Jeszcze zanim się do niego wejdzie, po ciele przechodzi dreszcz. Wszystko jest tu przedziwne i niezwykłe. Już od wjazdu widać
siedzącego przed drzwiami kościotrupa – kobietę z warkoczami w kolorowej sukience. Nie bez powodu Ryba Schalekamp, kolorowa
Polka z Meksyku, zwana jest przez przyjaciół wojowniczą księżniczką.
Ryba nie boi się kościotrupów, przeciwnie – kolekcjonuje je. Hucznie obchodzi też Día de Muertos, czyli święto zmarłych, które w Meksyku jest radosne. W jej domu wszędzie stoją zegary. – Zegar jest dla mnie symbolem tego, że czas nie istnieje, jest względny. Każdy zegar pokazuje więc inną godzinę. Dla mnie nie ma „wczoraj” ani „jutro”, jest tylko „teraz” – mówi.
W Meksyku mieszka od 12 lat, jest przewodniczką wycieczek. Wcześniej była stylistką pokazów mody w znanym w latach 80. nocnym klubie w Chicago. Na urodziny poleciała z przyjacielem do Meksyku. Zakochała się w Playa del Carmen, które wtedy było rybacką wioską z najpiękniejszymi plażami na świecie. Po latach znalazła tam dom. Uwiódł ją architekturą, przestrzenią i światłem. – On do mnie mówił. Podpowiadał, jak go urządzić – twierdzi.
Kuchnia. Obraz Matki Boskiej oprawiony w ramę w kolorze wściekłej żółci, pokryty żółtą koronkową tapetą, dostała od przyjaciółki. (Fot. Robby Cyron)
Zawsze lubiła kolor i antyki. – Kiedy przeprowadziłam się do Playa del Carmen, pokochałam w dodatku prymitywne meble – mówi. Uwielbia shabby chic, czyli inaczej stary szyk. W aranżacji wnętrza nie mogło więc zabraknąć przecieranych mebli, koronek i dekoracji vintage. Od zawsze kocha też sztukę sakralną. Ma całą kolekcję obrazów Matki Boskiej. Również w kuchni, która jest sercem domu. Wymyśliła, że meble chce mieć z palet. Do wyspy przytwierdzone są stare maszynki do mielenia mięsa po babci, które służą za podręczne miseczki. Na ścianie, za wyspą, wisi kolorowy napis „BAR”. Litery kupiła w designerskim sklepie na Florydzie, są metalowe, zrobione ze starych rejestracji samochodowych.
Sypialnia gospodyni utrzymana w stylu shabby chic. Wszystko jest w niej stare. (Fot. Robby Cyron)
Meksyk kojarzy się z przyprawami. – Ale tu mamy wszystko świeże, wystarczy wyjść na targ – wyjaśnia. W domu nie ma więc szaf pełnych zasuszonych przypraw. Kilka trzyma w metalowych okrągłych pudełkach z Ikei, które przyczepia się magnetycznie do drzwi lodówki. Ze skórzanych sakw, które wyjęła z charakterystycznych amerykańskich pasów dla budowlańców i zawiesiła na ścianie, wystają noże. – Często używam rzeczy niezgodnie z przeznaczeniem – śmieje się. Kiedyś w sklepie znalazła stare grabie. Odwrócone do góry zębami, pomalowane na biało służą za wieszak dla naszyjników w łazience.
Od progu pachnie… pieczoną rybą. Ryba pali dużo kadzideł ceremonialnych, by oczyścić dom ze złej energii. Ich zapach miesza się z aromatem kwiatów i gotujących się w kuchni potraw. Gdy otwierasz drzwi i wchodzisz do salonu, myślisz, że znalazłaś się w magicznym muzeum sztuki. Na ścianach wiszą setki obrazów, aż pod sufit. W rogu salonu – wielki na pięć metrów obraz z czerwonymi słoniami, który Ryba kupiła na wyprzedaży w Chicago. Z zachwytem oglądała różne przedmioty i nagle zobaczyła zwinięty obraz, z podpisem malarza na odwrocie. – Chcę za niego 500 dolarów – powiedziała sprzedawczyni. Kiedy kobieta rozwinęła obraz, Ryba aż krzyknęła z zachwytu. – Ale mam tylko 100 – odpowiedziała. Dobiły targu.
Na żółtej szafce, wyjętej spomiędzy ananasów i papai na targu warzywnym, stoją alebrijes – malowane figurki z papier mâché. (Fot. Robby Cyron)
Na sąsiedniej ścianie wisi kolekcja masek. – To maski ceremonialne, z dziurami na oczy, nos i usta – wyjaśnia Ryba. – Niektóre są bardzo stare, muzealne, podpisane przez znanych artystów, którzy je wykonali. Maski mają w ustach prawdziwe zęby zwierząt, podobnie włosy i brody pochodzą z włosia zwierzęcego: dzików, koni, pumy, pantery. Były zakładane do różnych ceremonii, na przykład żeby sprowadzić deszcz. Pierwszą kupiła na targu. Kiedy sprawdziła w Internecie nazwisko autora, okazało się, że jego prace wiszą w muzeach.
Ryba lubi odwiedzać targi i znajduje tam prawdziwe perełki. Tak jak biała, haftowana w maki i zakończona frędzlami narzuta w sypialni. Druga wisi nad łóżkiem, nad nią półka z książkami, na której leżą ponadto czaszki dzikich świń i dwie przedwojenne skórzane walizki z warszawskiego Koła. Pościel musi być stara, wykrochmalona, z koronką richelieu, często kupuje ją na targach w Polsce. Sporo tej Polski – w sypialni wisi talerz malowany przez Kamila Sipowicza, są też dwa zdjęcia autorstwa Tomka Sikory.
Ryba nie boi się kościotrupów, przeciwnie – kolekcjonuje je. (Fot. Robby Cyron)
Ryba twierdzi, że dom prosi się o przebieranie. Dlatego przedmioty wędrują. Tak było, gdy na targu kupiła żółtą szafkę. – Myślałam, że mi serce pęknie, gdy między ananasami a papają zobaczyłam kanarkową szafkę, zbitą z palet – opowiada. Kiedy mebel znalazł się w domu, zaczęło się przestawianie: to pójdzie na górę, a to do ogrodu, bo chociaż dotąd musiało być na wejściu, dziś Ryba jest zakochana w innym meblu i to on musi zająć główne miejsce. Podobnie jest z obrazami. Ile ich jest? Trudno policzyć, bo wciąż przybywają nowe. – Dobrze, że mam wysokie, sześciometrowe pomieszczenia, mogę z obrazami piąć się w górę – śmieje się.
Sześciometrowe pomieszczenia pozwalają na eksponowanie stale rosnącej kolekcji obrazów. (Fot. Robby Cyron)
W domu są dwa piętra. Na dole olbrzymi, loftowy salon, kuchnia i kolosalne francuskie drzwi do ogrodu; potem przechodzi się do części, w której są sypialnia i łazienka z wanną. Kamienne schodki prowadzą na piętro, gdzie jest z kolei sypialnia z balkonem i łazienką dla gości. – Schody prowadzą do nieba – zapewnia Ryba. I coś w tym jest, bo na górze znajduje się olbrzymi taras z widokiem na rozgwieżdżone meksykańskie niebo.
Kamienne schodki prowadzą na piętro. To część przeznaczona dla gości. (Fot. Robby Cyron)
Ryba Schalekamp przyjeżdża do Polski i organizuje meksykańskie wieczory w Warszawie z dobrym jedzeniem w jej wykonaniu i shoppingiem meksykańskiej kolekcji modowej, którą można kupić. Prowadzi też kulinarno-modowo-podróżniczy profil na Facebooku.