1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Agnieszka Zaguła na nowo pisze zapomniane ikony

Agnieszka Zaguła na nowo pisze zapomniane ikony

Agnieszka Zaguła: „Podglądam, co znajduje się na ikonach z XVI czy XVII wieku. Można na nich dostrzec naprawdę fantastyczne rzeczy”. (Fot. archiwum prywatne)
Agnieszka Zaguła: „Podglądam, co znajduje się na ikonach z XVI czy XVII wieku. Można na nich dostrzec naprawdę fantastyczne rzeczy”. (Fot. archiwum prywatne)
Zapoczątkowana konserwacją zabytków droga zawodowa przywiodła Agnieszkę Zagułę do pisania ikon. W nowej interpretacji odżywają na nich zapomniane dziś sakralne symbole średniowieczne czy renesansowe.

Jak zostałaś ikonopisarką?
Stopniowo, wszystko zaczęło się w pracowni konserwacji zabytków. Trafiłam tam zaraz po studiach artystycznych i zostałam na lata. Zajmowałam się między innymi renowacją siedemnastowiecznych ikon, a żeby to robić, musiałam od podszewki poznać techniki, jakimi zostały wykonane, czyli cofnąć się aż do średniowiecza, bo właśnie wtedy powstały wszystkie przepisy. To naprawdę trudny warsztat, potrzeba lat, by nabyć podstawowe umiejętności. Z czasem jednak kopiowanie klasycznych dzieł przestało mi wystarczać i pojawiła się pokusa, by stworzyć coś własnego. Moment, w którym zakończyłam swoją pierwszą autorską pracę, był jak olśnienie, poczułam, że znalazłam wreszcie własną drogę, że wiem już, co chcę robić w życiu – pisać ikony.

No właśnie, dlaczego pisać, a nie malować?
Jest kilka teorii na ten temat. Jedna z nich mówi o błędzie w tłumaczeniu. Ktoś dawno, dawno temu rosyjskie słowo „maluję” przełożył na polskie „piszę” i tak już zostało. To tylko domysły. Pewne jest natomiast, że ikony były przeznaczone dla ludzi, którzy nie potrafili czytać, przedstawiały im więc historie o świętych obrazowo, jak w komiksie. Ludzie z tych obrazów czytali więc legendy i przypowieści.

Czym jednak ikony różnią się od innych obrazów sakralnych?
Dla osób wierzących ikona to nie tylko obraz, a obecność świętego. Charakterystyczny jest też sam proces twórczy. Nie wystarczy czyste płótno i farby, to skomplikowany rytuał, w którym warstwa technologiczna ściśle zazębia się z symboliczną. Ikony nieprzypadkowo pisze się na dece – nawiązuje ona do arki Noego. Rodzaj drewna nie ma znaczenia, choć przyjęło się, że najlepsze ze względu na swoje właściwości jest lipowe. Do deski przykleja się płótno symbolizujące chustę, którą według legendy św. Weronika podała do otarcia twarzy niosącemu krzyż Chrystusowi. Następnie nakłada się zaprawkę kredowo-klejową, przedstawiającą świat nieożywiony. Jajko, z którego uciera się temperę, jest symbolem życia, natomiast wino i pigmenty odwołaniem do świata przyrody. Wszystkie te elementy muszą być zawarte w ikonie.

Jajko, wino, ucieranie – to brzmi jak przepis na kogel-mogel, a nie dzieło sztuki sakralnej.
To prawda, tych odniesień do kuchni jest w moich pracach znacznie więcej. Stworzyłam cały cykl autorskich ikon, które nazwałam zielarskimi, ponieważ moją drugą pasją jest zbieranie dzikich roślin jadalnych. Kiedy zaczęłam się zagłębiać w ich znaczenie w dawnych wierzeniach ludowych, przepadłam bez reszty. To fascynujący obszar do eksploracji.

Symboliczne znaczenia roślin wykorzystuję w swoich ikonach, bazując na przepisach pochodzących ze średniowiecza, a wtedy jak wiadomo nie było sklepów plastycznych z gotowymi produktami. Wszystko więc ucieram własnoręcznie. Farbę, czyli temperę jajową przygotowuję na bazie jajek, wina i pigmentów. Ich proporcje za każdym razem dobieram sama. Mniej swobody dają pulmenty, czyli warstwa zaprawy pod złocenia. Trzeba je samodzielnie przygotować na bazie kleju i specjalnych glinek, ściśle trzymając się prastarych receptur. W ikonie nie ma nic syntetycznego, każdy element wykonany jest ze składników naturalnych, które nieodpowiednio przechowywane, podobnie jak jedzenie, mogą się popsuć. A proces tworzenia trwa minimum miesiąc i nie da się go w żaden sposób przyspieszyć.

Myślałam, że w XXI wieku wszystko można zrobić szybciej.
Z wyjątkiem tradycyjnej ikony. Naturalne składniki potrzebują naturalnego rytmu. Zaprawę i pulmenty nakłada się na ciepło. Każda warstwa musi wyschnąć, zanim nałoży się kolejną, a w przypadku zaprawy jest ich od siedmiu do dwunastu. A zatem przygotowanie samej bazy do pisania ikony czasem trwa ponad tydzień. Przyspieszanie tego procesu mechanicznie, piecykiem czy suszarką, zmienia właściwości produktów i może zniszczyć całą pracę. Później trzeba jeszcze całość wypolerować, czasem zrobić grawerunek. Dopiero wtedy można przejść do pisania, złocenia i srebrzenia. Nie ma drogi na skróty. Trzeba się uzbroić w cierpliwość, choć to taka niewspółczesna cecha. Podczas pracy nad ikoną zdarza mi się jednak kompletnie oderwać od rzeczywistości. Siadam do pracy rano, podnoszę głowę i jest już wieczór. Lubię te momenty.

Nad którą z ikon pracowałaś najdłużej?
Najdłużej dojrzewała chyba ikona Iggy'ego Popa, którego uwielbiam. Stworzyłam ją po jednym z koncertów i czekałam rok na to, by srebro spatynowało, nabrało charakterystycznego nalotu i odpowiedniego odcienia. Dopiero wtedy je zabezpieczyłam i uznałam pracę za zakończoną.

Ikona z ikoną popkultury? Czy to nie profanacja?
Obawiałam się trochę takiego odbioru, ale kiedy wrzuciłam jej zdjęcie na swoje profile na Facebooku i Instagramie, nikt chyba nie poczuł się urażony. Dla mnie to najbardziej wymowne połączenie tradycji i współczesności. Bo choć technika wykonywania ikon nie zmieniła się od setek lat, to jednak samo słowo nabrało z czasem wielu nowych znaczeń, co w moim przypadku prowadzi do zabawnych nieporozumień. Kiedy podczas jednego z zagranicznych wyjazdów powiedziałam, że wykonuję ikony, mój rozmówca uznał, że chodzi o te, które widzimy na pulpicie komputerów i smartfonów. Takie skojarzenia wywołuje współcześnie to słowo. Czemu by zatem nie połączyć klasycznej ikony z ikoną popkultury? Jakimś cudem zdjęcie dotarło nawet do samego Iggy'ego Popa i pojawiło się na jego fanpage'u. To był jeden z najbardziej wzruszających momentów w mojej pracy. Oryginał tej ikony wciąż jest u mnie, nie mogę się z nią rozstać. Chociaż wśród świętych też mam swojego idola.

Zdradzisz, kto to?
Fascynuje mnie postać Krzysztofa Psiogłowego, któremu poświęciłam wystawę w 2019 roku. Przygotowałam na nią kilkanaście wizerunków tego świętego. U nas przedstawiany jest on zazwyczaj w ludzkiej postaci, ale w Kościele wschodnim ma głowę psa. Według pochodzącej z Cypru legendy był to bardzo piękny i pobożny młodzieniec, któremu dziewczyny nie dawały spokoju, poprosił więc Boga, żeby mu pomógł. Bóg wykazał się wielkim poczuciem humoru, ponieważ nazajutrz Krzysztof obudził się z psią głową.

Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić.
Chyba tak (śmiech). Jeśli jednak bardzo się czegoś chce, a okoliczności są mocno niesprzyjające, polecam św. Ritę od spraw beznadziejnych, uznawaną za jedną z najskuteczniejszych patronek. W ikonografii najczęściej przedstawiana w otoczeniu czerwonych róż, które teraz kojarzą się przede wszystkim z miłością, ale dawniej uznawano je za symbol nadziei i wiary w pokonanie życiowych trudności. Legenda mówi, że schorowana i przykuta do łóżka Rita przed śmiercią poprosiła kuzynkę, aby przyniosła jej z ogrodu dojrzałe figi i kwitnące róże. Był środek zimy, więc dziewczyna potraktowała to jako majaczenia chorej, mimo to poszła do ogrodu i ku swojemu zaskoczeniu znalazła tam zarówno dojrzałą figę, jak i kwitnącą różę. W życiu też czasem dzieją się rzeczy niezwykłe.

Znasz tyle legend i opowieści. To one inspirują cię do tworzenia ikon?
Moja praca nie polega niestety tylko na malowaniu, choć czasami chciałabym, żeby tak było. Dużo czasu spędzam w bibliotekach na wertowaniu książek, przeglądam też Internet, czytam blogi, wirtualnie zwiedzam muzea i galerie z całego świata, podglądam, co znajduje się na ikonach z XVI czy XVII wieku. Kiedy analizuje się je z detalami, można dostrzec naprawdę fantastyczne rzeczy, które często stają się dla mnie punktem wyjścia do tworzenia własnych prac. Nie opieram się na stricte ikonowej symbolice, ale jednak są to motywy sakralne. Wiele symboli, po które sięgam, nie jest obecnie zbyt popularnych, ale funkcjonowały one w średniowieczu czy renesansie. Bazuję więc na tym, co już kiedyś było wykorzystywane.

Mnie w twoich ikonach bardziej od wizerunków świętych zachwycają zwierzęta i rośliny. Przyroda, która w naszym kościele tak rzadko odgrywa istotną rolę.
Staram się, aby moje ikony były ponad podziałami na wierzących i niewierzących. Dla jednego ważniejszą postacią na ikonie będzie święty, dla innego świętością będzie jeleń, wilk, pszczoła, jarzębina czy dziurawiec. Idea szacunku dla przyrody jest mi niezwykle bliska, dlatego natura stała się integralną częścią moich prac. Ale moim zdaniem jest jej mnóstwo także na obrazach sakralnych w naszych kościołach. Być może rzadko zwracamy na nią uwagę, traktujemy bardziej jak tło niż bohatera. W Uluczu jest na przykład kapliczka z Madonną z wilkami, a 2 lutego w Kościele katolickim obchodzone jest święto nazywane w tradycji ludowej świętem Matki Bożej Gromnicznej z wilkami, która chroni te zwierzęta przed ludźmi. Natomiast jeleń w chrześcijaństwie symbolizuje Jezusa Chrystusa, dlatego na kilku moich ikonach te zwierzęta towarzyszą Maryi. Podobnie jak pszczoły, bo w 2004 roku Matka Boska dostała w Kościele katolickim tytuł Królowej Pszczół. To jej jest też przypisanych najwięcej roślin i aż 77 ziół, takich jak: piołun, rumianek, mięta, jarzębina, szałwia, dziewanna, cykoria podróżnik czy krwawnik. Dawniej w kościołach święcono zioła; gdzie jeszcze ten zwyczaj jest pielęgnowany? Chyba wszyscy zbyt mocno oddaliliśmy się od natury.

W których polskich świątyniach można zobaczyć najpiękniejsze ikony?
Polecam wycieczkę do Smolnika i Radrużu, zajmowałam się tam renowacją polichromii. Warto tylko wcześniej sprawdzić, czy cerkwie będą otwarte. Najpiękniejszy zbiór ikon znajduje się jednak w muzeum w Sanoku. Kiedy tylko mam czas, jadę tam, podziwiam i szukam inspiracji.

Czy miałaś w swojej pracy jakąś mentorkę?
Niestety nie. To zresztą przez stulecia było zajęcie zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Nie znam też osobiście żadnej innej współczesnej ikonopisarki, chociaż myślę, że obecnie to zajęcie zdominowane jest przez kobiety. Na moje warsztaty przed wybuchem pandemii przychodziły głównie panie, mężczyźni stanowili wyjątek. W pracy artystycznej trudno mi więc znaleźć mentorkę, ale w życiu osobistym jest nią bez wątpienia babcia, moja największa fanka. To miłe, kiedy czuje się wsparcie rodziny, nawet robiąc rzeczy całkiem nieszablonowe.

Sama jednak dzielisz się wiedzą.
Teraz tylko w mediach społecznościowych. Przed pandemią prowadziłam intensywnie warsztaty w domach kultury, w Rzeszowie, Tyczynie, w skansenie w Kolbuszowej i w okolicznych miejscowościach, ale COVID-19 wszystko przerwał. Od dwóch lat jestem praktycznie wycięta z życia publicznego, czekam z utęsknieniem na lepsze czasy. Myślę o zorganizowaniu wystawy, latem. Może się uda...

Gdybym dziś zamówiła ikonę, to będzie ona identyczna jak ta ze zdjęcia na stronie internetowej?
To jest ręczna praca, więc nie da się stworzyć kopii jeden do jednego, jak ksero czy wydruk z drukarki. Staram się oddać je jak najwierniej, ale dwóch identycznych ikon na pewno nie będzie. Odcienie mogą się różnić niuansami, bo – jak wspominałam – za każdym razem dobieram je i mieszam samodzielnie, na wyczucie.

Ikony wykonane na plastrach brzozowych różnią się też wielkością i kształtem, bo każdy kawałek drewna jest inny. Odcienie złota i srebra z czasem patynują, zmieniając charakter obrazu. To wszystko sprawia, że każda ikona jest wyjątkowa.

Czy twoje ikony przetrwają setki lat, jak te, których renowacje robiłaś?
Nie będzie mi dane się o tym przekonać, jednak tempera jajowa jest jedną z najbardziej trwałych technik malarskich od czasów starożytności. Złocenia i srebrzenia na pewno będą łapać patynę, ale to naturalne metale, które również bez problemu przetrwają stulecia. Za kilka wieków jakiś konserwator zabytków bez problemu przywróci im piękno i blask. Myślę więc, że przed nimi długie życie.

Agnieszka Zaguła, znana także jako Agnieszka od ikon. Absolwentka Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, artystka i konserwatorka zabytków. Zajmowała się renowacją ikon w cerkwiach w Smolniku i Radrużu. Doświadczenie zdobyte w pracowni konserwacji dzieł sztuki wykorzystuje w autorskiej pracowni pisania ikon klasycznymi technikami. Prywatnie miłośniczka dzikiej kuchni roślinnej, dobrej kawy i fanka muzyki rockowej. Mieszka i tworzy w Rzeszowie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze