1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

„Dąb uratował mi zdrowie”. O książce „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb” rozmawiamy z autorem Robertem Rientem

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Jak wiele zawdzięczamy roślinom? Pytanie to jest znacznie pojemniejsze od pytania o to, do czego mogą nam służyć, jak smakują i co leczą. Celem książki „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb” Roberta Rienta jest znacznie więcej. Zrozumienie roślin i usłyszenie ich wizji.

Swoją nową książkę zatytułowałeś „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”. Czym są te tytułowe „wizje”? To nasze wyobrażenia na temat roślin czy kompetencja samych roślin?
Bardziej kompetencje samych roślin, ale i wyobraźnia ma znaczenie. W książce poza naukowym opisem właściwości roślin, ich zastosowaniem w leczeniu licznych dolegliwości znalazło się 51 wizji. Każda z nich przypomina legendę, baśń, mit. Wiele z nich dotyczy prastarych szamańskich tradycji. Wizja nie jest halucynacją, a to znaczy, że można z niej skorzystać w swoim życiu. Dobra wizja nadaje kierunek, porządkuje sprawy, przynosi jasność i zrozumienie. Od wieków dzięki roślinom mamy pokarm, lekarstwa, ubranie, ale też drewniane stoły, instrumenty muzyczne i właśnie wizje. Kawa i kakao, dzika róża i dziurawiec, a w końcu ayahuaska i konopie – każda z tych roślin jest potężnym lekarstwem, które może przynieść również uzdrawiające wizje. O ile korzysta się z nich z szacunkiem.

Czy pięćdziesiąt roślin leczniczych to dużo, trudno było ci je znaleźć? Czy wprost przeciwnie - trudno było wybrać te pięćdziesiąt, bo jest ich w naturze bardzo wiele?
Podczas każdej wizyty w lesie czy na łące, pewnie jak wielu z nas, uświadamiam sobie, że nie znam większości imion spotykanych roślin. Jest ich ogrom, i wciąż odkrywamy nowe gatunki! Musiałem się ograniczać. W książce zdecydowałem się umieścić przede wszystkim te rośliny, o których wiem, że mają potężne właściwości lecznicze. Szereg z nich znamy ze swojego podwórka: babka, czarny bez, maliny, bratki, dziewanna czy bluszczyk kurdybanek. Zależało mi jednak również na tym by opisać mniej znane rośliny, takie jak iboga narkotyczna, którą stosuje się w leczeniu uzależnienia od heroiny i innych substancji. Albo kaktus San Pedro z meskaliną, który w Ameryce Południowej jest rośliną leczącą to co uzdrawia w osobie uzdrawiacza. Innymi słowy, ceremonie z tym kaktusem przypominają w naszej kulturze głęboką terapię a może wręcz superwizje psychoterapeuty.

Książkę rozpoczynasz opowieścią o dębie, oddajesz mu w ten sposób należne miejsce „pradrzewa” czy to bardziej odwołanie do pierwszych doświadczeń związanych z dogłębnym poznawaniem drzew, o czym piszesz we wstępie?
Dąb uratował mi zdrowie. Pamiętam gdy usłyszałem mowę dębu. Było to wstrząsające i dziwne doświadczenie, takie które zachęca do podważenia własnego zdrowia psychicznego. Mój umysł szalał, długo nie mógł przyjąć, że drzewa i inne rośliny mają swój język, który przy szczególnych okolicznościach można usłyszeć. I nie trzeba do tego wcale zmieniać swojej świadomości środkami psychoaktywnymi. Niekiedy wystarczy post, odosobnienie od ludzkich opowieści, godziny lub dni spędzone w ciszy i bliskości dzikiej natury. O spotkaniu z dębem opowiadam szczegółowo w książce, co jednak istotne zostało z tego spotkania to kora dębu, którą podarowało mi drzewo. Tak odkryłem lekarstwo potrzebne moim jelitom – ściągający wywar z kory dębu. Zafascynowany tym spotkaniem zaproponowałem redakcji Przekroju, z którym wtedy współpracowałem cykl artykułów zatytułowany „Wizje roślin”. I tak co miesiąc przez dwa lata opisywałem jedną roślinę, badając ją, sprawdzając, czytając o niej w podaniach, naukowych opracowaniach i archaicznych opracowaniach. Zarazem dąb ma szczególne znaczenie dla słowiańskiej kultury, jest naszym świętym drzewem, królem prastarych gai, symbolem Peruna. Zależało mi by zacząć od dębu i lipy, dwóch drzew, które od wieków kształtowały słowiańską tożsamość.

Piszesz wprost o komunikacji między drzewami, ale i o tym, że człowiek może usłyszeć ich mowę. Zatem o czym szumią drzewa?
To trochę tak jakby zapytać o czym mówią ludzie. Jedna odpowiedź byłaby niepełna, nieprawdziwa. Moja mama Sosna jest na przykład dosyć sroga, wycofana, chociaż niezwykle mądra. Ona często szumi o tym, że wszystko już wiemy jeśli tylko potrafimy zachować dyscyplinę. Z kolei moja siostra Czereśnia woli żarty, swawole. Jej opowieść jest opowieścią o odwadze, rzucaniu się w nieznane z zaufaniem. Czereśnia również uczy jak dzielić się tym co najcenniejsze, jest niezwykle sprytna. Oto swoje nasiono, dzięki któremu może przeżyć, otoczyła tym co najpyszniejsze, pożywne, słodkie: owocem. I dzięki temu ptaki i ludzie dbają o jej przetrwanie, jedzą nasiona, rozsiewają pestki. Drzewa komunikują się między sobą – to już jasne dla nauki, chociaż dopiero uczymy się rozpoznawać jak to robią.

Wiemy, że ruch mięty zależy od ruchu księżyca. Wiemy, że korzeń mniszka może działać antynowotworowo, a ziele dziurawca spełnia rolę silnego antydepresanta. Swoimi właściwościami rośliny mówią do nas cały czas. Jednak w książce zależało mi by nie przedstawiać ich wyłącznie jako lekarstwa, pokarmu, ale właśnie jako odrębne byty. Tak, często z nimi rozmawiam. Od lat stało się to moim zwyczajem. Mam dziką jabłoń, którą odwiedzam i wspólnie śpiewamy pieśni o życiu. Buki przyjęły mnie do swego kręgu. Drzewa szumią o tym, że tak jak wszystkie żywe istoty pragną żyć i robią to po swojemu, w czasie drzew, a nie ludzi. Szumią o tlenie, którym oddychamy i mocy korzeni, a zatem konieczności uznawania swoich przodkiń i przodków, by mieć możliwość noszenia korony.

Poza roślinami w książce znalazł się także jeden grzyb. Dlaczego właśnie ten?
Łysiczka lancetowata to absolutnie niezwykły grzyb. Zawiera w sobie psylocybinę, która jest lekarstwem w leczeniu lekoopornej depresji. Każdego roku na świecie przybywa badań naukowych potwierdzających skuteczność psylocybiny w leczeniu depresji, natręctw, silnych stanów lękowych. Na Uniwersytecie Hopkinsa w 2021 roku przeprowadzono badania wśród pacjentów z przynajmniej dwuletnią, historią depresji. Przystępując do leczenia psylocybiną, chorzy musieli przerwać leczenie innymi środkami. Każdy otrzymał dwie dawki psylocybiny w ciągu dwóch tygodni. Większość uczestników odczuło poprawę już w pierwszym tygodniu, 71% osób w ciągu czterech tygodni doświadczyło ponad 50% redukcji objawów depresji. Niestety w naszym kraju korzystanie z łysiczki a zatem dobrodziejstw psylocybiny nie jest legalne. W książce podaję szereg przykładów, setki źródeł odnoszących się do prac naukowych. Łysiczka wprosiła się do tej książki pełnej roślin, ale przez to, że jest jedyna – łatwiej na nią zwrócić uwagę.

Piszesz o właściwościach leczniczych roślin, także w przypadku problemów z psychiką. Na czym się opierałeś? Czy jednak nie bezpieczniej zacząć od wizyty u lekarza?
To nie musi być albo – albo. Książka nie jest poradą lekarską, ja nie jestem lekarzem. Pracuję indywidualnie i grupowo z licznymi plemionami. To osoby, które interesuje szamanizm ale i ci, którzy doświadczyli w życiu ogromnego cierpienia, straty, nadużycia. W naszej kulturze z wielką łatwością oddajemy innym prawo do decydowania o naszym zdrowiu, diecie, sposobie leczenia. Jestem zachwycony współczesną medycyną, narzędziami diagnostycznymi, możliwościami troszczenia się w gabinetach medycznych o zęby, serce czy kości. Swoją książką namawiam raczej do rozpoznania tego co jest cały czas obok nas. Szereg lekarstw pochodzi z lasów tropikalnych. Rośliny są lekarstwem, niektóre na tyle silnym, że wręcz należy ich spożywanie skonsultować z lekarzem. Jest różnica pomiędzy eksperymentowaniem z roślinami by uporać się ze swoimi problemami psychicznymi i korzystaniem z roślin w bezpiecznej, uświęconej przestrzenie rytuału lub pod okiem doświadczonej zielarki.

Moja książka jest również zachętą do budowania relacji z roślinami. Nie trzeba ich zjadać, wypijać, miażdżyć, by spotkać się z tym co uzdrawia. Zbudowanie żywej relacji z jednym drzewem, do którego wraca się przez dni, miesiące, lata może okazać się niezwykle uzdrawiające. Wszystko co żywe posiada swojego ducha, a umiejętność spotkania z duchem rośliny to szansa na leczącą wizję. I nawet jeśli ona nie okaże się lekarstwem to bardzo możliwe, że wskaże kierunek by to lekarstwo zdobyć.

Im dalej w las, tym więcej drzew… Czy też masz wrażenie, że im bardziej zagłębiasz się w świat roślin, tym więcej masz do odkrycia? Czy świadomość, że człowiek może jedynie „dotknąć” bogactwa przyrody niepokoi Cię czy cieszy, uspokaja, bo to znaczy, że można ją badać, podglądać, uczyć się od niej w nieskończoność?
O tak, zdecydowanie im głębiej w las tym więcej życia i właśnie odkrywania. Na swoich kursach uczę by iść do lasu bez włączonego telefonu i rozmów, by wchodząc do lasu pokłonić się, albo chociaż zatrzymać na chwilę by rozpoznać, że za chwilę wejdę do czyjegoś domu. Las naprawdę jest domem saren, pająków, sójek, tysięcy istnień, których nie sposób spotkać jeśli zajmiemy przestrzeń swoim zapachem, hałasem. Nie chcę by ktokolwiek wchodził do mojego domu i brał sobie z półek co zechce, bo ładne. Nie chcę by ktokolwiek wchodził do mojego domu, rozpalał ognisko w pokoju, załatwiał się w rogu, rzucał śmieci na podłogę. Dom to dom. Nie mam wątpliwości, że las jest domem zwierząt i roślin. Uznanie lasu jako dom rozpoczyna przygodę poznawania roślin i ich wizji. Zacząć trzeba właśnie od szacunku i ciszy. To nie wyklucza zabawy, a wręcz ekstazy. Pamiętam spotkania z młodymi sarnami, ptakami, pamiętam dziki, a przede wszystkim długie godziny spędzane przy mamie sośnie, siostrze czereśni i licznym roślinnym rodzeństwie. Tak, ta nauka nie ma końca. Bogactwo przyrody zachwyca mnie, niezwykle cieszy. Niepokoją mnie raczej nasze pomysły na traktowanie drzew jako desek, rzeki jako ściek. Z tego powodu zainicjowałem akcję uznania Odry za osobę prawną. Wyobraź tylko sobie nasz piękny kraj, w którym rzeka jest w pełni i profesjonalnie chroniona, uznawana za osobę. Tak jak rzeka Whanganui w Nowej Zelandii czy Magpie w Kanadzie. Taka rzeka pachnie, można w niej z lekkością pływać. Żyjące w niej stworzenia i otaczająca ją roślinność jest zdrowa, pełna życia. To świat, w którym chcę żyć.

Książka „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb” Roberta Rienta ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki (Fot. materiały prasowe) Książka „Wizje roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb” Roberta Rienta ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki (Fot. materiały prasowe)

Robert Rient, pisarz, dziennikarz, szaman. Właśnie pojawiła się jego najnowsza książka „Wizje Roślin, czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb”. Autor książek: „Przebłysk. Dookoła świata – dookoła siebie”, „Świadek”, „Chodziło o miłość” i powieści „Duchy Jeremiego”. Prowadzi Szkołę Szamanizmu, Kursy Podstaw Praktyki Szamanizmu dla początkujących izaawansowanych. Autor podcastu „Spokojna Miłość”. Na stałe współpracuje z magazynem „Sens”. Więcej na: www.robertrient.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze