Spadającym gwiazdom przypisywano różne znaczenie, czasem złowróżbne. Według słowiańskich wierzeń był to dobry znak – zwiastował obfity plon i bogactwo. I choć dziś wiemy już, że są to cząstki pyłu z Układu Słonecznego, to widoczny w sierpniu rój Perseidów nadal wywołuje magiczne tęsknoty. Spadające meteoryty możemy podziwiać przez wiele dni, w tym roku szczyt będzie miał miejsce w nocy z 12 na 13 sierpnia.
Letnia noc i gwiazdy spadające tak licznie, że każdy może napatrzeć się do woli...
Brzmi magicznie, ale w samym zjawisku żadnej magii nie ma. Jak wyjaśnia prof. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN, na swojej orbicie wokół Słońca Ziemia w każdym miesiącu napotyka jakieś zjawisko – od 17 lipca do 24 sierpnia są to Perseidy. Rój meteorów (czyli właśnie to, co potocznie nazywamy spadającymi gwiazdami) zawdzięcza swoją sławę przede wszystkim temu, że ma miejsce latem.
Jeszcze bardziej spektakularne i nawet łatwiejsze do oglądania, bo poruszające się z mniejszą prędkością, są bowiem Geminidy i Kwadrantydy. Tyle że pierwsze mają maksymalne natężenie w połowie grudnia, a drugie na początku stycznia, kiedy mało komu chce się wpatrywać bez ruchu w niebo co najmniej przez kwadrans. I to gdzieś na odludziu, najlepiej poza miastem, bo wysoka zabudowa i światło latarń zdecydowanie utrudniają obserwację. Licząc dodatkowo na to, że w kluczowym momencie niebo nie zostanie przysłonięte chmurami.
Przekazy o Perseidach pojawiły się już w czasach starożytnych, a od końca XIX w. wiemy, że są związane z kometą Swifta–Tuttle’a (od nazwisk dwóch amerykańskich astronomów, którzy zaobserwowali ją niezależnie w tym samym czasie). Co nieco ponad 130 lat kometa przybliża się do Słońca, uwalniając kolejną porcję cząstek – meteoroidów – składających się m.in. z dwutlenku węgla, brudnego śniegu, pyłu, czyli ogólnie mówiąc: pozostałości tego, z czego powstał Układ Słoneczny.
Pył z komety Swifta–Tuttle’a wpada w atmosferę ziemską z prędkością 59 km/s i choć pojedyncze cząsteczki są wielkości ziaren piasku, to siła zderzenia z człowiekiem przypominałaby mniej więcej tę przy potrąceniu przez samochód jadący z prędkością ok. 50 km/h. Zwykle jednak do tego nie dochodzi, ponieważ małe meteoroidy niszczeją w atmosferze, pozostawiając po sobie jasną smugę, tzw. meteor, widzialną przez człowieka. Dużo rzadziej pojawiają się duże elementy, którym udaje się przedrzeć przez atmosferę i spadają na powierzchnię Ziemi, wtedy nazywane są meteorytami.
Wyraźna jasna smuga pojawia się na tle nieba naprawdę przez chwilę: trwa to od ułamka sekundy do 2–3 sekund. Zatem jeśli ktoś wierzy w przesłanie, że pomyślenie marzenia przy spadającej gwieździe gwarantuje jego realizację, powinien ćwiczyć refleks. Przyznaję, że mnie od lat się nie udaje wykorzystać okazji; zwykle jestem tak zaskoczona i uradowana samym widokiem, że zanim sprecyzuję myśl (bo przecież, jak mówi przysłowie: „Uważaj, czego sobie życzysz, bo to może się spełnić”), meteor należy już do przeszłości. W tym roku będę znów polować na Perseidy. I – niezależnie zresztą od rezultatu – przez wiele kolejnych lat.
Profesor Olech uspokaja, że choć tor komety może się w przyszłości zmienić (np. z powodu zakłóceń grawitacji), to przez najbliższe 5–10 tys. lat sierpniowy deszcz gwiazd nie powinien ustać.