Książkę „Skandale angielskich dworów” zaczynam od anegdoty o pewnie sunącym pojeździe z fioletową lampką z przodu, na który natrafiłem kiedyś zdziwiony na ulicy w Covent Garden. Ta lampa to symbol, że jedzie nim ktoś z rodziny królewskiej, komu trzeba ustąpić pierwszeństwa. I metafora tych przywilejów.

Rodzina królewska, kwintesencja i symbol potęgi swojej klasy, jest popularna nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w Polsce. Skąd u nas to zainteresowanie? Z tęsknoty za własną arystokracją? Brytyjska rodzina królewska to jest ewenement na skalę światową. Zaczęła pełnić rolę takiej soap opery, ulubionego serialu każdego, niezależnie od wieku czy pochodzenia. Wszystko zaczęło się od małżeństwa Karola i Diany, zakończonego publicznym praniem brudów, na co nałożyła się rewolucja w prasie i powstanie tabloidów, czyli imperium prasowego Ruperta Murdocha. Cały świat chciał czytać o rodzinie królewskiej, a dziennikarze to ochoczo podchwycili.

Królowa Elżbieta II i książę Filip. (Fot. Getty Images) Królowa Elżbieta II i książę Filip. (Fot. Getty Images)

W Polsce praktycznie nie mamy arystokracji, ona została w okrutny sposób wycięta i zniszczona przez komunizm i populizm, czyli demokrację. Za komuny tępiono ją planowo, natomiast demokracja zabiła szacunek dla tytułów i dla tradycji. A mamy przecież kilka wspaniałych rodów arystokratycznych, które jednak coraz częściej wynoszą się z Polski, bo czują się tu niemile widziane. Anglicy mają świadomość, że klasy wyższe niosą ze sobą przede wszystkim pewne wartości.

Jakie? Ja arystokrację zacząłem bardzo cenić, kiedy zdałem sobie sprawę, że bez niej – mam tu na myśli głównie arystokrację brytyjską – nie byłoby współczesnej cywilizacji europejskiej, i mówię to z całą powagą dziennikarza i politologa. Przede wszystkim była niesamowicie bogata, bogatsza nawet niż dzisiejsi potentaci z Doliny Krzemowej. Poza tym żyła w odcięciu od świata, dzięki czemu mogła się ugruntować i wyodrębnić. Przez wyspiarską izolację miała więcej spokoju i nie ulegała tak łatwo trendom. Stąd słynny angielski konserwatyzm.

Królowa Elżbieta II i jej córka, księżniczka Anna. (Fot. BEW Photo) Królowa Elżbieta II i jej córka, księżniczka Anna. (Fot. BEW Photo)

Tę klasę było stać na wiele – na picie kawy i herbaty w restauracjach, ale też na kupowanie dzieł sztuki, na mecenat artystyczny i na kult wolności. Arystokracja w XVIII wieku staje się uosobieniem niezależności i czynnie wspiera kult indywidualizmu. W Anglii do dziś ceni się oryginałów. Wielu arystokratów – często z nudów i nadmiaru wolnego czasu – było naukowcami, wynalazcami, odkrywcami czy podróżnikami. Oni wymyślili nam świat. Nic dziwnego, że uważają się za wyjątkowych, ale też szanują wyjątkowość innych. Byli promotorami liberalizmu, sztuki, ale też działalności charytatywnej, czuli się odpowiedzialni społecznie – a tego dotkliwie brak dzisiejszej klasie politycznej. Brytyjska rodzina królewska zakłada i wspiera tysiące organizacji, w tym bardzo nowoczesne, zajmujące się walką z cyberprzemocą, depresją czy zanieczyszczeniem środowiska.

Jedna sprawa to wartości, druga to zepsucie. Sam pan pisze, że byli też elitą brutalną, wyzyskującą, czerpiącą zyski z pracy niewolników. W XIX, ale i XX wieku arystokracja to zgnilizna moralna, dewiacje, wychowanie w szkołach z internatem. Są czarne karty historii arystokracji, jak niewolnictwo. Jest też nadal występujący zimny chów. Tak jak Elżbieta II wykończyła Karola, chłodem, brakiem czułości i surową szkołą z internatem, tak wielu innych arystokratów niszczyło swoje dzieci. Zwłaszcza poprzez wczesne oddawanie ich do szkół, gdzie były dowożone jak pakunki i doświadczały aktów sadyzmu ze strony nauczycieli i rówieśników, mówię tu głównie o XVIII wieku. Ale kary cielesne, zimne pokoje, osamotnienie – były na porządku dziennym też w XX wieku. W ten sposób hodowano późniejszych dewiantów. Trójkąty małżeńskie, dewiacje seksualne, praktyki sado-maso, wątki biseksualne – o tym wszystkim piszę w książce. Anglia kojarzy nam się z oziębłymi konserwatystami, którzy do łóżka zabierają najwyżej termofor z ciepłą wodą, ale to nieprawda – to oni wymyślili pierwszą rewolucję seksualną w XVIII wieku. To brało się z nudy, ale też z wychowania, które potem odreagowywali w sypialni. Londyn był miastem z największą liczbą domów publicznych w Europie, to tam swoją „edukację” zaczynali potomkowie arystokratycznych rodzin.

Brytyjska rodzina królewska, lata 80. (Fot. BEW Photo) Brytyjska rodzina królewska, lata 80. (Fot. BEW Photo)

„Sekrety angielskich dworów” to pana kolejna książka o arystokracji. Co jest w niej tak inspirującego, że nie przestaje pan wracać do tego tematu? Arystokraci są swoistym laboratorium dla każdego z nas jako człowieka. My, żyjący w stechnologizowanym XXI wieku, stajemy się podobni do XVIII-wiecznych lordów. Oni siedzieli w swoich zamkach, liczących 100 pokoi, i czuli się bardzo osamotnieni, dlatego wymyślali sobie różne rzeczy – obyczajowe i seksualne. My też zamknięci w swoich pokojach czy siedzący przed komputerami ze słuchawkami na uszach czujemy się odizolowani od świata, uciekamy w gadżety i wirtualną rzeczywistość, albo spędzamy całe dnie w centrach handlowych, w tłumie, ale tak naprawdę sami. Coraz trudniej nawiązać nam bliskie związki z innymi, coraz łatwiej umówić się na seks. Wynaleźliśmy tyle rzeczy, które miały nam oszczędzić czas, a teraz nie wiemy, co z tym czasem zrobić. W historii brytyjskiej arystokracji widzę tak naprawdę opis losu jednostki pragnącej uciec przed nieuchronnością śmierci i tym, że w jej obliczu zawsze jesteśmy sami.

Marek Rybarczyk, publicysta, dziennikarz, pisarz. Znawca kultury i historii Wielkiej Brytanii, wieloletni dziennikarz radia BBC, korespondent „Gazety Wyborczej” w Londynie, komentator Radia TOK FM, radiowej Trójki i TVN24. Autor książek, m.in. „Tajemnice Windsorów”, „Elżbieta II. O czym nie mówi królowa?” „Skandale angielskich dworów”.

Polecamy książkę Marka Rybarczyka „Skandale angielskich dworów”, wyd. Prószyński i S-ka, 2018 Polecamy książkę Marka Rybarczyka „Skandale angielskich dworów”, wyd. Prószyński i S-ka, 2018
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze