1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Wszystkie jesteśmy córkami królowej Bony

Królowa Bona przeszła do historii jako furiatka, postać niemal demoniczna. Zarzucano jej m.in. otrucie znienawidzonej synowej, Barbary Radziwiłłówny, która idealnie wpisywała się w ówczesny ideał kobiety. Poddana i oddana swojemu mężowi, niemieszająca się w politykę. (Fot. Getty Images)
Królowa Bona przeszła do historii jako furiatka, postać niemal demoniczna. Zarzucano jej m.in. otrucie znienawidzonej synowej, Barbary Radziwiłłówny, która idealnie wpisywała się w ówczesny ideał kobiety. Poddana i oddana swojemu mężowi, niemieszająca się w politykę. (Fot. Getty Images)
Wydaje nam się, że przez ostatnie 500 lat ludzkość zrobiła ogromny skok cywilizacyjny, a tymczasem w pewnych kwestiach niemal drepczemy w miejscu. Najnowsza książka Patrycji Podrazik (P.K. Adams) uświadamia, że problemy kobiet niewiele się zmieniły od czasów… Jagiellonów.

„Ciche wody” to kryminał historyczny. Ile w nim fikcji, a ile faktów?
Fikcyjni są główni bohaterowie, towarzyszą im jednak postaci historyczne, m.in. królowa Bona, Zygmunt Stary, Jan Dantyszek, kanclerz Szydłowiecki, Piotr Gamrat i Antonio Carmignano. Wymyśliłam kryminalną intrygę, ale starałam się ją wiernie wpisać w historyczne tło. Opisy jedzenia, ubrań, dekoracji czy zwyczajów to efekt niezwykle szczegółowych badań i studiów nad kulturą i historią szesnastowiecznej Polski. Mimo ogromu pracy, jaki włożyłam w zachowanie prawdy historycznej, zdarzały mi się jednak wpadki. Na przykład w jednej ze scen napisałam, że podczas uczty goście jedli ziemniaki. Na szczęście redaktorka czuwająca nad moją książką ma dyplom z rusycystyki i natychmiast wyłapała ten błąd. W tamtym czasie ziemniaki jeszcze w ogóle nie były znane w Europie Wschodniej. W fabule są też drobne nieścisłości historyczne, które zrobiłam z rozmysłem. W rzeczywistości w grudniu 1519 roku Zygmunt Stary przebywał w Toruniu, gdzie szykował się do wojny z Krzyżakami. Nie toczono jeszcze jednak żadnych batalii, dlatego na użytek powieści przeniosłam go na Wawel. To nie jest biografia ani podręcznik historii, a powieść fabularna, w której można sobie pozwolić na takie drobne odstępstwa od prawdy.

Ale dlaczego akcja toczy się akurat na dworze królowej Bony? Apodyktycznej intrygantki i furiatki, której polska historia nie darzy sympatią.
Uważam, że niesłusznie. Ten wizerunek Bony to przede wszystkim efekt konserwatywnego, mizoginistycznego podejścia polskiej szlachty, dla której ambicja, inteligencja i niezależność były cechami absolutnie niestosownymi u kobiety. Dlatego Bona przeszła do historii jako furiatka, postać niemal demoniczna. Zarzucano jej m.in. otrucie znienawidzonej synowej, Barbary Radziwiłłówny, żony Zygmunta II Augusta, która dla odmiany idealnie wpisywała się w ówczesny ideał kobiety. Poddana i oddana swojemu mężowi, niemieszająca się w politykę. Na jej tle Bona wydawała się jeszcze większym dziwadłem.

Dwie skrajności, trochę jak Królewna Śnieżka i zła królowa.
Ten kontrast przez wieki działał na niekorzyść Włoszki. Sama jako czternastolatka uległam czarowi tragicznej miłości Zygmunta Augusta. Podczas wakacji u cioci w Świeradowie-Zdroju znalazłam w jej biblioteczce książkę Zbigniewa Kuchowicza „Barbara Radziwiłłówna”. Tego lata przeczytałam ją chyba cztery razy, a później jeszcze wielokrotnie do niej wracałam. Od tego zaczęła się moja fascynacja Jagiellonami. Potrzebowałam jednak kilku lat, by wyjść z romantycznych wyobrażeń i zrozumieć, jakie negatywne konsekwencje polityczne dla Polski miał ten mariaż. Wtedy też bardziej zrozumiały stał się dla mnie opór Bony i jej walka o to, by nigdy nie doszło do sformalizowania tego związku. Nie wiem, dlaczego badaczom i historykom tyle wieków zajęło obiektywne przedstawienie tej postaci. Dopiero w drugiej połowie XX wieku pojawiły się pierwsze próby zmiany negatywnego wyobrażenia o Bonie, m.in. Maria Bogucka napisała w tym czasie pozytywną biografię królowej, w której rzeczowo rozprawia się ze wszystkimi mitami na jej temat.

Bona w pani powieści też nie ma najlepszego zdania o polskich mężczyznach. Mówi wprost, że obawiają się kobiet, które mówią, co myślą, i przez całe życie chcieliby je oglądać wyłącznie w alkowach i na stołku do porodu.
To oczywiście moje słowa, ale z materiałów źródłowych, które czytałam, przygotowując się do napisania tej książki, wynika, że Bona rzeczywiście tak postrzegała Polaków. Ku mojemu zaskoczeniu wiele osób pyta mnie jednak, czy ten fragment nie jest przypadkiem zawoalowanym atakiem na współczesną Polskę i subtelnym nawiązaniem do zaostrzenia prawa aborcyjnego. Na początku zdziwiła mnie taka interpretacja, teraz jednak myślę, że to strasznie przygnębiające. Smutne, że po 500 latach opinia królowej Bony tak bardzo przystaje do współczesności, że wydaje się komentarzem do bieżących wydarzeń. Ta historia pokazuje, że z czasem zmieniają się nasze ubiory, potrawy, które jemy, sposób wysławiania się, ale pewne problemy są ponadczasowe i uniwersalne. Postęp ludzkości nie jest tak spektakularny, jak nam się wydaje, szczególnie w kwestiach światopoglądowych.

Jedna z bohaterek powieści mówi, że dziecko może podnieść status kobiety w rodzinie albo zepchnąć ją w przepaść. Odebrałam go bardzo współcześnie.
Cytat odwołuje się przede wszystkim do realiów szesnastowiecznych. A w tamtym czasie kobiety niezamężne, a mające dzieci były wyklinane, wyganiane z domu i często kończyły jako nierządnice na ulicy. Pod tym względem sytuacja bez wątpienia się poprawiła. Ale, co ciekawe, na Litwie nawet na początku XVI wieku obyczaje były znacznie swobodniejsze. Wiele kobiet z możnych rodzin miało nieślubne dzieci i nikogo to nie szokowało, przynajmniej do czasu, kiedy polska kultura katolicka wkroczyła na te tereny i przyniosła gruntowną zmianę obyczajów.

Czytając „Ciche wody”, miałam nieodparte wrażenie, że adresowała je pani do Polek, bo – jak napisała Agnieszka Graff w tekście „Patriarchat po seksmisji” – „Francuzi mają sery, Anglicy królową, a Polacy dyskryminację kobiet”.
Prawdę mówiąc, pisząc ją, myślałam o kobietach ogólnie, bo nasze problemy są ponad podziałami narodowościowymi. Najlepiej pokazał to ruch #MeToo mający zwrócić uwagę na problem molestowania seksualnego kobiet. Zaczął się w Stanach Zjednoczonych i błyskawicznie rozlał na co najmniej 85 krajów, m.in. Pakistan, Filipiny, Izrael czy Hongkong. Kobiety na całym świecie doświadczają przemocy seksualnej, ekonomicznej i fizycznej. W większości krajów są gorzej wynagradzane za swoją pracę i nieustannie muszą walczyć o pozycję w społeczeństwie. Z tego powodu w oryginale książka była napisana po angielsku. Poza tym w Stanach proza historyczna jest skoncentrowana przede wszystkim na Europie Zachodniej, szczególnie Francji i Anglii. A ja chciałam pokazać, że wschodnia część naszego kontynentu także ma bardzo ciekawą historię godną beletrystycznego ujęcia.

Jeszcze zanim pani książka ukazała się w Polsce, niektórzy dziennikarze pisali o uczestniczkach czarnych marszów, że wszystkie są córkami królowej Bony.
Z jednej strony to zrozumiałe, bo Bona bez wątpienia była niezależna, bardzo ambitna i nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Osobiście jednak nie uważam jej za protofeministkę, bo choć sama bardzo asertywnie domagała się praw, uznania i władzy, wcale nie starała się tego wywalczyć dla innych kobiet, a swoje córki wychowała wręcz bardzo konserwatywnie. Anna Jagiellonka, która po śmierci Zygmunta Augusta mogła zostać władcą Polski, dobrowolnie zrzekła się tego prawa. Trudno uwierzyć w to, że taką decyzję podjęła córka kobiety, która całe swoje życie walczyła o władzę i godną pozycję. Czyż to nie ironia? Być może rozbijanie tak zwanych szklanych sufitów jest tak mozolne, że nie starcza nam siły, by myśleć o innych? W naszej historii brakuje silnych jednostek, które pociągnęłyby za sobą resztę kobiet.

Może kobieca solidarność nie działa? Aż 87 proc. młodych Polek nie chciałoby mieć kobiety za przełożoną, donosi raport Women Power.
Coś bez wątpienia jest na rzeczy. Sama mam w tej kwestii nieprzyjemne doświadczenia. Moja pierwsza szefowa była silna, ambitna, nastawiona na karierę, ale bardzo nieprzyjemna dla innych kobiet. Potrafiła docenić mężczyzn, natomiast uważała, że my na pochwałę czy nagrodę musimy zdecydowanie ciężej zapracować. Mam wrażenie, że czasem kobiety, które osiągnęły sukces, próbują pokazać i udowodnić, że są tak samo dobre, a nawet lepsze od mężczyzn, niestety również w dyskryminowaniu innych kobiet. Może też dlatego walka o prawa kobiet idzie nam tak mozolnie.

Z analiz Global Gender Gap Report 2020 wynika, że kobiety w Europie Środkowo-Wschodniej będą miały równy status ekonomiczny, prawny i społeczny za 107 lat. Dokładnie w 2128 roku.
Mam nadzieję, że doczekamy tego znacznie wcześniej. I nie mam tu na myśli rozwiązań siłowych. Fala protestów w Polsce nic nie zmieniła, ale nadzieję daje to, że temat praw kobiet do decydowania o własnym ciele nie gaśnie, wciąż pojawia się w mediach i stał się stałym elementem dyskursu. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to nagłaśniać problemy, rozmawiać, edukować, by kolejne pokolenia kobiet były coraz bardziej świadome, pewne siebie, swoich możliwości, praw i pozycji społecznej. Wierzę w moc słów.

Urodziła się pani we Wrocławiu, wychowała w Tychach, ale od 24 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Czy tam kobiety mają więcej możliwości niż w Polsce?
Kiedy przyjechałam do Stanów w 1997 roku, bardzo respektowano tam prawa kobiet. Jednak od wyboru Donalda Trumpa na prezydenta w kraju zaczął dominować nurt konserwatywny i to niestety wpłynęło na status kobiet w społeczeństwie. Wiele stanów zaostrzyło prawo aborcyjne. Dużym problemem jest wciąż nierówna płaca. Sytuacja kobiet jest teraz bez wątpienia gorsza niż pod koniec lat 90.

A bohaterka pani książki już w XVI wieku samodzielnie prowadzi śledztwo kryminalne. To w ówczesnej rzeczywistości było chyba mało prawdopodobne.
Główną rolę w większości kryminałów historycznych odgrywają mężczyźni, dlatego postanowiłam pójść pod prąd i stworzyć mocną postać kobiecą. Caterina prowadzi dochodzenie na Wawelu, ale z pochodzenia jest Włoszką, a tam renesans dał kobietom dużo więcej możliwości niż w Polsce. O jej sile nie świadczy jednak wcale rozwiązanie zagadki kryminalnej, a fakt, że bierze życie w swoje ręce. Wychodzi za mąż z miłości i sama podejmuje niełatwą decyzję o odejściu z dworu królowej Bony. Ta postać jest mi wyjątkowo bliska.

Dlaczego?
Bo przeszłam podobną drogę. Pisząc dwie pierwsze książki, pracowałam na pełny etat w firmie marketingowej w Bostonie, dlatego ich ukończenie zajęło mi osiem lat, mimo że pisaniu poświęcałam wszystkie weekendy i każdą wolną chwilę. W pewnym momencie poczułam, że moje zdrowie psychiczne jest już na krawędzi. Dlatego kiedy pojawił się pomysł serii kryminałów, których akcja toczy się w szesnastowiecznej Polsce, musiałam podjąć decyzję: pisanie albo praca w biurze od dziewiątej do piątej. Wiedziałam już, że nie dam rady pogodzić tych obu rzeczy. Zrezygnowałam więc z ciepłej, intratnej posady i zajęłam się tylko i wyłącznie pisaniem książek. To była bardzo trudna decyzja, do której dojrzewałam przez wiele lat. W Stanach brak pracy na etacie jest wciąż źle widziany. Bałam się, że znajomi będą patrzeć na mnie krzywo, uznają, że nie mam ambicji i chęci do pracy. Kiedy jednak wbrew wszystkiemu odważyłam się zrobić to, o czym marzyłam od dawna, poprawiło się nie tylko moje życie zawodowe, ale także prywatne.

Podróże w czasie są antidotum na niesprzyjającą współczesność?
Zdecydowanie. Bieżące problemy często mocno mnie przytłaczają, nie potrafię mówić o nich z dystansem. A proza historyczna to ucieczka od codzienności. Dzięki Jagiellonom przetrwałam czas pandemii bez szwanku psychicznego, bo pisząc kolejną książkę, zapominałam o tym, co się aktualnie dzieje na świecie.

Kiedy i gdzie będzie się toczyć akcja następnej powieści?
Jej premiera zaplanowana jest już na jesień. Wydarzenia rozgrywają się przede wszystkim w szesnastowiecznym Wilnie, bierze w nich udział główna bohaterka „Cichych wód”, jest też Bona, ale na scenę wkracza również Barbara Radziwiłłówna, od której przecież zaczęła się moja fascynacja Jagiellonami. Można więc powiedzieć, że historia zatoczy koło.

P.K. Adams: pseudonim literacki Patrycji Podrazik. Ukończyła licencjat na Columbia University i obroniła pracę magisterską ze studiów europejskich na Yale University. W tym roku nakładem wyd. Prószyński i S-ka ukazała się jej książka „Ciche wody”, pierwszy tom cyklu kryminałów historycznych. Mieszka w Nowej Anglii. Można się z nią skontaktować przez Facebook lub Instagram @PKAdamsAuthor.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze