1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Czy festiwal w Cannes nadal nie lubi kobiet?

Sharon Stone na tegorocznym 75. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes (Fot. Mustafa Yalcin/Anadolu Agency/Getty Images)
Sharon Stone na tegorocznym 75. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes (Fot. Mustafa Yalcin/Anadolu Agency/Getty Images)
Czy festiwal w Cannes, obchodzący w tym roku okrągły jubileusz 75-lecia, nadal nie lubi kobiet? Rebecca Keegan, redaktorka „Hollywood Reporter”, nie ma złudzeń. W artykule „What Happened to the Woman's Movements that Rocked Cannes?” przywołuje głośne wydarzenia sprzed 4 lat. To wtedy najbardziej wpływowe kobiety w przemyśle filmowym, m.in Cate Blanchet, Kristen Stewart, Ava DuVernay, Celine Sciamma, podpisały petycję, która miała zagwarantować w ciągu najbliższych lat parytet równej liczby filmów zgłaszanych do programu festiwalu przez kobiety i mężczyzn oraz transparentność selekcji.

Niestety mamy rok 2022 i wygląda na to, że na deklaracjach i wspólnym zdjęciu kobiet filmu na schodach Pałacu Festiwalowego się skończyło. W tym roku, choć i tak to rekord, na 21 filmów konkursowych zaledwie 5 wyreżyserowały kobiety: Kelly Reichardt („Showing Up”), Valeria Bruni Tedeshi („Forever Young”), Claire Denis („ Stars at Noon”), Leonor Serraille („Mother and Son”) i Charlotte Vandermeersch, współreżyserka („The Eight Mountains”). Festiwal canneński od lat oskarżany jest o lekceważenie kobiet-reżyserek. Wystarczy przypomnieć, że w siedemdziesięciopięcioletniej historii tej imprezy tylko dwa razy Złotą Palmę odebrały kobiety – Jane Campion za „Fortepian”, zresztą ex aequo z Chenem Kaige, który wówczas w 1993 roku zachwycił filmem „Żegnaj moja konkubino”, oraz rok temu, kiedy tę najbardziej prestiżową statuetkę odebrała Julie Ducournau za „Titane”.

Wymóg wysokich obcasów

Thierry Fremaux, dyrektor artystyczny festiwalu, broni się, twierdząc, że nikt nie kalkuluje z góry płci twórców zapraszanych do konkursu. Po prostu filmów wyreżyserowanych przez kobiety jest wciąż mniej niż tych, które tworzone są przez mężczyzn. Na szczęście pojawia się z roku na rok coraz więcej młodych utalentowanych reżyserek w innych sekcjach, takich jak Un Certain Regard, Directors’ Fornight czy Critics Week.

– Zawsze powtarzam to samo: Cannes, podobnie jak inne festiwale, to ostatni etap podróży – zapewnia Thierry Fremaux. – Ta podróż zaczyna się w szkołach filmowych. Jeśli będzie więcej kobiet w przemyśle filmowym, to będzie też więcej kobiet na festiwalach. Ale zasada zawsze będzie taka sama dla kobiet i mężczyzn, dla młodych i starszych, dla Europejczyków i Azjatów: wybieramy i będziemy wybierać filmy, które naszym zdaniem zasługują na to, by zostały pokazane w konkursie.

Trudno się z Fremaux nie zgodzić, choć na przykład na festiwalu berlińskim reprezentacja kobiet zawsze była i nadal jest znacznie wyższa. Nie jedyny to jednak dysonans w sprawie nierówności płci na canneńskim festiwalu. Na czerwonym dywanie mężczyzn obowiązują garnitury, a kobiety – wysokie obcasy. W 2015 roku podczas galowego pokazu filmu „Carol” kilkanaście kobiet zostało zatrzymanych tuż przed wejściem na czerwony dywan, bo zamiast szpilek wybrały wygodne płaskie buty. W ramach sprzeciwu Julia Roberts i Kristen Stewart przeszły po słynnym dywanie boso.

Co ciekawe, dyrektor festiwalu Thierry Frémaux twierdzi, że ów wymóg nie istnieje i nigdy nie istniał. W tym roku nikt na szczęście nie mierzył wysokości obcasów. Wiem, potwierdzam, bo sama dostąpiłam zaszczytu bycia na czerwonym dywanie i słynnych schodach. Trzeba też obiektywnie przyznać, że festiwal od 8 lat wraz z Kering Women in Motion zaprasza słynne kobiety filmu do rozmów o ich pozycji, wyzwaniach i doświadczeniach w przemyśle filmowym, a na spotkania w Amerykańskim Pawilonie gościniami konwersacji coraz częściej są kobiety. W tym roku o swojej drodze do sukcesu opowiadały m.in. Viola Davis, Riley Keough (wnuczka Elvisa Presleya, która zadebiutowała filmem „War Pony” w UCR), Eva Longoria, Emilly Watson, Melanie Laurent.

Akcent ukraiński w Cannes

Kobiety w Cannes zawsze były i są orędowniczkami zmian. Nie wahają się wyrażać swoich poglądów także w bardziej śmiały – by nie rzec kontrowersyjny – sposób. I nie chodzi tylko o prześciganie się w kolekcjach glamour. Podczas premiery filmu „Three Thousand Years of Longing” w reżyserii George'a Millera doszło do niecodziennego incydentu. Kobieta, aktywistka francuskiej grupy SCUM, wtargnęła roznegliżowana na czerwony dywan. Na pomalowanym w niebiesko-żółte barwy ciele napisała: „Przestańcie nas gwałcić”. To protest przeciwko wojnie w Ukrainie i brutalności rosyjskich żołnierzy wobec ukraińskich kobiet i dziewczynek. Temat wojny w Ukrainie, niemal pominięty w czasie gali oscarowej w Cannes nie schodzi z czołówek prasy.

Już w czasie otwarcia festiwalu na telebimie pojawił się prezydent Ukrainy Wołodymir Zelenski z poruszającym przemówieniem. Nawiązał w nim m.in. do filmu „Dyktator” Charliego Chapilna. Powiedział, że każda dyktatura się kończy i potrzebny jest nowy Charlie Chaplin, a kino nie może być obojętne wobec masakry ludności cywilnej zaledwie trzy godziny lotu z Nicei.

I chociaż na festiwalu w tym roku bardzo mocno widoczna jest obecność kina ukraińskiego (obejrzeliśmy m.in. wstrząsający „Mariupolis 2” w reżyserii Mantasa Kvedaraviciusa, litewskiego reżysera, który zginął w Ukrainie na początku kwietnia, pracując nad tym filmem), to nie brakuje słów krytyki pod adresem organizatorów canneńskiej imprezy. Zresztą nie byle jakich głosów. Agnieszka Holland potępiła festiwal za przyjęcie do konkursu głównego rosyjskiego filmu „Żona Czajkowskiego” w reżyserii Kirilla Sieriebriennikowa. Wprawdzie reżyser jest rosyjskim dysydentem i twórcą antyputinowskim, to jednak jego film został wsparty finansowo przez oligarchę Romana Abramowicza. Oburzenie wśród dziennikarzy wywarły słowa Kirylla wypowiedziane podczas konferencji prasowej o tym, że chociaż rozumie on ludzi nawołujących do bojkotu rosyjskiej kultury, to jednak nie powinno to dotyczyć wszystkich jej twórców, a wobec Abramowicza, wspierającego niezależnych filmowców rosyjskich, powinny zostać zniesione sankcje Zachodu. Co więcej, mimo niezaproszenia w tym roku na Croisette dziennikarzy rosyjskich i przedstawicieli branży, ci nieliczni, którzy na przykład uczestniczą w targach, nadal ubijają tutaj swoje interesy, sprzedając projekty lub filmy.

Kulig, Holland i polskie kino

Polska obecność w Cannes także jest silnie reprezentowana. Na różne sposoby. Agnieszka Holland jest przewodniczącą jury przyznającego nagrodę Złote Oko dla najlepszego filmu dokumentalnego, w Jury Un Cartain Regard zasiada Joanna Kulig, a w Jury Fipresci, złożonego z krytyków – autorka niniejszej relacji.

Mamy na Croisette także nasze polskie filmy. W konkursie głównym o Złotą Palmę walczy „EO” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, w UCR długo wyczekiwany „Silent Twins” w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej. Pierwszy spotkał się ze bardzo dobrym przyjęciem. W „EO” inspirowanym filmem Roberta Bressona z 1966 roku „Na los szczęścia Baltazarze” mistrz Skolimowski przygląda się ludzkiej naturze, współczesnej Polsce i Europie beznamiętnym okiem… osiołka, podróżującego z polskiego cyrku do włoskiej rzeźni. Film malarski, wysmakowany, łączący wiele estetyk, hipnotyzujący, poruszający emocje, pobudzający do refleksji na wielu poziomach. Niestety reżyser nie mógł przyjechać do Cannes w związku ze stanem zdrowia. Przemówił do dziennikarzy na konferencji prasowej z ekranu komputera. Jak na razie trzymamy kciuki za szybki powrót do formy twórcy „EO” i czekamy z niecierpliwością na „Silent Twins” Agnieszki Smoczyńskiej. To pierwszy anglojęzyczny film polskiej reżyserki, inspirowany prawdziwą historią czarnoskórych sióstr bliźniaczek, które przez lata odcięły się od świata, rozmawiając wyłącznie ze sobą, a w przyszłości zostały pisarkami.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze