1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Węgry – „wyspa” pełna odkrywców

Budynek parlamentu w Budapeszcie (Fot. iStock)
Budynek parlamentu w Budapeszcie (Fot. iStock)
Zobacz galerię 9 zdjęć
Choć specyfika języka skazuje Węgrów na pewnego rodzaju wyobcowanie, to ich wynalazki znane są na całym świecie. Otwarci, kreatywni i spokojni. Jacy jeszcze są Węgrzy?

Węgrzy – charakter

Zacznijmy od tego, że Węgrzy to bardzo otwarci, przyjaźni ludzie. Choć cenią sobie zacisze domowego ogniska, to nie mają kłopotów z zawieraniem nowych znajomości, także z obcokrajowcami. I nie przeszkadza im w tym niechęć do mówienia w obcych językach, choć nie jest to obca im umiejętność. (Na budapeszteńskim uniwersytecie od lat na dobrym poziomie utrzymuje się na przykład filologia polska i co więcej, cieszy się zainteresowaniem). Komunikację szczęśliwie ułatwia to, że Węgrzy lubią pić trunki wyskokowe. W dodatku po małym piwku czy winie nie przełączają się na tryb „agresja”, nawet podczas masowych imprez. W ich kraju nie strach zatem iść z dziećmi na mecz piłkarski czy uczestniczyć w dużych plenerowych koncertach. Jak wszędzie i tu są miejsca mniej bezpieczne, ale odrobina rozsądku wystarczy, by nie wpakować się w kłopoty. I od razu wypada zaznaczyć, że Węgry w europejskich statystykach przestępczości wypadają znakomicie. Obok Słowacji i Liechtensteinu mają najniższy odsetek wykroczeń.

Pod tym względem na pewno warto brać z nich przykład, ale jak okaże się dalej – jeszcze niejedna węgierska cecha mogłaby nas pozytywnie zainspirować. Jaka? Choćby życiowy slow wynikający z natury, a nie przelotnej mody.

Park Narodowy Hortobagy, Wielka Nizina Węgierska (Fot. iStock) Park Narodowy Hortobagy, Wielka Nizina Węgierska (Fot. iStock)

Ludność Węgier – w tempie żółwia

Wiele wskazuje na to, że Węgrzy nie łobuzują, za to dużo rozmyślają o swoim losie i przeszłości. Może sięgają pamięcią nawet do czasów rzymskich, bo położone na terenie dzisiejszego Budapesztu miasto Aquincum było najdalszą osadą cesarstwa na północnym wschodzie... (Rosło w siłę i znaczenie aż do końca IV wieku naszej ery, gdy trafiło w ręce Hunów, a potem Awarów. Zanim pojawili się tu Madziarowie, jak dziś o Węgrach mówimy, upłynęło kolejnych prawie 500 lat). Być może odległa historia tłumaczy, dlaczego, choć kraj nie leży w śródziemnomorskiej strefie klimatycznej, życie toczy się tu leniwie i nikomu nigdzie się nie spieszy. Tę niespieszność znakomicie oddaje podróż przez Pusztę. To niezwykle malowniczy, bezkresny step położony w centralnej części Wielkiej Niziny Węgierskiej. Prowadzą przez nią równe jak stół i proste drogi, które aż zachęcają do szybkiej jazdy. Nic z tego! Prędkość jest tu ograniczona do 50, a czasem do 30 km/h. Dlaczego? By chronić przedstawicieli fauny takich jak... na przykład żółwie.

Puszta w węgierskim Hortobagy, Wielka Nizina Węgierska (Fot. iStock) Puszta w węgierskim Hortobagy, Wielka Nizina Węgierska (Fot. iStock)

Te drogowe restrykcje okazują się jednak zbawienne, bo pozwalają nasycić się bajkowym wprost wymiarem Puszty: wąwozami, kurhanami, moczarami czy tajemniczymi jeziorkami. Nic dziwnego, że w takiej scenerii możemy spotkać dość niezwykłe zwierzęta. Jednym z nich jest mangalica, nietypowa rasa świni, którą na Węgrzech straszyło się dzieci. Wygląda jak skrzyżowanie świni z owcą i – tak, tak – ma na grzbiecie burzę loków.

Świnia Mangalica (Fot. iStock) Świnia Mangalica (Fot. iStock)

Innym oryginałem jest szürke marha, czyli popielata krowa. Na oko krzyżówka antylopy gnu z amerykańskim bydłem Longhorn. Co ciekawe, jest to rasa odporna na chorobę wściekłych krów.

Jednak najbardziej nostalgiczne są turule, mityczne węgierskie ptaki, które znajdziemy na pomnikach, budynkach, emblematach wojskowych. Cóż to za stwory? Turul jest dziwnym skrzyżowaniem orła z gęsią. Węgrzy wierzą bowiem, że do obecnej ojczyzny doprowadził ich olbrzymi ptak. Punktem wyjścia były tereny znajdujące się za pasmem Uralu, więc droga była daleka. Turul (w starowęgierskim słowo to oznaczało gatunek sokoła) niósł w szponach miecz, który upuścił dopiero wtedy, gdy doprowadził Madziarów na miejsce. Ten niezwykły ptak jednocześnie istnieje i nie istnieje, co jest możliwe chyba tylko na Węgrzech.

Turul z brązu w Budapeszcie (Fot. iStock) Turul z brązu w Budapeszcie (Fot. iStock)

Nietypowe, niemal mitologiczne zwierzęta to jedynie przedsmak poczucia nierzeczywistości, które czeka nas po zetknięciu się z językiem węgierskim.

Lengyel, magyar – két jó barát...

Za tymi z niczym niekojarzącymi się węgierskimi słowami kryje się powiedzenie, które znamy doskonale, czyli: „Polak, Węgier – dwa bratanki...”. Węgrzy próbują wypowiadać je po polsku, Polacy po węgiersku, co wychodzi różnie, ale na pewno jeszcze bardziej sprzyja zbrataniu się. Nie wszyscy orientują się w meandrach wspólnej historii, jednak będąc na Węgrzech – prędzej czy później – trafiamy na jej ślady. W wielu miastach są ulice czy pomniki generała Bema, a zwykły obywatel tego kraju doskonale wie, że czynnie wspierał ich w walce.

Ale były też odważne i kosztowne działania, które nie mają pomników. Za przykład niech posłuży odpowiedź węgierskiego premiera Pála Teleki, który poproszony tuż przed pamiętnym 1 września 1939 roku o zgodę na przemarsz niemieckich wojsk stwierdził, że prędzej wysadzi linie kolejowe, niż weźmie udział w jakiejkolwiek formie inwazji na Polskę. Tego typu wzajemnych gestów było więcej, dlatego jesteśmy najczęściej mile tu widziani, a ujawnienie polskiej narodowości witane jest uśmiechem i szklaneczką wina czy piwa. Przy tej okazji warto pamiętać, że podczas wspólnego biesiadowania lepiej nie proponować stuknięcia się kuflami lub butelkami. Prawdopodobnie ma to związek z tym, że po upadku rewolucji przeciw Habsburgom miało dojść – pod Aradem – do ścięcia trzynastu węgierskich generałów. Tradycja głosi, że po każdej egzekucji Austriacy stukali się kuflami z piwem...

Tradycyjne, zabytkowe domki winiarskie w Villanykovesd. (Fot. iStock) Tradycyjne, zabytkowe domki winiarskie w Villanykovesd. (Fot. iStock)

Jacy są Węgrzy? Z pewnością odkrywczy

Niewiele osób wie, że z Węgier wywodzą się przedmioty, którymi posługuje się dziś cały świat. Gama węgierskich wynalazków jest niezwykle długa i ciekawa. Na początek... długopis. Wynalazł go Bíró László; jak to często bywa – przez przypadek. W połowie lat 30. XX wieku pracował jako redaktor i na co dzień przyglądał się maszynom drukującym. I to właśnie zanurzające się w farbie walce były iskrą, która roznieciła jego wyobraźnię. Zastanawiał się, jak je zastąpić. Pewnego dnia miał potrącić kałamarz, którego zawartość wylała się na biurko, zalewając przy okazji metalowe kulki... Przez kilka lat udoskonalał swój wynalazek, by go w końcu opatentować w 1943 roku i sprzedać Amerykanom za kwotę dwóch milionów dolarów, czego po latach bardzo żałował. Warto nadmienić, że wielkiej przenikliwości umysłu Bíró zawdzięczamy także: pralkę parową, automatyczną skrzynię biegów, karnisz czy dezodorant w kulce.

Historia kolejnego znanego na świecie przedmiotu rodem z Węgier wiąże się z pewnym wykładowcą architektury, który chciał sobie nieco ułatwić pracę. Wymyślił coś, co pierwotnie miało być pomocą naukową dla studentów, a stało się znaną na całym świecie zabawką. Jak dotąd sprzedano ją w trzystu milionach sztuk, a chodzi o kostkę (Ernő) Rubika. Zabawa kostką może koić nerwy, ale i zestresować, gdy nie radzimy sobie z właściwym ułożeniem kolorowych ścianek. A stres to kolejny element w zestawie węgierskich wynalazków.

W wielkim skrócie można powiedzieć, że został on odkryty przez Hansa Selye, który – jeszcze jako świeżo upieczony student praskiej uczelni – zauważył, że u wszystkich badanych przezeń pacjentów występował wspólny objaw chorobowy. Postanowił przeprowadzić eksperymenty na szczurach i zauważył, że reagują one nerwowo nie na różnego typu substancje, ale na sam fakt ich podawania. Jako rzetelny badacz Selye zaproponował także antidotum. Stwierdził, że znakomitym sposobem na walkę ze stresem jest aktywność fizyczna, dlatego też codziennie wstawał o piątej rano, by popływać w basenie, a 10-kilometrową drogę do pracy pokonywał rowerem.

Także współcześni Węgrzy są skorzy do ruchu, nierzadko w połączeniu ze spontanicznymi akcjami. Niektóre z nich z powodzeniem zostały zaszczepione w innych krajach. Wspaniałym przeżyciem – mówię z własnego doświadczenia – jest wzięcie udziału w największej na świecie masie krytycznej. Na kilka godzin wybrane budapeszteńskie ulice przechodzą we władanie cyklistów. I nikt się nie złości, nikt nie wygraża, nikt im nie złorzeczy. Cały rajd kończy się imprezą i koncertami na położonych za miastem błoniach.

Baszta Rybacka – jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktów w Budapeszcie. (Fot. iStock) Baszta Rybacka – jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktów w Budapeszcie. (Fot. iStock)

Węgrzy – charakter melancholików

Dla przybysza z zewnątrz paradoksalne może wydać się to, że przy tutejszej otwartości i łagodności bardzo trudno spotkać na Węgrzech osoby, które publicznie wyrażają emocje. Nawet krótki pobyt wystarczy, by wyczuć snującą się po ulicach i placach miast czy miasteczek melancholię. Jest ona dostrzegalna na każdym kroku, a połączona z dużą dozą powściągliwości i poszanowania dla prywatności własnej i innych – powoduje, że na bulwarach Budapesztu nie usłyszymy salw śmiechu. Krwiobiegiem tej nostalgii jest Dunaj, który rozprowadza ją po kraju, przecinając go z północy na południe nierównym szlakiem. Melancholijne są twarze przechodniów, witryny sklepowe, a nawet pomniki. Dobrym przykładem mogą być tzw. Deszczowe dziewczyny z Obudy. Cztery kobiety z brązu, które chronią się przed deszczem pod parasolami. Coś w tym musi być, gdyż sami Węgrzy, zapytani o dominującą cechę narodu, mówią o spleenie krążącym w ich żyłach.

Kawiarnia/ restauracja w centrum Budapesztu (Fot. iStock) Kawiarnia/ restauracja w centrum Budapesztu (Fot. iStock)

Ujmująco pisze o tym Krzysztof Varga w swoim „Gulaszu z turula”, gdzie zauważa, że w Budapeszcie co trzecia herbaciarnia nazywa się „Nostalgia”, a jeśli wolelibyśmy coś słodkiego, to możemy sobie kupić nostalgia-cukierki. Według niego nostalgiczna jest nawet prognoza pogody w telewizji Duna, podawana dla tak zwanego Basenu Karpackiego, „który jest eufemistyczną nazwą całego obszaru zamieszkanego przez mniejszość węgierską, ze szczególnym naciskiem na Siedmiogród”.

Być może także ze względów sentymentalnych Węgrzy zachowują materialne ślady bolesnej przeszłości. Jednak – co godne naśladowania – potrafią to przekuć w coś ciekawego. (Pewnie to ta sama kreatywność, która stoi m.in. za kostką Rubika). Myślę tu o szoborparku, czyli parku pomników. Po obaleniu systemu w kolejnych krajach komunistycznego konglomeratu usuwano wszelkie ślady obecności radzieckich okupantów. Tylko Węgrzy postąpili inaczej – zachowali wszystkie pomniki i przenieśli je do parku na przedmieściach Budapesztu. Dziś są nie lada atrakcją dla turystów, a tutejszym przypominają o trudnej przeszłości.

Tradycyjny mundur wojskowy/ festiwal Heritage Days, Budapeszt (Fot. iStock) Tradycyjny mundur wojskowy/ festiwal Heritage Days, Budapeszt (Fot. iStock)

Węgrzy – mentalność domatorów

Węgrzy są najmniej mobilni wśród mieszkańców europejskich krajów. Trudno do końca wyrokować, czy bardziej jest to związane z obawą przed nowym, nieznanym życiem, czy z faktycznym przywiązaniem do swojego kraju i współobywateli. Fakt pozostaje faktem – Węgrzy dziś rzadko emigrują. Jaka jest tego przyczyna? Może trudna historia, a może językowo-geograficzna izolacja. Mówi się, że Węgrzy cierpią na chroniczne poczucie wyjątkowości. Nie należą ani do Słowiańszczyzny, ani do Bałkanów, ani do kultury germańskiej. Znaczy to tyle, że trudno im odwołać się do wspólnoty innej niż współbracia rozsiani po krajach całego świata. Ta wyjątkowa mieszanka gościnności, dumy, waleczności i poczucia wyjątkowości sprawia, że zanurzeni w nostalgii Węgrzy niestrudzenie idą własną drogą.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze