1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Klasyka, kolor i sztuka w przedwojennej kamienicy. Mieszkanie Karoliny Kuklińskiej-Kosowicz

Karolina Kuklińska-Kosowicz w swoim mieszkaniu na warszawskiej Ochocie. (Fot. Mateusz Grzelak)
Karolina Kuklińska-Kosowicz w swoim mieszkaniu na warszawskiej Ochocie. (Fot. Mateusz Grzelak)
Zobacz galerię 14 Zdjęć
Lubię kolekcjonować piękne rzeczy, ale nie na pokaz. Chcę korzystać z nich bez ograniczeń. Dom to nie galeria sztuki, tu się przede wszystkim żyje – mówi Karolina Kuklińska-Kosowicz, współzałożycielka marki YOPE. Odwiedziliśmy ją w mieszkaniu na warszawskiej Ochocie, gdzie zachwyt współczesnością idzie w parze z szacunkiem do przeszłości.

Cztery pary rolek, rower i niezliczenie wiele par butów tworzą w holu artystyczny nieład. Pod tym wszystkim kryją się piękne cementowe płytki, które wyglądają, jakby leżały tu od przedwojnia, ale zostały wykonane dekadę temu na zamówienie. Oryginalne są natomiast dębowe klepki w jodełkę w kuchni, jadalni i czterech pokojach. Ponaddziewięćdziesięcioletni parkiet został rozebrany, oczyszczony deska po desce i położony na nowo. – Czas pędzi nieubłaganie, ale tu udało nam się go cofnąć, doświadczyć czegoś nieuchwytnego, dotknąć historii – mówi Karolina.

Wybudowany w 1929 roku według projektu Romana Felińskiego modernistyczny budynek przy ulicy Filtrowej cudem ocalał z wojennej zawieruchy. Poprzedni właściciele, których rodzice mieszkali tu od początku, opowiadali, że sercem ich domu w latach 30. były dwa największe pokoje podzielone dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Kiedy otwierano je na oścież, powstawała sala balowa, w której odbywały się wesela, komunie, urodziny i chrzciny. W czasach komuny drzwi zamurowano, trwale dzieląc tę piękną przestrzeń na dwa skromne lokale. Karolina – razem z mężem Pawłem – kupiła więc dwa sąsiadujące ze sobą mieszkania i połączyła je w jedno. – Zachwyciły mnie możliwości tego miejsca, to, że mogliśmy przywrócić mu dawny wygląd – wspomina.

Tu bije przedwojenne serce domu. Jadalnia pełni także funkcję pracowni. Na co dzień stół projektu Jeana Prouvégo z lat 40. usłany jest albumami ze sztuką, magazynami, dokumentami, rysunkami i pracami domowymi dzieci. Krzesła to także dzieła Prouvégo. Półki z książkami wymyślone przez architektkę Katarzynę Baumiller oddzielają część oficjalną od prywatnej. Pomysł na szklane rozsuwane drzwi Karolina przywiozła z Japonii. Za nimi znajduje się salon, a w nim: francuska ikona stylu lat 70., kanapa Togo projektu Michela Ducaroya dla firmy Ligne Roset, stoliki czołowej projektantki modernizmu Charlotte Perriand, wymyślone w 1928 roku dla firmy Cassina, oraz obrazy „Tygrys” Ewy Ciepielewskiej i „Sweet Home” Małgorzaty Mycek. (Fot. Mateusz Grzelak) Tu bije przedwojenne serce domu. Jadalnia pełni także funkcję pracowni. Na co dzień stół projektu Jeana Prouvégo z lat 40. usłany jest albumami ze sztuką, magazynami, dokumentami, rysunkami i pracami domowymi dzieci. Krzesła to także dzieła Prouvégo. Półki z książkami wymyślone przez architektkę Katarzynę Baumiller oddzielają część oficjalną od prywatnej. Pomysł na szklane rozsuwane drzwi Karolina przywiozła z Japonii. Za nimi znajduje się salon, a w nim: francuska ikona stylu lat 70., kanapa Togo projektu Michela Ducaroya dla firmy Ligne Roset, stoliki czołowej projektantki modernizmu Charlotte Perriand, wymyślone w 1928 roku dla firmy Cassina, oraz obrazy „Tygrys” Ewy Ciepielewskiej i „Sweet Home” Małgorzaty Mycek. (Fot. Mateusz Grzelak)

Prawidłowy rytm serca

W środku nie zostało zbyt wiele z lat świetności. Piękne skrzynkowe okna spróchniały, na ratunek było za późno. Wykręcili z nich za to mosiężne klamki i poddali je renowacji. Teraz zdobią nowe okna, które są wierną kopią oryginałów. Odrestaurowali też przedwojenne żeliwne kaloryfery, ale okazało się, że nie spełniają współczesnych norm. Karolina uparła się jednak, że nie zamieni ich na nowe. Aby ogrzewanie sprostało standardom, dodali kilka żeberek z grzejników likwidowanych z korytarza budynku. Udało się uratować kolejny fragment historii. Jednak największym sukcesem było odtworzenie przedwojennego układu pomieszczeń, choć z kilkoma wyjątkami. – Tam, gdzie dawniej znajdowały się korytarz dla służby i kuchnia, dziś są nasza sypialnia, garderoba oraz łazienka. W drugiej części domu, zgodnie z przedwojennym planem, znajdują się salon i dwa pokoje, które należą do Franki i Klary, naszych córek – wyjaśnia. – Podzieliliśmy przestrzeń na część dorosłą i dziecięcą, zachowując serce domu. Przestrzeń, w której wyprawiano bale i imprezy rodzinne, wypełniliśmy stołami i naszą energią – dodaje. A że z natury jest istotą stadną, serce domu znów bije więc intensywnie.

Na podłodze w salonie oparte o komodę stoi zdjęcie „Kobiecy krąg” zaprzyjaźnionej fotografki Zuzy Krajewskiej. Wygląda, jakby czekało na swoje miejsce na ścianie, ale to po prostu jego miejsce. – Moje córki patrzą na nie i widzą, że każde ciało, bez względu na kształt czy formę, jest prawdziwym dziełem sztuki – mówi Karolina. (Fot. Mateusz Grzelak) Na podłodze w salonie oparte o komodę stoi zdjęcie „Kobiecy krąg” zaprzyjaźnionej fotografki Zuzy Krajewskiej. Wygląda, jakby czekało na swoje miejsce na ścianie, ale to po prostu jego miejsce. – Moje córki patrzą na nie i widzą, że każde ciało, bez względu na kształt czy formę, jest prawdziwym dziełem sztuki – mówi Karolina. (Fot. Mateusz Grzelak)
Stół w kuchni to wyszukany w Internecie projekt z lat 50. duńskiego designera Petera Hvidta. Krzesła pochodzą z Vitry, szwajcarskiej firmy rodzinnej, współpracującej z najlepszymi projektantami na świecie. (Fot. Mateusz Grzelak) Stół w kuchni to wyszukany w Internecie projekt z lat 50. duńskiego designera Petera Hvidta. Krzesła pochodzą z Vitry, szwajcarskiej firmy rodzinnej, współpracującej z najlepszymi projektantami na świecie. (Fot. Mateusz Grzelak)
Nad odrestaurowanym kaloryferem w jadalni znalazł swoje miejsce „Jednorożec”, obraz Konrada Żukowskiego. (Fot. Mateusz Grzelak) Nad odrestaurowanym kaloryferem w jadalni znalazł swoje miejsce „Jednorożec”, obraz Konrada Żukowskiego. (Fot. Mateusz Grzelak)
Z jadalni wchodzi się do małżeńskiej sypialni. Nad łóżkiem wisi wykonany 11 lat temu przez Zuzę Krajewską portret Pawła i Karoliny, która była wtedy w ciąży z ich pierwszą córką Franką. (Fot. Mateusz Grzelak) Z jadalni wchodzi się do małżeńskiej sypialni. Nad łóżkiem wisi wykonany 11 lat temu przez Zuzę Krajewską portret Pawła i Karoliny, która była wtedy w ciąży z ich pierwszą córką Franką. (Fot. Mateusz Grzelak)

Luksus powszedni

Na Filtrową przychodzę rano, na stole stoją więc jeszcze pozostałości rodzinnego śniadania. W roli codziennych talerzy występuje zabytkowa porcelana z lat 60., a sztućce to zdobione srebra. Może trafiłam na jakąś wyjątkową okazję? – Nie, po prostu mieliśmy taką fantazję – śmieje się Karolina. – Uwielbiam ceramikę, z każdej podróży przywożę starą porcelanę i jakiś wazon. Wyszukuję je na pchlich targach.

Srebrne sztućce też znalazła na jednym z nich podczas romantycznego wypadu z Pawłem do Doliny Loary. Zachwyciło ją to, że w tamtejszych zamkach toczy się normalne życie. – To nie są martwe przestrzenie pełne eksponatów. Ludzie tam mieszkają i normalnie funkcjonują w tym pięknym dworskim otoczeniu. Dla mnie to jest absolutnie fantastyczne, bo dorastałam na wsi, gdzie „lepsze rzeczy” wyciągano tylko od święta. Brakowało mi ładnych przedmiotów na co dzień. Postanowiłam więc, że w swoim domu będę z nich korzystać, kiedy tylko najdzie mnie na to ochota. Żadna rzecz nie ma u nas statusu świętości. I nie wynika to z braku szacunku. Doceniam to, co mam, ale zwyczajnie chcę się tym cieszyć – mówi. Dla równowagi zabytkową porcelanę trzyma w prostej metalowej szafie gastronomicznej. – Marzyłam o pięknej komodzie – przyznaje – ale na razie szafa sprawdza się świetnie, jest pojemna i praktyczna.

Zabytkowe srebrne sztućce i lniany obrus to znaleziska z pchlego targu w małej miejscowości w Dolinie Loary.  (Fot. Mateusz Grzelak) Zabytkowe srebrne sztućce i lniany obrus to znaleziska z pchlego targu w małej miejscowości w Dolinie Loary. (Fot. Mateusz Grzelak)

Największym luksusem dla Karoliny jest jednak zanurzenie się w wannie przywiezionej z rodzinnego domu w Kołczygłowach. – Kiedy mama usłyszała, że chcę ją zabrać do Warszawy, uznała, że zwariowałam. A ja miałam w pamięci swoje kąpiele z dzieciństwa. Stara wanna wydawała mi się wtedy ogromna, jak basen. Nawet teraz mogę się w niej wygodnie położyć.

Wypiaskowana, pokryta nową emalią – dostała więc drugie życie. Stoi pod oknem, przez które wpada słońce i zagląda wszechobecna tutaj zieleń, bo warszawską Kolonię Staszica, do której należy kamienica przy Filtrowej, zaprojektowano jako osiedle-ogród. – Konary drzew pamiętających przedwojnie widać tu w każdym oknie, pięknie załamują światło. Gdybym miała więcej wolnego czasu, patrzyłabym na ten spektakl godzinami – wzdycha.

Stara wanna z rodzinnego domu Karoliny w Kołczygłowach to ulubione miejsce relaksu wszystkich domowników. (Fot. Mateusz Grzelak) Stara wanna z rodzinnego domu Karoliny w Kołczygłowach to ulubione miejsce relaksu wszystkich domowników. (Fot. Mateusz Grzelak)
Karolina uwielbia aromatyczne kąpiele. W jej łazience, z oczywistych względów, królują naturalne produkty YOPE, ale nie jest to jedyna marka, której używa. (Fot. Mateusz Grzelak) Karolina uwielbia aromatyczne kąpiele. W jej łazience, z oczywistych względów, królują naturalne produkty YOPE, ale nie jest to jedyna marka, której używa. (Fot. Mateusz Grzelak)

Sztuka życia

Wrażliwość na piękno i nieszablonowe rzeczy miała w sobie od zawsze, skończyła też projektowanie ubioru na ASP. Kiedyś podczas wycieczki do Jeleniej Góry wypatrzyła w antykwariacie fotel. Później okazało się, że to poszukiwany przez kolekcjonerów designu norweski klasyk Falcon Chair, zaprojektowany w latach 70. przez Sigurda Ressella. To jeden z nielicznych mebli, które przenieśli tu z pierwszego wspólnego mieszkania.

O to, by na Filtrowej nie było rzeczy przypadkowych, dbała architektka Katarzyna Baumiller, którą Karolina poprosiła o pomoc. – 150 metrów z historią to duże wyzwanie, bałam się, że nie sprostam, choć pewnie jest to też kwestia dojrzałości. Pierwsze mieszkanie urządzałam sama. Pracowałam wtedy jako stylistka, a w tym zawodzie indywidualizm był moją siłą. Kiedy razem z Pawłem założyliśmy YOPE, markę naturalnych kosmetyków i środków czystości, musiałam nauczyć się pracy zespołowej. Odkryłam, ile możemy sobie nawzajem dać i jakie niesamowite rzeczy mogą powstać z połączenia różnych wizji. Moja współpraca z Kasią jest tego przykładem. To ona wymyślała półki na książki, po które można sięgać zarówno od strony jadalni, jak i z pokojów dzieci. Jednocześnie więc łączą i oddzielają strefę prywatną od oficjalnej. Jej pomysłem są także szyby wmontowane w ściany działowe, które optycznie powiększają przestrzeń.

W pokoju starszej córki Franki klasyczne, naturalne materiały mieszają się z barwną dziecięcą fantazją. Patchworkowy włoski fotel Karolina wypatrzyła w pobliskim antykwariacie. Najczęściej zajmuje go ulubienica rodziny Eti, gryfon belgijski. (Fot. Mateusz Grzelak) W pokoju starszej córki Franki klasyczne, naturalne materiały mieszają się z barwną dziecięcą fantazją. Patchworkowy włoski fotel Karolina wypatrzyła w pobliskim antykwariacie. Najczęściej zajmuje go ulubienica rodziny Eti, gryfon belgijski. (Fot. Mateusz Grzelak)
Niewielki pokój młodszej Klary rozświetlony jest światłem wpadającym do środka przez piękne skrzynkowe okno, które jest wierną kopią przedwojennego oryginału. (Fot. Mateusz Grzelak) Niewielki pokój młodszej Klary rozświetlony jest światłem wpadającym do środka przez piękne skrzynkowe okno, które jest wierną kopią przedwojennego oryginału. (Fot. Mateusz Grzelak)
Lalka z Hiszpanii, babuszka z Rosji, kotek z Japonii, małpka z huty szkła Studio Borowski na Dolnym Śląsku – parapety na Filtrowej są usłane pamiątkami z rodzinnych podróży. (Fot. Mateusz Grzelak) Lalka z Hiszpanii, babuszka z Rosji, kotek z Japonii, małpka z huty szkła Studio Borowski na Dolnym Śląsku – parapety na Filtrowej są usłane pamiątkami z rodzinnych podróży. (Fot. Mateusz Grzelak)
Płytki na balkonach wyglądają, jakby ułożono je jeszcze przed wojną, ale zostały wykonane na zamówienie zgodnie z projektem architektki Katarzyny Baumiller. (Fot. Mateusz Grzelak) Płytki na balkonach wyglądają, jakby ułożono je jeszcze przed wojną, ale zostały wykonane na zamówienie zgodnie z projektem architektki Katarzyny Baumiller. (Fot. Mateusz Grzelak)

Kasia wprowadziła klasykę, spokój i ład, Karolina przełamała to ekscentrycznymi dodatkami, kolorem i sztuką. Obrazy i zdjęcia nie tylko wiszą na ścianach, są ustawione gdzie się da – na kaloryferach, parapetach i podłodze. Większość pochodzi z galerii BWA Warszawa, prowadzonej przez przyjaciela domu Michała Suchorę. Karolina nie kolekcjonuje klasycznej sztuki. W obrazach, które kupuje, musi zobaczyć część siebie. Na jednym z nich jest jednorożec. To dzieło wziętego, poważnego artysty Konrada Żukowskiego. Karolina: – Na co dzień też muszę być poważna, prowadzę firmę, odpowiadam za zespół ludzi, ale tak naprawdę jestem z innej bajki, zupełnie jak ten jednorożec.

Karolina Kuklińska-Kosowicz (Fot. Mateusz Grzelak) Karolina Kuklińska-Kosowicz (Fot. Mateusz Grzelak)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze