1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Ryba Schalekamp – mówią na nią „Polska Frida”

Ryba Schalekamp (Fot. Tomasz Sikora)
Ryba Schalekamp (Fot. Tomasz Sikora)
Utalentowana, oryginalna, nieco ekscentryczna artystka. Ryba Schalekamp przed laty wyjechała z Polski do Stanów Zjednoczonych. Ale odkąd pierwszy raz znalazła się w meksykańskiej wiosce, wiedziała, że to jest jej dom. Mieszka tam od dwunastu lat. Nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Meksyk jest taki jak ona: magiczny, prawdziwy, szczery.

„Regresaste mi Reina! Regresaste mi Reina!” – zawołał miejscowy szaman na jej widok. – To znaczy: „Królowo, wróciłaś! Królowo, wróciłaś!” – tłumaczy Ryba. Do dziś, choć minęło dobre 30 lat, na wspomnienie pierwszego dnia w Meksyku ciarki przechodzą jej po plecach. Już kiedy wysiadła z samolotu i poczuła zapach, wiedziała, gdzie jest. – Idziemy szutrową drogą i nagle naprzeciw nas wychodzi szaman – wspomina. – Znałam wtedy tylko kilka słów po hiszpańsku, ale mój przyjaciel dobrze mówił w tym języku, więc tłumaczył. – Od razu wiedziałam, że jest szamanem. Biła od niego niesamowita energia – opowiada Ryba. – Nie mogłam zrozumieć, dlaczego czuję się tak, jakbym już tu była. Znałam wszystko: widoki, smaki, zapachy. Nigdy wcześniej tego nie czułam – otwarta na nowości, wciąż czegoś zachłannie próbowałam. I miałam właśnie spróbować nowych smaków i zapachów Meksyku. Tymczasem czułam się, jakbym wróciła do miejsca swego dzieciństwa.

Ryba twierdzi, że ta meksykańska wioska była jej przeznaczona. Tym bardziej że szaman nie dał o sobie zapomnieć. W drodze powrotnej zatrzymali się ponownie w tej osadzie i weszli do małej przydrożnej knajpki. Szaman czekał. Wiedziała, że kiedyś tu wróci. Na zawsze.

Kolorowy ptak w szarym kraju

Nie znam bardziej kolorowej dziewczyny niż Ryba. Jest jak barwny ptak, który rozkłada skrzydła do lotu, wzbija się w powietrze i odwiedza okoliczne łąki. Właśnie przyjechała na wakacje do Polski i wszędzie jej pełno, bo wszędzie jest mile widziana. Jeśli brakuje ci energii, radości życia, przyjaciół, poczucia wartości, wiary w to, że życie ma sens, koniecznie spotkaj się z Rybą. Zaprzyjaźnia się od pierwszego wejrzenia. A jak kogoś pokocha, to mu gotuje. W dodatku pysznie! Gdy przyjeżdża do Warszawy, wiezie ze sobą pięć walizek cudownych, kolorowych meksykańskich ubrań i worek przypraw. Organizuje meksykańskie wieczory z dobrym jedzeniem w jej wykonaniu i shoppingiem meksykańskiej kolekcji modowej. Ryba jest artystką, w Warszawie studiowała w Akademii Sztuk Pięknych. Na początku lat 80. wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Miała dość komuny, biedy i szarych ulic. W siermiężnych czasach PRL-u ubierała polskie gwiazdy, Korę czy Lady Pank, dzięki czemu mogły na estradzie występować niczym kolorowe ptaki. Myślała, że w Stanach zostanie na zawsze.

Skoczmy do Meksyku

W Chicago organizowała pokazy mody w najbardziej znanym w latach 80. nocnym klubie Limelight. Pamięta pewną noc: jest godzina pierwsza, może druga, skończyła pokaz i razem z zaprzyjaźnionym stylistą fryzur wychodzą z klubu. Pada śnieg, jest mroźno. „Niedługo mam urodziny” – mówi Ryba. „To skoczmy do Meksyku” – zaproponował przyjaciel. Następnego dnia kupili bilety. Wylądowali w Cancún, małym i skromnym wówczas miasteczku na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Zatrzymali się w jednym z nielicznych hoteli. To był 1985 rok. Wynajęli auto, żeby udać się w dalszą podróż do Belize. – Nie było jeszcze nawet autostrady. Jechaliśmy z lotniska po klepanej drodze, przyglądałam się niezwykłej przyrodzie, turkusowej wodzie i cudownym ludziom – wspomina Ryba. – I tak, w drodze do Belize, trafiliśmy do Playa del Carmen. W latach 80. to była wioska rybacka – dwa hotele, jeden bar.

Rybę zachwyciło niezwykłe miejsce położone dokładnie na szlaku Majów i konkwistadorów. Zakochała się w nim na dobre. Z czasem również inni odkryli, że na półwyspie Jukatan są najpiękniejsze plaże świata i Playa del Carmen zaczęła się powoli zmieniać w tętniące życiem miasto turystyczne.

Powracające marzenie

I choć zakochała się w tej małej meksykańskiej wiosce, musiała wrócić do domu w Chicago. Czekała na nią czteroletnia córka Matylda. Miała tylko ją, bo ojciec dziewczynki, pierwszy mąż Ryby, zmarł. To dla niego przeniosła się ze Stanów Zjednoczonych do Australii, a potem z córką wróciła. W Chicago mieszka jej mama, w Australii nic już jej nie trzymało. Ale od tego czasu wciąż wracała do Meksyku. Ciągnęło ją poczucie, że tam jest jej prawdziwy dom, że kiedyś już tam żyła. W dodatku za każdym razem pojawiał się znajomy szaman. „Czułem, że już jedziesz” – mówił na mój widok, gdy okazywałam zdziwienie jego niespodziewanym pojawieniem się – opowiada. Wyjeżdżała, gdy tylko mogła, na kilka dni, tygodni, miesięcy. Nawet w podróż poślubną z drugim mężem wybrała się do Meksyku. Od ślubu czas od jesieni do wiosny spędzała w Meksyku. Kiedy urodziła kolejną dwójkę: Johannesa i Lolitę, wyjeżdżali całą rodziną. – Dzieci chodziły tam nawet przez pół roku do szkoły – opowiada. – A na lato wracaliśmy do Stanów. Jestem ciepłolubna, nie znoszę zim, to było idealne rozwiązanie.

Już nie potrafiła żyć bez Meksyku. Dzieci były samodzielne, studiowały, kiedy postanowiła: „Wyjeżdżam do Meksyku na dłużej”.

Ryba Schalekamp w swoim ogrodzie (Fot. Robby Cyron) Ryba Schalekamp w swoim ogrodzie (Fot. Robby Cyron)

Gotowa na nową miłość

I tak została. – Zakochałam się i postanowiłam się przeprowadzić. Do kraju, który kocham, i do mężczyzny, którego pokochałam – wspomina. – Nawet nie myślałam, czy znajdę pracę, bo ona nie miała dla mnie wtedy znaczenia. Ważniejsze było stworzyć dla nas dom. Lubię przestrzeń, wysokość, światło. Obejrzałam bardzo dużo domów, zanim znalazłam ten – opowiada. – Już kiedy weszłam w bramę, czułam, że to jest moje miejsce do życia. Uwiodła mnie jego architektura i światło. Otworzyłam drzwi i ukazało mi się pomieszczenie o wysokości sześciu metrów. Dom projektował dla siebie architekt, ale musiał go sprzedać. Po tygodniu był nasz. Był pusty, nie było dosłownie nic, aż niosło się po nim tylko echo. Ale mówił do mnie.

Ryba zawsze lubiła kolor i antyki. Twierdzi, że przedmioty muszą mieć duszę. Kiedy przeprowadziła się do Playa del Carmen, pokochała prymitywne meble. Uwielbia shabby chic, czyli inaczej stary szyk. – W praktyce wygląda to tak, że przez farbę przebijają poprzednie warstwy, nawet sprzed 150 lat, ponieważ mebla nikt nie szlifował, nie czyścił, tylko nakładał kolejną warstwę farby – wyjaśnia artystka. W aranżacji wnętrza nie mogło więc zabraknąć postarzanych przedmiotów, przecieranych mebli, koronek i dekoracji vintage. Dom ma dwa piętra, jest olbrzymi, loftowy salon, kuchnia, potem przechodzi się do części, w której jest sypialnia i łazienka z wanną, choć Meksykanie nie mają wanien, tylko prysznice. Gdy otwierasz drzwi i wchodzisz do salonu Ryby, myślisz, że znalazłaś się w magicznym muzeum sztuki. Na całej wysokości sześciometrowych ścian wiszą setki obrazów. Większość przywiezionych z podróży. Kamiennymi schodami idziemy na piętro.

– Schody prowadzą do nieba – śmieje się Ryba. I coś w tym jest, bo na górze znajduje się olbrzymi taras z widokiem na rozgwieżdżone meksykańskie niebo. Jest też sypialnia z balkonem i łazienką dla gości, zwykle z polecenia. Z balkonu przechodzi się na taras, który znajduje się nad kuchnią. – Dom to dla mnie serce – mówi Ryba. – To miłość, bo przyjeżdżają do niego moje dzieci, dla których to dom rodzinny. Kładą się na łóżko i mówią: „Jestem w domu”. Dom pachnie pieczoną rybą. Palę dużo kadzideł ceremonialnych, których zapach miesza się z aromatem kwiatów i gotujących się w kuchni potraw. Kadzidła palę rytualnie, co jakiś czas oczyszczam nimi dom od złych duchów, szczególnie po wizycie innych ludzi. Zapalam je, bo szałwia czasem nie wystarcza, i od wejścia idę powoli w lewo przez wszystkie pomieszczenia, potem kieruję się na górę i do ogrodu, gdzie je zostawiam, a wiatr wnosi jeszcze trochę mocy kadzidła do kuchni.

Wieść o niezwykłych zdolnościach Ryby do aranżacji wnętrz szybko się rozniosła. Miała coraz więcej klientów, którym urządzała domy. Niestandardowa, szalona, ekscentryczna – jak przestrzenie, które tworzyła.

Nie liczę godzin i lat

Po latach okazało się, że z mężem nie pasują jednak do siebie. Ale Ryba nie zna słowa „niestety”. Tak musiało być. – Może ten mężczyzna znalazł się przy mnie tylko po to, żebym ostatecznie zdecydowała się na przeprowadzkę do Meksyku? – zastanawia się. – Są ludzie-mosty, którzy pojawiają się po to, żeby pomóc nam przejść z jednego świata w drugi. Może on po to był.

– Szaman mnie ostrzegał, że z tego małżeństwa nic nie będzie – opowiada Ryba. – Długo nie chciał dać nam ślubu. „To nie jest ten facet. Z tego nic nie wyjdzie” – mówił. Miał rację. Po rozstaniu z mężem nie wiedziała, co robić. Została sama w pustym domu i nagle poczuła przeraźliwą ciszę. „Co ja tu robię?!” – wpadła w panikę, codziennie chciała wracać do Chicago. „A może zacznij wynajmować dom turystom i oprowadzaj ich po Meksyku, jakiego nie znajdą w przewodnikach” – podpowiedzieli przyjaciele ze Stanów. I tak dom Ryby stał się małym pensjonatem. Gości przyjmuje z radością i miłością. Nie liczy czasu, jaki z nimi spędza. I choć we współczesnej cywilizacji czas jest najdroższą monetą, to Ryba go hojnie rozdaje. W domu ma ponad 50 zegarów.

– Zegar jest dla mnie symbolem tego, że czas nie istnieje, że jest względny. Każdy zegar w moim domu pokazuje inną godzinę. Dla mnie nie ma „wczoraj” ani „jutro”, jest tylko „teraz” – mówi Ryba. Lubi też tykanie zegarów, jest jak mantra, uspokaja. – Taki spokój i szczęście można znaleźć tylko tutaj – przekonuje. Wszyscy się dziwią, co robi w Meksyku. – Przecież Meksykanie uciekają do Stanów, oddają wszystkie pieniądze, by wyjechać do „kraju dobrobytu”, narażają życie, prześlizgując się przez „zieloną granicę”, a ja rzuciłam Stany Zjednoczone, rzuciłam Australię, żeby żyć w Meksyku. Dlaczego to zrobiłam? Bo jest fascynujący! Metafizyczny. Niepodrabialny.

Co jeszcze ją tu trzyma? – Piękni, uśmiechnięci, szczęśliwi ludzie – mówi zdecydowanie Ryba. – Nie gonią za pieniędzmi, za dobrami, za pozorami. Są biedni, ale szczęśliwi.

Ryba Schalekamp (Fot. Robby Cyron) Ryba Schalekamp (Fot. Robby Cyron)

Ryba Schalekamp, artystka, stylistka, podróżniczka, przewodniczka po Meksyku. Prowadzi także Ryba Flying Pop Up skop, w którym sprzedaje meksykańskie ubrania, dodatki i biżuterię.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze