1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Małe rzeczy, które dają frajdę

„Przygotowanie kąpieli to sztuka” – pisze w książce „Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza” Hannah Jane Parkinson. (Fot. iStock)
„Przygotowanie kąpieli to sztuka” – pisze w książce „Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza” Hannah Jane Parkinson. (Fot. iStock)
Wiele badań potwierdza, że drobne przyjemności to skuteczny sposób na poprawę nastroju, zwłaszcza gdy jesteśmy zestresowani. Na początek warto odkryć te wszystkie małe rzeczy, które sprawiają nam frajdę. A jak przekonuje brytyjska felietonistka Hannah Jane Parkinson, w naszym zasięgu jest ich całkiem sporo.

Fragment książki „Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza”, Hannah Jane Parkinson, tłum. Anna Hikiert-Bereza, wyd. Znak Literanova. Wszystkie skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Jako małolata (aczkolwiek, szczerze powiedziawszy, trwało to u mnie do około osiemnastego roku życia) nie przepadałam za kąpaniem się. Byłam nadpobudliwa i pozostawanie w bezruchu powyżej pięciu minut stawało się ponad moje siły. Jako nastolatka uważałam, że kąpiele stoją w konflikcie z moim stylem życia, który polegał głównie na spóźnianiu się zawsze i wszędzie. Szybsza kąpiel oznaczała więcej snu, więcej SMS-ów, więcej słuchania niezależnych kapel o niezrozumiałych nazwach, złożonych głównie ze znaków interpunkcyjnych.

Aż wreszcie... w wieku dwudziestu kilku lat dostąpiłam objawienia i dołączyłam do kościoła wyznawców religii łaźni. Miłość do moczenia się w wodzie wypłynęła na powierzchnię. Ma ona zapach lawendy i olejku bergamotkowego. Kojarzy się z wilgotnymi, pomarszczonymi brzegami stron książek i czasopism. Towarzyszy jej jedynie cichy szum i plusk, gdy zmieniam pozycję w wodzie. Smakuje kubkiem herbaty, ustawionym ryzykownie na brzegu wanny (lecz nie na tyle, aby wywoływało to niepokój).

Nie potrafiłabym wskazać, w którym momencie wykrzyknęłam swoje „Eureka!” (słynny komentarz Archimedesa dotyczący kąpieli), ale prawdopodobnie wtedy, gdy z nocnego tagowania zdjęć w mediach społecznościowych przerzuciłam się na przeglądanie serwisu Mumsnet [popularny w Wielkiej Brytanii serwis parentingowy – przyp. red.] w poszukiwaniu wskazówek na temat walki z ćmami (czytaj: gdy zaczął mnie dopadać przedwczesny kryzys wieku średniego).

Co takiego łączy mnie z dziećmi? Podobnie jak dla nich godzina dziewiętnasta to dla mnie bezdyskusyjna pora kąpieli.

Troski spływają z wodą

Przygotowywanie kąpieli to sztuka. Co chcę przez to powiedzieć? Cóż, wystarczy, że nie zadbasz o właściwą temperaturę, a cudowne doświadczenie może się zmienić w głębokie (sic!) rozczarowanie. Albo woda ostygnie zbyt szybko, zmuszając cię do wyjścia z wanny przed czasem (to coś jak wejście do basenu za późno i żal, gdy nagle okaże się, że lada chwila upływa opłacony czas), albo będzie zbyt gorąca, przez co zaczniesz się pocić jak mysz i zrobi ci się słabo; nad górną wargą zgromadzi ci się małe jeziorko potu, a twoje kolana będą czerwone jak raki we wrzątku. Wystarczy jednak, że uzyskasz temperaturę idealną, a wszelkie troski znikną. Wypocisz nieproszone myśli.

Podobnie jak podczas długich podróży autobusem czas w wannie poświęcam na czytanie. Rzadko zabieram do łazienki telefon, bo jeśli naprawdę nie umiem wytrzymać bez niego choćby przez godzinę, to równie dobrze mogłabym dać się porwać wzburzonym falom. Ma się rozumieć, jest też zdecydowanie mniej istotna kwestia umycia się: porządne wyszorowanie pleców, gładko ogolona noga, zarzucona na krawędź wanny, maseczka na twarzy sprawiająca, że wyglądam, jakbym wpadła w błoto...

Gdy wstaję, żeby wyjść z kąpieli, godziny zmęczenia spływają ze mnie wraz z wodą. Zmartwienia znikają w odpływie. A ja wypływam na powierzchnię.

Nowy lepszy świat

Brzmi jak wyznanie kogoś rozpuszczonego – i może trochę tak jest – ale uwielbiam masaże. Obawiam się, że w powszechnej świadomości mogły one zyskać złą sławę z powodu niemoralnych propozycji zbyt często składanych stażystkom przez odpychających współpracowników. Albo za sprawą majaczących nam wciąż w pamięci reklam, które rozklejano w budkach telefonicznych i które obiecywały „nieziemskie rozkosze”. Albo może przez filmowych złoczyńców, od niechcenia zlecających kolejne morderstwo w trakcie leżenia na stole do masażu z zadkiem przykrytym ręcznikiem.

Ale serio: czy jest coś lepszego od masażu przynoszącego ulgę temu miejscu... i wielu innym miejscom? Takiego, który rozluźnia napięte mięśnie i koi skórę, wygania nieznośny ucisk i usuwa zmartwienia? Trzeba się nauczyć, jak być wdzięcznym odbiorcą porządnego masażu.

Najważniejsze jest trafienie do dobrego masażysty lub masażystki (to niemal tak istotne jak znalezienie odpowiedniego psychoterapeuty). Czy szukasz kogoś skorego do pogawędki? A jeśli nie, to czy czujesz się komfortowo, milcząc w towarzystwie tej osoby? Ja mam w zwyczaju przerywać ciszę, bo czuję się w niej niezręcznie – nawet w sytuacjach, w których milczenie jest całkowicie dopuszczalne. A wiadomo, że jeśli czujesz się zmuszony coś powiedzieć, nie można mówić o relaksie. Kolejna sprawa: czy chciałbyś, żeby twój terapeuta używał naprawdę dziwnych leków alternatywnych, które budzą w tobie niejasny lęk? To samo: w takiej sytuacji dyskomfort nie pozwoli ci się odprężyć.

Na następnym etapie musisz podjąć decyzję o rodzaju masażu (szwedzki, sportowy czy głęboki?) i lokalizacji (dom czy gabinet?). Ja nie czułabym się dobrze, poddając się masażowi w swoim domu, bo wiem, że prędzej czy później zauważyłabym łuszczącą się farbę na listwie przypodłogowej albo warstwę kurzu na książkach. Poza tym składany stół do masażu kojarzy mi się z deską do prasowania, co również nie działa zbyt odprężająco. Zdecydowanie wolę szemrzącą wodę i herbatę proponowaną na progu (mimo że nigdy nie mam czasu na jej wypicie). Lubię posągi Buddy, które wydają się obrażone przez to, że umieszczono je w tak trywialnym otoczeniu. Mój ulubiony gabinet masażu znajduje się obok mojego fryzjera, więc piekę dwie pieczenie na jednym ogniu (najpierw masaż – inaczej od olejku mam tłuste włosy).

Ostatnie i najważniejsze to czuć się komfortowo w swoim ciele. Nauczyłam się nie przejmować tym, że mam wysypkę w miejscu, w którym obtarł mnie pasek od stanika, nieogolone nogi lub „praktyczną” bieliznę.

Sztuka masażu jest znana od tysięcy lat w wielu kulturach i na wszystkich kontynentach, więc coś musi być na rzeczy. Nie jestem przekonana do jego specjalnych właściwości leczniczych, ale nie ma też prac naukowych na temat tego, dlaczego migdałowe Magnum poprawia mi samopoczucie, a mimo to tak właśnie jest. Po dobrym masażu świat zawsze wydaje mi się lepszy – podobnie jak ja sama.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze