1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Brush lettering – nowoczesna kaligrafia

Wioletta Guzy, graficzka i nauczycielka brush letteringu (Fot. Monika Nowak/patrzszerzej.pl)
Wioletta Guzy, graficzka i nauczycielka brush letteringu (Fot. Monika Nowak/patrzszerzej.pl)
Nazywany jest nowoczesną kaligrafią. Cel jest ten sam – ćwiczyć się w pięknym pisaniu, ale też w koncentracji. Efekt uboczny też podobny – relaksacja. Z Wiolettą Guzy, graficzką i nauczycielką brush letteringu, rozmawia Dominia Zasłona-Dukielska.

Czym się różni brush lettering od kaligrafii?
Zasadnicza różnica jest w narzędziu, którym piszemy. Przy tworzeniu kaligrafii używa się stalówki. Niestety, bywa to problematyczne, bo nie wiadomo, jaką kupić. W brush letteringu używamy pisaka, który się ugina i pod odpowiednim naciskiem robi cieńsze lub grubsze linie. Łatwiej się nim pisze, nie stawia takiego oporu jak tradycyjna stalówka, nie ma takiego tarcia o papier. To też mnie skłoniło do zainteresowania się tą formą – od dziecka niszczyłam wszystkie stalówki, a do tego jestem leworęczna… Myślałam, że kaligrafia nie jest dla mnie.

No właśnie, jak się zaczęła twoja przygoda z nowoczesną kaligrafią?
W dzieciństwie bardzo chciałam ładnie pisać, ale zupełnie mi to nie wychodziło. Miałam duże problemy z pisaniem piórem, w końcu nawet to tradycyjne zamieniłam na kulkowe. W dodatku wtedy jeszcze chciano mnie „nawracać” na pisanie prawą ręką. Ostatecznie pisałam więc obiema, ale żadną ładnie. Na studiach nawet kiedy jako jedyna osoba na roku miałam notatki z wykładu, to moi koledzy po ich zobaczeniu woleli zapytać studentów z roku wyżej. Nie potrafili odczytać mojego pisma. Za to ja do dziś jestem w stanie rozszyfrować nawet najgorsze bazgroły. To pozytywny aspekt tego mojego pisania jak kura pazurem.

Brush letteringiem zainteresowałam się siedem lat temu i najbardziej ucieszyło mnie to, że właśnie nie trzeba pisać piórem, a specjalnymi mazakami, które naprawdę ułatwiają sprawę. Początki były trudne, bo kupiłam zły brush pen i znowu mi nie wychodziło. Rzuciłam naukę na dwa miesiące, ale ponieważ jestem uparta, to wróciłam i wsiąkłam w to na dobre. Wtedy jeszcze w Polsce nie było tylu materiałów co dziś, więc wszelkie informacje znajdowałam na amerykańskich stronach w Internecie, chociaż tam też zwykle brakowało dostosowań dla osób leworęcznych. Wypracowałam swoją metodę, w końcu, po ponad pół roku praktyki i ćwiczeń, mogłam powiedzieć, że jestem zadowolona ze swoich literek. Dziś całą tę wiedzę i umiejętności przekazuję innym podczas trzygodzinnych warsztatów. Uważam, że tyle wprowadzenia wystarczy, by każdy zaczął pisać piękne litery.

Ale czy dziś w dobie smartfonów i iPadów pismo odręczne jest w ogóle potrzebne?
Oczywiście, że jest, bo poza samym faktem napisania czegoś odręcznie – ćwiczenia ręki czy charakteru pisma – sama czynność daje wiele mentalnych korzyści. Uruchamia zupełnie inne rejony w mózgu niż kiedy piszemy na komputerze. Na przykład te odpowiadające za kreatywność, tworzenie. Ręczne pisanie sprzyja też koncentracji, ćwiczy pamięć, relaksuje. Może nam pomóc w zerwaniu z pewnymi stereotypami, na przykład takim, że leworęczni brzydko piszą, lub przekonaniami typu „nigdy nie będę ładnie pisać”. Ponieważ każda kaligrafia wymaga skupienia – na pociągnięciach, odwzorowaniu liter, niby dobrze nam znanych, choć w kaligrafii niektóre z nich wyglądają nieco inaczej – daje nam też dużo spokoju. Dla mnie jest jak medytacja uważności.

Rzeczy kiedyś kojarzone ze światem dziecka, jak kolorowanki, prace ręczne, nauka ładnego pisania, wkraczają w świat dorosłych. Potrzebujemy czynności, które nas całkowicie pochłoną?
Przede wszystkim potrzebujemy mniej rozpraszaczy. A kiedy uczymy się czegoś nowego, zwłaszcza wymagającego precyzji i pewnej ręki, nie sposób zajmować się w tym samym czasie czymś innym. Nie sprawdzimy Instagrama, nie ułożymy listy zakupów, bo nasz mózg będzie całkowicie pochłonięty tą czynnością. Widzę tu także chęć ucieczki od cywilizacji, tego całego cyfrowego świata. Tak jak coraz częściej uciekamy z miasta na wieś, chociażby na wakacje, tak szukamy też czynności, które możemy wykonywać własnymi rękami, bez użycia technologii. Dodatkowo nasz wzrok odpoczywa wtedy od ekranu.

Czyli brush lettering może być zajęciem dla całkiem dorosłych osób, a nie tylko dla nastolatków? Przyznam, że ja się o tej modzie dowiedziałam od swojej nastoletniej córki, która w ten sposób przygotowuje notatki.
To jest w ogóle wspaniały pomysł na wspólne spędzanie czasu, wspólną pasję i międzypokoleniowe połączenie. W jednych z moich warsztatów uczestniczyły dwie mamy ze swoimi nastoletnimi córkami. Fantastycznym doświadczeniem było patrzeć, jak razem się wspierały, pokazywały sobie, co której wyszło, a co nie.

Od czego zacząć? Co wystarczy na samym początku? Bo brush penów, brush markerów jest bardzo dużo, mają też różne końcówki…
Najlepiej wybrać brush pen, który nie ma kształtu typowego pędzelka, bo one są trudniejsze w obsłudze, a taką jakby filcową końcówkę i który się w miarę dobrze ugina, ale też nie jest zbyt miękki. W mojej książce „Brush lettering dla początkujących” podaję konkretne modele, które uważam za najlepsze na początek.

A do czego służą te z okrągłą końcówką?
Do stawiania kropek. Oczywiście można też nimi pisać, ale to już jest sprzęt całkowicie dodatkowy.

Czy trzeba mieć też specjalny papier?
Nie. Wystarczy zwyczajny papier do drukarki. Warto mieć narysowane linie, żeby prawidłowo ćwiczyć. Można je samemu narysować lub wydrukować – w książce umieściłam kod QR, który pozwala na ściągnięcie kart ćwiczeń. Najlepiej, żeby papier był gładki, bo wtedy będzie nam łatwiej sunąć brush penem po powierzchni.

Zasady są sztywne czy jest pewna dowolność?
Ogólna zasada jest taka, że linia idąca do góry jest cienka, a idąca do dołu jest grubsza, mocniej przyciskana. Pokazuję, jak pisać literki, więc musiałam wybrać konkretne kształty, ale przedstawiam też inne warianty. Nie ma aż takich sztywnych reguł jak w kaligrafii. Można sobie pozwolić na większą dowolność, dążymy jednak do zachowania pewnych standardów. Dla nas, piszących, największy komplement brzmi: „Wygląda jak wydrukowane!”.

A gdzie można wykorzystać takie umiejętności?
Wszędzie, gdzie potrzebne jest odręczne pismo. U mnie w domu kartki na urodziny lub inne okazje dawało się do wypisywania babci, bo ona najładniej pisała. Teraz ja jestem taką osobą. Można też wykorzystać te umiejętności do dekoracji naszego mieszkania, np. oprawić ulubiony cytat, wypisać na tablicy złotą myśl, ale też podpisać pojemniki z przyprawami. Zrobić piękny album z podpisami... Niektórzy na tym zarabiają, robią kartki okolicznościowe, zaproszenia, winietki ślubne, księgi gości. Zresztą kiedy będziemy gośćmi na ślubie, to też taki wpis z gratulacjami do księgi gości nabierze innego znaczenia.

A czy jest szansa, że jeśli zacznę ćwiczyć brush lettering, to normalnie też będę ładniej pisać?
Zdecydowanie tak. Po pierwsze, tworzy się maniera, ręka zapamiętuje, jak pisać. Na początku zasady dotyczące tego, jak trzymać brush pen, jak nim pisać – wydają się dziwne, ale z czasem staje się to automatyczne. Po drugie, sam fakt, że zaczynamy pisać ręcznie, wpływa na poprawę naszego pisma. Znam bardzo dużo osób, które prawie w ogóle nie używają długopisów czy piór i ich charakter pisma ze szkoły przez ten brak praktyki znacznie się pogorszył, nawet jeśli wcześniej pisały ładnie.

A kto najczęściej chce się uczyć ładnego pisania?
Odkąd uczę brush letteringu, poznałam bardzo różne osoby. Niektórzy przychodzą na warsztaty, bo już malują i chcą się dalej rozwijać, ładnie pisać, ale są też tacy, którzy przestali pisać i teraz chcą do tej czynności powrócić. Wspólną cechą jest na pewno płeć – przez te wszystkie lata miałam tylko jednego kursanta, a reszta to kursantki. Natomiast osobowościowo bardzo się różnimy, ja na przykład jestem bardzo niecierpliwa z natury, a cierpliwości nauczyłam się właśnie dzięki kaligrafowaniu. Na pewno wszyscy piszący to osoby, które chcą się samodoskonalić i mają upodobanie do rzeczy estetycznych.

Można się uczyć podczas warsztatów stacjonarnych, ale nie tylko…
U mnie można się uczyć trzema drogami, w zależności od indywidualnych preferencji: samodzielnie z mojej książki, na kursie online, czyli z zestawu krótkich filmików, oraz na warsztatach stacjonarnych. Teraz powracam po pandemii do cyklicznych warsztatów, w maju jestem w Gdyni, a w czerwcu w Łodzi. Na mojej stronie są też dostępne różnego rodzaju ćwiczenia do wydrukowania.

Zawsze sugeruję, żeby podejść do brush letteringu jak do nauki rysowania, a nie pisania literek. Efekty są zwykle wtedy lepsze, bo skupiamy się na liniach i ich odwzorowaniu, a nie na tym, że przecież umiemy napisać literkę „A”, wiemy, jak wygląda, a teraz nam nie wychodzi. Najlepiej byłoby zapomnieć, jak wyglądają litery, i zacząć uczyć się je rysować na nowo. Trzeba też dać sobie czas i nie denerwować się, że zaczynamy od szlaczków jak w przedszkolu – jest to piękny etap niezbędny, który nam potem pozwoli świadomie stawiać litery.

Wioletta Guzy, graficzka, Ślązaczka, miłośniczka królików miniaturowych. Uczy sztuki pięknego pisania, organizuje warsztaty w całej Polsce, projektuje własne materiały do brush letteringu, dostępne na www. poprawna-optymistka.pl Nagrała kurs i napisała książkę „Brush lettering dla początkujących”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze