1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Koszty bycia modelką. Rozmawiamy z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin, autorką książki „Życie patyczaków ubranych w czarne rurki”

Chanel, Giorgio Armani, Akris (Fot. Spotlight)
Chanel, Giorgio Armani, Akris (Fot. Spotlight)
Błysk, blichtr, wybiegi, okładki. Tak wygląda życie modelek. Czasem. Najczęściej jednak to ciężka, żmudna praca bez gwarancji, że odniesiesz sukces. A w bonusie zaburzenia odżywiania i utrata wiary w siebie. 

Co Cię najbardziej zdziwiło, kiedy zaczęłaś rozmawiać z dziewczynami i zgłębiać temat?
Choć wiedziałam o różnych patologiach świata mody, o których się mówi od jakiegoś czasu, o głodzeniu się, o wykorzystywaniu seksualnym, wtedy do mnie dotarło, jaka to żmudna i ciężka praca. Niby się wie o nadużyciach, ale człowiek ma w głowie imprezy, błysk, blichtr. Jak się widzi modelkę w świetnych ciuchach, to nie myśli się o tym, że ona potem te ciuchy zdejmuje i zakłada dżinsy. Ja nagle zobaczyłam umęczone młode dziewczyny, które bardzo szybko poszły do pracy – i że ta praca jest ciężka. Bez błysku i uznania.

Podejrzewam, że same dziewczyny też przeżywają podobne zaskoczenie, bo pewnie też mają w głowie właśnie błysk, wielki świat, okładki gazet i skierowane na nie światła. Startują w zawodzie – i co się dzieje?
Oczywiście wszystko zależy od tego, jak im się na początku powiedzie. Jeśli dobrze, może je oszołomić to, że zaczęły zarabiać, że są to dobre pieniądze – to przyćmiewa cienie. Myślisz: „OK, ciężko, mnóstwo ciemnych stron, ale oglądam cały świat, jeżdżę po różnych kontynentach i dobrze zarabiam”. Ale może się zdarzyć tak, że pieniędzy nie ma, bo nie ma zleceń. Może się zdarzyć, że dziewczyna poleci do Londynu czy Tokio i nie zarobi nic. Wtedy zaczyna się problem. Jedna z moich rozmówczyń poszła w końcu pracować do knajpy, będąc wciąż na kontrakcie w agencji, bo nie miała z czego żyć. Ciężko pracowała, bo robiła sobie portfolio, chodziła na castingi, brała udział w jakichś sesjach, ale nie zarabiała. A była w jednej z najlepszych agencji w Polsce.

Dziewczyna jedzie do Nowego Jorku – wydaje nam się, że jedzie na pokaz, a ona biega z castingu na casting…
Może być różnie. Czasem faktycznie ma umówioną sesję, wszystko załatwione i super. Ale najczęściej agencja matka w Polsce podpisuje umowę z agencją, powiedzmy, właśnie w Nowym Jorku, tam dają dziewczynie „rozkład jazdy”, ona chodzi na castingi z listy i szuka pracy. Czasem to kilkanaście spotkań. Ja miałam w życiu dwa czy trzy i nie wspominam tego sympatycznie. A byłam dorosła, rozmawiałam z miłymi ludźmi, których zresztą na ogół znałam. Tu dziewczyna idzie sama w nowe miejsce, nikogo nie zna, musi się przejść, zaprezentować i ma poczucie, że nikt nie zwraca na nią uwagi, wychodzi, też nikt tego nie zauważa, nikt nie widzi, że przyszła wrażliwa, roztrzęsiona nastolatka. Tak wygląda życie modelki w Nowym Jorku czy Tokio…

Tym, co decyduje o sukcesie, jest wygląd. A kryteria tego, co piękne i na topie, zmieniają się, jak piszesz, czasem z sezonu na sezon. Jakiś typ urody jest OK, a chwilę potem już nie. Co się dzieje w głowach dziewczyn, kiedy ocenie poddawane jest jedynie to, jak wyglądają?
To wielkie wyzwanie. Oczywiście wiele zależy od tego, jak zostaną do tego przygotowane przez swoich rodziców, przez agencję, od tego, jakie mają predyspozycje psychiczne. Psychoterapeutka, z którą rozmawiałam – zresztą była modelka – Zuzanna Butryn mówi, że to często jest dewastujące. Dziewczyny koncentrują się na tym, że są oceniane, uzależniają od tego swoje poczucie wartości, bo od oceny zależy ich sukces. To poczucie wartości bywa więc niskie, do tego dochodzą wszelkie zaburzenia postrzegania własnego ciała. Bo jeśli ktoś jest chudy i słyszy, że musi schudnąć, to zaczyna myśleć, że jest gruby. A ma ten ktoś kilkanaście lat. Nastolatka, jak jej powiesz: „O, dobrze wyglądasz!” – to cię zabije wzrokiem, bo dla niej przekaz jest jednoznaczny: utyłaś. Wszystko cały czas jest uzależnione od tego, jak ktoś oceni jej wygląd. Do tego dzieje się to w specyficznym okresie rozwoju. Choć Zuza Butryn mówi, że da się do tego przygotować.

Ale czy ktoś to robi? Jeśli dziewczyny dostaną taki fundament w domu, to OK, ale czy poza domem ktoś się interesuje tym, co się dzieje w ich głowach?
Pewnie właścicielki agencji powiedzą, że tak. Są organizowane jakieś warsztaty, Zuza bierze w nich udział, uprzedza dziewczyny, co je czeka – ale wiedzieć, a doświadczyć, to są dwie różne sprawy. Można powiedzieć: „Nie przejmujcie się, to nie chodzi o was, chodzi o to, jaki typ urody czy jaka sylwetka albo kolor włosów są potrzebne do tej konkretnej sesji. I to nie znaczy, że wy jesteście brzydkie czy że się nie nadajecie, tylko po prostu teraz szukają kogoś innego”. To się dziewczynom powtarza, one niby to wiedzą. Ale to teoria. A praktyka to po raz kolejny nie przejść przez casting. Wtedy sama wiedza, że szukali kogoś innego, może nie wystarczyć. Bo dziewczyna czuje zwyczajny żal, a ten żal kieruje się na ogół przeciw samej sobie. Co owocuje myślami: „To ja się nie nadaję”.

Myślę, że w innej sytuacji są ci, którzy na przykład uprawiają sport i intensywnie trenują, też poświęcają temu cały swój czas, ale mają poczucie, że sukces jest miarą ich pracy. Tu wyznacznik sukcesu to szczupła sylwetka czy piękne kości policzkowe.
No właśnie, bo nawet jak dużo pracy włożą w tak zwaną formę, czyli po prostu w bycie chudym, to i tak nie mają wpływu na to, czy dostaną pracę, bo to zależy od wizji projektanta, stylisty, autora pokazu. Czyli poczucie sprawstwa jest bardzo małe, a oczekiwania i wyobrażenia duże. To zderzenie może mocno odbić się na psychice młodej dziewczyny.

Do tego chyba problemem jest to, że zaburzony zostaje naturalny rytm rozwoju. Dziewczyny wyrywane są ze środowiska rówieśniczego, rzucone na wielkie wody gdzieś za granicą, a potem wracają i mają kłopoty w kontakcie z kolegami. A jeśli jeszcze do tego za granicą im się nie powiedzie, to z czym zostają?
To kolejne zagrożenie, na które trzeba zwracać uwagę. Oczywiście nawet jeśli jadą na kontrakt, muszą zaliczyć rok szkolny. Ale bywa, że kończą szkołę i myślą: „Dobrze mi idzie w modelingu, nie będę na razie planować innej przyszłości”. I jeśli w końcu modeling nie wypali, zostają z niczym. Dlatego trzeba dbać o naukę, o rozwój równoległy. Ale wyobraź sobie nastolatkę, która będzie na tyle zdyscyplinowana, że sama, często na innym kontynencie, zadba o swoje zdrowie, o to, żeby racjonalnie jeść, żeby się wyspać, pojawić się w odpowiednim miejscu i czasie na wszystkich castingach, a do tego będzie się pilnie uczyć biologii?

Jedna rzecz to nauka, ale myślę też o tym, że dużą rolę w rozwoju młodego człowieka odgrywa środowisko rówieśnicze. Jedna z dziewczyn, z którymi rozmawiasz, mówi, że kiedy wyjeżdżała, żegnała znajomych, kumpli, przyjaciół. A kiedy wracała, to już nie miała kumpli ani przyjaciół.
To pewnie mechanizm uniwersalny, że jak ktoś wyrośnie ponad grupę, osiągnie coś więcej, to się od tej osoby dystansuje, zazdrości się jej po prostu. A w tym wieku dochodzi jeszcze wspólnota doświadczeń, nawiązywane są silne relacje, do szkoły się nie chodzi po to, żeby się uczyć, tylko żeby spotkać znajomych. I jeśli ktoś z tego wypada, to kiedy wraca, łatwo go nie lubić, odtrącić. Modelki żyją dorosłym życiem wśród samych dorosłych. Dostają lekcję przyspieszonego rozwoju z pominięciem kluczowych często etapów. To niemal nigdy nie jest dobre.

I jeśli na koniec zostaje się Anją Rubik, to OK. Ale mało jest Ań Rubik.
Chyba coraz mniej. Zuza Bijoch mówi, że jest coraz mniejsze zapotrzebowanie na gwiazdy, co roku przychodzi armia modelek, taniej prezentować ubrania na nich, niż płacić majątek wielkim nazwiskom. Mało która dziewczyna stanie się gwiazdą, a potem czeka na nią życie – i trudno w nie wejść, jak się miało kilkuletnią wyrwę.

Nie piszesz wiele o tym, o czym najgłośniej w kontekście modelingu, czyli o zaburzeniach odżywiania, o anoreksji. Czemu?
Właśnie dlatego, że to jeden z głównych problemów, więc i tak dużo się już o tym mówi. Choć to ciekawe zjawisko – wszyscy zapewniają, że oni tacy szczupli są z natury, że taką mają urodę, taki świetny metabolizm. Nikt się specjalnie nie odchudza, wszyscy jedzą pizzę i lody. Oczywiście są tacy ludzie, ale jednak w tym środowisku zaburzenia odżywiania są powszechne. Jest to związane z postrzeganiem własnego ciała. Jedzenie staje się narzędziem i obsesją.

Ale kończysz książkę optymistycznie – bo coś się jednak zyskuje. Samodzielność, języki, szybki start w dorosłość – jeśli się do tego rozsądnie podejdzie, to spory kapitał na przyszłość.
Tak, pod warunkiem że się o wszystko po kolei zadba. Czyli o sprawy związane z samooceną, z nauką, o to, żeby nie przeć za wszelką cenę do kariery, żeby zająć się swoim dobrostanem. I jeśli jeszcze w dodatku masz szczęście i wszystko się pięknie złoży, to można na tym zyskać. Dziewczyna, która mając 16 lat, poruszała się sama po Nowym Jorku, musiała podpisać kontrakt z agencją amerykańską, zna języki, myśli: „Niczego się nie boję, jestem obywatelką świata, wszędzie sobie poradzę”. To super, pod warunkiem że się po drodze nie zostanie złamanym. Zuzanna Butryn jest takim pozytywnym przykładem, mówi, że to była przygoda. Ale ona, kiedy złapała Pana Boga za nogi, pojechała do Nowego Jorku i poczuła, że tęskni za domem – wróciła. Mało kto może wrócić.

Bo pieniądze?
Bo pieniądze, bo kariera. W dodatku Zuzę wsparła matka. Powiedziała: „Jeśli tęsknisz, jeśli ci źle – wracaj”.

A często to właśnie matka pcha dziewczynę do kariery modelki.
To w modelingu całe zjawisko – presja matek, które załatwiają sobie dzieckiem to, czego same nie mogły zrealizować. Zaspokajają tak jakieś własne niespełnienia, realizują swoje marzenia. Mówią: „Zostań, wytrzymaj, wspaniale, taka szansa, trzymaj się jej”. Nie patrzą na to, że to młoda krucha osoba, która potrzebuje wsparcia i zrozumienia, a nie kariery za wszelką cenę.

„Życie patyczaków ubranych w czarne rurki”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne (Fot. materiały prasowe) „Życie patyczaków ubranych w czarne rurki”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze