1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Biofilia – życie bez roślin jest passé

Chcemy na co dzień, a nie tylko od święta, odczuwać jedność ze środowiskiem i dostrzegać korzyści, jakie z tego płyną dla naszego zdrowia i samopoczucia. (Fot. iStock)
Chcemy na co dzień, a nie tylko od święta, odczuwać jedność ze środowiskiem i dostrzegać korzyści, jakie z tego płyną dla naszego zdrowia i samopoczucia. (Fot. iStock)
Co czujesz, gdy patrzysz na bujną zieleń, bezkresne lasy, pastelowe łąki kwietne? Przepełnia cię radość, zachwyt, a zarazem spokój. Czujesz, że jesteś cząstką tego świata, a to wyzwala poczucie wspólnoty. Czy wiesz, że to biofilia?

Namiętna miłość życia i wszystkiego, co żyje – to właśnie biofilia. Pierwszy raz tego terminu użył na początku lat 70-tych XX wieku amerykański psychoanalityk niemieckiego pochodzenia, Erich Fromm, w książce „The Anatomy of Human Destructiveness” (1973). W 1984 r. nazwa pojawiła się w pracy pt. „Biophilia” autorstwa amerykańskiego biologa Edwarda O. Wilsona, który zasugerował, że skłonność ludzi do relacji z przyrodą i innymi formami życia ma częściowo podłoże genetyczne – wszak człowiek blisko obcował z naturą przez ponad 90% swojego istnienia na Ziemi! Kontakt z z nią jest nam więc potrzebny do radosnego, zdrowego życia, gdyż – jak pisał Wilson – „rozwija inteligencję, emocje, kreatywność, zmysł estetyczny, ekspresję werbalną i ciekawość”.

Brak okazji do kontaktu z naturą wywołuje silną tęsknotę za przyrodą. Niektórzy mogą sobie poprawić nastrój weekendowym wyjazdem za miasto, inni pięknym widokiem z okna. Są i tacy, którym musi wystarczyć kilka kwiatów na parapecie…
Trzeba przyznać, że w czasie pandemii zamiłowanie do wszystkiego, co związane z naturą, przybrało na sile, a potrzebę kontaktu z nią uznano za ważne społecznie zjawisko. Przejawia się to w wielu dziedzinach życia, zwłaszcza w projektowaniu i urządzaniu wnętrz. Chcemy na co dzień, a nie tylko od święta, odczuwać jedność ze środowiskiem i dostrzegać korzyści, jakie z tego płyną dla naszego zdrowia i samopoczucia.

Biophilic design, czyli powrót do natury

Po krótkim zachłyśnięciu się industrializmem wracamy do korzeni – tworzymy zielone, biofilne wnętrza i budynki, np. mieszkalny Vertical Forest w Mediolanie czy The Spheres w Seattle (najnowszy projekt Amazona), gdzie każdy może przyjść i popracować wśród bujnej zieleni. I nie chodzi tu o paprotkę w doniczce na biurku, ale o całe ściany roślinności, a nawet szemrzące wodospady. Takie otoczenie pobudza twórcze myślenie – ludzie rozsiadają się w fotelach z laptopami na kolanach i… pracują!

Wraz z modnym ostatnio nurtem slow life ponownie zwróciliśmy się ku naturze i otaczamy się tym, co budzi pozytywne skojarzenia. Zjawisko to jest silnie widoczne w aranżacji wnętrz – tzw. biophilic design to wiodący trend ostatnich lat. Mówiąc w skrócie, polega on na wprowadzaniu do biur i mieszkań naturalnych materiałów, przyjaznych zmysłom kolorów, dźwięków, świateł i kształtów.

Elementy biofilnego designu to na przykład drewniana podłoga, duże okna z widokiem na drzewa (wpuszczające naturalne światło!) czy też tekstury bądź kształty przedmiotów wykradzione wprost ze świata przyrody (np. półki w kształcie plastra miodu lub tapety w roślinny wzór). Kilka takich naturalnych elementów zmienia charakter pomieszczenia i sprawia, że mieszka i pracuje się w nim o wiele przyjemniej i efektywniej. W pełni komfortowe warunki do życia i pracy można jednak stworzyć dopiero wówczas, gdy we wnętrzu pojawią się żywe rośliny. W końcu biofilia to miłość właśnie do tego, co żywe. To ważne – szacuje się, że w 2050 r. blisko 2/3 populacji będzie mieszkać w miastach, a już teraz blisko 90% życia spędzamy we wnętrzach.

Vertical Forest w Mediolanie to wyjątkowe założenie urbanistyczne. Na każdym balkonie każdego z dwóch wieżowców znajdują się donice, w których posadzono  drzewa, krzewy i byliny o łącznej powierzchni ponad 20 tysięcy m². Rośliny dobrano tak, aby jak najlepiej wykorzystać nasłonecznienie w danym miejscu, dzięki czemu zmaksymalizowano produkcję tlenu i pochłanianie dwutlenku węgla. (Fot. iStock) Vertical Forest w Mediolanie to wyjątkowe założenie urbanistyczne. Na każdym balkonie każdego z dwóch wieżowców znajdują się donice, w których posadzono drzewa, krzewy i byliny o łącznej powierzchni ponad 20 tysięcy m². Rośliny dobrano tak, aby jak najlepiej wykorzystać nasłonecznienie w danym miejscu, dzięki czemu zmaksymalizowano produkcję tlenu i pochłanianie dwutlenku węgla. (Fot. iStock)

Jaki kwiat do sypialni, a jaki do biura?

Wszystkie rośliny dobrze wpływają na domowy mikroklimat, gdyż woda stale parująca z ich liści nawilża powietrze. Poza tym pochłaniają dwutlenek węgla i wytwarzają tlen – jednak w nocy jest odwrotnie. Starannie dobierajmy więc kwiaty zwłaszcza do sypialni, ponieważ będą one wpływać na komfort snu i jakość powietrza, którym oddychamy. W sypialni najlepiej sprawdzą się aloes zwyczajny, fikus sprężysty, dracena wonna, bluszcz pospolity, grudnik czy skrzydłokwiat.

Mieszkania i biura emitują różnego rodzaju szkodliwe dla zdrowia związki pochodzące z klejów, farb, lakierów czy środków do czyszczenia. Od dawna sądzono, że usuwanie tych szkodliwych wyziewów można powierzyć roślinom. Potwierdzili to naukowcy z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA, którzy szukali sposobu na oczyszczanie powietrza we wnętrzach statków kosmicznych i stacji orbitalnych, w których kosmonauci przebywają przez długie miesiące. Naukowcy dowiedli, że już 3 duże lub 6 małych kwiatów doniczkowych potrafi zmniejszyć stężenie substancji toksycznych we wnętrzu.
Najskuteczniejsze w tym są: skrzydłokwiat, nefrolepis, palma kencja, epipremnum złociste (scindapsus) i dracena.

Ale poprawa mikroklimatu to nie wszystko – miło jest przecież zawiesić wzrok na liściach, bo zieleń uspokaja i daje odpoczynek oczom. Rośliny zmuszają nas też do... ruchu, gdyż trzeba je od czasu do czasu podlać… Coraz częściej też filodendrony, strelicje czy zamiokulkasy stają się naszymi pupilami, o które dbamy podobnie jak o psy czy koty – cieszymy się z nowych liści i kwiatów, dzielimy się zdjęciami zielonych pupili na forach, dokupujemy odżywki, doniczki i dodatkowe akcesoria. Nie bez powodu od jakiegoś czasu mówi się: Plant are the New Pets. Pielęgnowanie roślin uspokaja, uczy cierpliwości i daje wiele satysfakcji. Gdy jest się bardzo aktywnym zawodowo, łatwiej zadbać o zielonego pupila, z którym nie trzeba wychodzić na spacery niż o psa czy kota.

Miłośnicy roślin domowych nie tylko je podlewają i czyszczą, lecz także z nimi rozmawiają. (Fot. iStock) Miłośnicy roślin domowych nie tylko je podlewają i czyszczą, lecz także z nimi rozmawiają. (Fot. iStock)

Cała dżungla przyjaciół

Aby jednak poznać dobroczynny wpływ roślin, nie wystarczą dwa kwiatki na parapecie. Im więcej roślin, tym lepiej. Może więc – zwłaszcza w małych mieszkaniach – warto rozważyć instalację wertykalnego ogrodu, czyli tzw. zielonej ściany? Pozwoli nam to oszczędzić miejsce – na jednej ścianie można przecież posadzić kilkadziesiąt kwiatów, najlepiej o zwieszających się pędach (np. bluszcz, pnący figowiec, filodendron czy paprocie), które w przeciwnym razie zastawiłyby nie tylko parapety, ale też podłogi i biurka.
Taki wertykalny ogród we wnętrzu będzie zastrzykiem tlenu i świeżego powietrza, poprawi też jego akustykę, gdyż rośliny świetnie tłumią hałas. Bazą takich ściennych aranżacji mogą być stelaż z miejscem na doniczki, panel ze specjalnej płyty i kieszeni, w których sadzi się rośliny, doniczki z magnesem wieszane (bez ani jednego gwoździa) na metalowych lub pokrytych farbą magnetyczną powierzchniach oraz inne rodzaje doniczek do dekoracji ścian. Rośliny, uprawiane w donicach osadzonych w makramach i innych wiszących osłonkach, mogą też zwisać z sufitu.

W niedużym mieszkaniu często musimy też dzielić jedno wnętrze na kilka stref o różnych funkcjach, np. w salonie wyodrębnić pokój do pracy, sypialnię, jadalnię czy kuchnię. Po co jednak stawiać murki i ściany? Lepiej zastosować rośliny uprawiane w dużych donicach ustawionych obok siebie w rytmicznym szyku. Stworzą rodzaj ścianki zapewniającej choć odrobinę kameralności. A przy okazji będą zdobić wnętrze i poprawiać jego mikroklimat. Piękną ozdobą wnętrza są też tzw. szklane ogródki, czyli rośliny uprawiane w mniejszych i większych słojach. Taka forma uprawy ma wielu amatorów, którzy często dbają o swoje ogródki równie troskliwie, jak o ogrody za oknem, których słoje pełne roślin są zresztą namiastką.

Oryginalne ustawienie roślin doniczkowych tworzy w mieszkaniu namiastkę ogrodu. (Fot. iStock) Oryginalne ustawienie roślin doniczkowych tworzy w mieszkaniu namiastkę ogrodu. (Fot. iStock)

Zielone must have

W modzie florystycznej, podobnie jak w odzieżowej, z roku na rok zmieniają się trendy – obecnie na topie są rośliny tzw. architektoniczne – o dużych liściach i mocnych sylwetkach, np. monstery o olbrzymich „dziurawych” blaszkach liściowych, palmy (zwłaszcza areka i chamedora), pięknie kwitnące strelicje i skrzydłokwiaty. Bardzo modne są też gatunki o pstrych liściach, np. kroton, alokazja, kaladium, kordylina. Dużym wzięciem cieszą się również filodendrony występujące w wielu gatunkach i odmianach. Wielu amatorów, zwłaszcza wśród zapracowanych miłośników kwiatów, ma też tzw. żelazne rośliny – odporne na zaniedbania w pielęgnacji, np. zamiokulkas, nolina, juka czy sansewieria, których wręcz nie można często podlewać, gdyż od nadmiaru wody ich korzenie mogą gnić.
Aby kwiat rósł bujnie, zdrowo i był prawdziwą ozdobą wnętrza, trzeba wcześniej poznać jego wymagania, szczególnie co do warunków świetlnych – na przykład kroton o pstrych liściach świetnie się czuje w pełnym słońcu, a paproć w rozproszonym świetle. Warto to wziąć pod uwagę, szukając dla nich miejsca, bo przecież również roślinom musi być we wnętrzu wygodnie i miło.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze