„Zanurzenie w las pomoże ci odzyskać zdrowie, spokój i równowagę. Przyroda jest w stanie dać ci o wiele więcej niż tylko zwyczajną rozrywkę oraz ucieczkę od zgiełku miasta i jego zanieczyszczeń. Las to źródło życiodajnego tlenu, ale też magazyn niewyczerpanej energii, która oddziałuje na zmysły, psychikę, pracę mózgu i odporność. Możesz w nim odnaleźć także szczyptę magii i poczuć w kontakcie z drzewami odrobinę transcendencji” – przekonuje Agnieszka Antosik, dendroterapeutka, praktykująca przewodniczka kąpieli leśnych, autorka książki „Leśna terapia”. Jak dzięki obcowaniu z drzewami odzyskać więź ze swoimi korzeniami oraz zatroszczyć się o zdrowie i dobre samopoczucie? Przeczytajcie.
Fragment książki „Leśna terapia” Agnieszki Antosik, Wydawnictwo Kobiece
Myślę, że warto zebrać jakieś wytyczne dotyczące praktyk dendroterapeutycznych, o których sama rzadko wspominam, a które stosują inni. Kto wie? Może Wy sami też je stosujecie? Może zechcecie wypróbować?
Odnalezienie swego drzewa jest procesem niezmiernie przyjemnym, a przy tym już korzystnym dla zdrowia. Wiąże się przecież zwykle ze spacerem, podczas którego energie otaczających nas mijanych drzew na nas oddziałują. Jakie drzewo będzie odpowiednie? Oceniamy to, badając najpierw wzrokowo otoczenie i swoje odczucia. Drzewa, których kształt oraz kondycja wskazują na zakłócenia ich dobrostanu, pozostawiamy w spokoju. Będzie to zatem drzewo boleśnie powykręcane, obciążone rakowymi naroślami, ewidentnie w słabej kondycji − takich nieszczęśników dobrze jest obdarzyć współczującym słowem i pozostawić w spokoju.
Autorka książki „Leśna terapia” Agnieszka Antosik, Wydawnictwo Kobiece (Fot. Agata Ożarowska)
Ta praktyka łączy się z przekonaniem, iż każde miejsce jest pełne subtelnych energii, których integralność należy uszanować i obdarzyć swymi darami. Co to znaczy? Tu już wchodzimy w subtelności zależne od konkretnego dendroterapeuty. I tak Manfred Himmel wskazuje na przykład pomocne rytuały, które otwierają nasze dusze na nawiązanie kontaktu z tym, co niewidzialne, a obecne jako to, co starożytni Rzymianie określili jako genius loci. Dopiero po odczuciu, że udało nam się z tym niewidzialnym bytem połączyć, składamy podziękowanie za możliwość pobytu w przyjaznym, pełnym łaski miejscu. Po tych wstępnych ceremoniach możemy zbliżyć się do wybranego przez nas drzewa.
Do wybranego drzewa zbliżamy się powoli, na początku rozkoszując się jego zapachem i okrążając je w odległości ramienia, aż do momentu, w którym wewnętrzny głos każe nam się zatrzymać. Wypowiadamy słowa powitalne i dajemy sobie chwilę na wzrokową kontemplację drzewa. Potem dopiero wyciągamy jedną dłoń i zamykając oczy, otwieramy się na kontakt pozazmysłowy. Możemy spróbować zmienić dłoń, rozpoznamy, która pozwala wyczuć nam więcej. Gdy intuicja podpowie nam właściwy moment, kładziemy na pniu drzewa obie dłonie, opieramy czoło i otwieramy się na pełnię kontaktu. Oddajemy drzewu to, z czym przychodzimy. Otwieramy się na zrywanie kolejnych hamujących nas blokad − jeżeli na przykład odczuwamy potrzebę płaczu, poddajmy się jej.
Gdy poczujemy, że to właściwy moment, oderwijmy się od drzewa, dziękując mu uprzednio za to, że zechciało nas wysłuchać. Warto wzorem Indian pozostawić dziękczynny dar − idealny będzie na przykład polny kamień. Odchodząc, żegnamy również ducha miejsca, które było dla nas łaskawe.
Podobnie jak w praktyce kąpieli leśnej, gdzie zaleca się utrwalić wrażenia na przykład za pomocą stworzenia haiku, również po spotkaniu ze swym drzewem mocy warto wzmocnić relację, tworząc jego podobiznę. Na początku może to być schematyczny szkic, który wraz z każdą wizytą będzie pogłębiany i uzupełniany barwami. Nie należy się wzdragać przed pofolgowaniem swej fantazji w doborze kolorów, by drzewo nimi dosłownie promieniowało. Wieczorem pogłębiona kontemplacja z takim dziełem sztuki umożliwia zaproszenie swego drzewa w świat marzeń sennych.
Tu będzie potrzebny wspomniany już kompas. Po powitaniu wedle wyżej opisanych praktyk, w miejscu pod drzewem, które jest dla nas komfortowe, ustalamy oś północ-południe i rysujemy w tym miejscu wyznaczający kierunki krzyż. Przyniesiony dla drzewa dar kładziemy w odległości dwóch metrów na północ od środka krzyża. Następnie stajemy na jego środku zwróceni przodem ciała na północ, kierując wzrok ku przyniesionemu dla drzewa darowi, jednocześnie wizualizując, jak to, co nam ciąży, przenika przez stopy do ziemi. Następnie pochylamy się i wykonujemy skłon, dotykając płasko dłońmi powierzchni ziemi przed stopami − nie jest to nic innego jak znana z jogi padahastasana. Wyobrażamy sobie w tej pozycji, jak prąd płynący z wnętrza ziemi wnika przez środek dłoni do ciała, zabierając ze sobą wszystkie nagromadzone tam obciążenia, przepływa przez kręgosłup do stóp i opuszcza nasze ciało.
Teraz, unosząc ciało do połowy, obracamy się w kierunku północnego wschodu i po wykonaniu głębokiego wdechu intonujemy samogłoskę u, powtarzając to co najmniej trzy razy. Powinniśmy wyczuć wibracje w koniuszkach palców, działa wtedy na nas bowiem silnie energia ziemi, a całe pole energetyczne jest stymulowane przez padahastasanę.
Wyprostowując się, unosimy naenergetyzowane teraz mocno dłonie i zatrzymujemy je około 3–4 cm przed twarzą, co powinno dać nam uczucie przyjemnego ciepła. Po kontemplacji możemy teraz wejść w głębszy kontakt z drzewem, z którym spędzamy czas w sposób już wyżej opisany. Ponieważ jednak jest to medytacja pogłębiona, w cały proces włączamy ćwiczenia oddechowe i wizualizujemy drzewo jako całość − z jego systemem korzeniowym. Powolność i uważność w wykonaniu ćwiczenia powinna dać efekt w postaci zmysłowego dostrzeżenia pulsowania energii. Pozostajemy w procesie tak długo, jak nakazuje nam to wewnętrzna potrzeba. Kończymy wydechem i niemą kontemplacją.
Starhawk to ekofeministka, wiedźma, pisarka, aktywistka, nauczycielka i przywódczyni duchowa, której książki i działalność inspirują ludzi na całym świecie. W swych działaniach łączy magię, feminizm, świadomość ekologiczną, refleksję społeczną i aktywizm polityczny. Podróżuje przez świat, nauczając magii, przeprowadzania rytuałów oraz sztuki aktywizmu. W swoich podróżach Starhawk dwukrotnie odwiedziła ze swymi warsztatami również Polskę.
Jako że w jej sferę działań wchodzi także praca z drzewami, zawdzięczamy jej podpowiedź, jak można odbyć pogłębioną medytację w wygodnej pozycji siedzącej. Sadowimy się pod wybranym drzewem tak, by stało ono za naszymi plecami w kierunku północnym lub wschodnim − to gwarantuje, że energia drzewa będzie wpływała na nas przez jeden z głównych prądów ziemi. Otwarte ręce kładziemy na kolanach lub na ziemi. Nogi trzymamy skrzyżowane. W wyobraźni stajemy się drzewem: wizualizujemy, jak z naszej kości ogonowej wyrasta korzeń, który zagłębia się daleko w glebę, aż dociera tam, gdzie robi się gorąco − do samego jądra Ziemi. Czerpiemy tę ognistą energię przez nasz korzeń tak długo, aż przedzierając się przez wszystkie warstwy, wróci do naszego ciała − przekazujemy tej energii dźwięk, intonując na przykład samogłoskę u lub i przy jednoczesnym uniesieniu rąk do góry ponad głowę. Kończąc intonację, opuszczamy ręce na ziemię. Medytując, wczuwamy się w drzewo oraz otaczającą przyrodę, otwierając się na zewnątrz i do wnętrza, by tym sposobem objąć cały obraz świata. Kończymy medytację podobnie jak poprzednią − wydechem i niemą kontemplacją. Tym razem jednak prosimy drzewo o pożegnalny podarunek − listek lub kawałek gałązki drzewa iglastego. Zdarzyć się może, że nie trzeba będzie nic urywać, drzewo ofiaruje nam coś, co spadnie wprost pod nasze nogi. Pozostawiamy oczywiście również swój prezent.
Pierwsza, zaczerpnięta od taoistów metoda, poleca − po rytuałach powitalnych i padahastasanie − oprzeć się o pień drzewa głową i plecami, ręce zwieszając luźno wzdłuż ciała. W tej pozycji przesuwamy się do przodu tak, by plecy przestały być oparciem, a pozostała nim jedynie głowa. Po krótkiej chwili nasz kark i obciążona głowa zaczną drżeć, mogą nawet wystąpić dreszcze. Gdy dłuższe przebywanie w takiej pozycji przestanie być możliwe, zaczynamy się prostować. Oddalamy się od pnia drzewa o co najmniej trzy metry, dbając o to, by drzewo znajdowało się w kierunku wschodnim lub północnym. Następnie strząsamy prawy, a potem lewy przegub dłoni tak, jakbyśmy strząsali z nich krople wody, po czym powtarzamy podobne ruchy stopami − w efekcie pobudzamy przepływ energii w ciele. Koncentrujemy się następnie na siedmiu punktach: głowie, piersi, brzuchu, dłoniach i obu środkach stóp. Jak zapewniają praktycy, pełna koncentracja w tym ćwiczeniu pozwala na błyskawiczną regenerację, wzmocnienie i odmłodzenie organizmu.
Z kolei druidzi polecają metodę pentagramu. Po przyjęciu pozycji z oparciem o drzewo, jak w wyżej opisanym ćwiczeniu taoistów, stajemy w rozkroku i z rozłożonymi rękami w kierunku wschodnim lub północnym. Odchylamy głowę do tyłu, prawą dłoń kierujemy do góry, a lewą ku dołowi − lub odwrotnie, zależnie od odczuwanej potrzeby. Warto wiedzieć, że koncentracja w pozycji pentagramu wedle praktyków wzmacnia naszą atrakcyjność w oczach innych ludzi.
Dla zachowania stanu wysokiej energii i zdrowia praktycy dendroterapii zalecają też pracę z dźwiękiem. Tradycyjnie należy stanąć przodem w kierunku wschodnim lub północnym, tak aby mieć wokół siebie trzy-cztery metry wolnej przestrzeni, skierować uwagę w stronę podbrzusza i z głębi wydobyć głoskę u, której intonację należy powtórzyć siedmiokrotnie, za każdym razem poprzedzając ją głębokim wdechem. Następnie przenosimy uwagę na przeponę i stamtąd intonujemy głoskę o − tu również powtarzamy dźwięk siedmiokrotnie, działając dla naszego serca, wątroby, żołądka i splotu słonecznego przez odciążenie i ogrzewanie ich dźwiękiem. Potem przechodzimy samogłoską a do płuc, e do gardła, krtani i tarczycy i wreszcie i do głowy − intonowanie każdej z tych głosek siedmiokrotnie może być początkowo nużące, zaczynajmy wtedy od trzech serii na każdą. Regularna praktyka spowoduje, że z czasem owe przepisane przez Manfreda Himmla siedmiokrotne powtórki będą wręcz automatyczne. Tu warto zaznaczyć, że opisujący tę metodę niemiecki dendroterapeuta zaleca również intonowanie ü − jeżeli umiecie ów fonetyczny cud poprawnie wymawiać, praktykujcie intonację z nim po głosce u w celu ogrzania nerek.
Wszystkie wyżej opisane ćwiczenia łączy punkt wyjściowy − medytacja z drzewem mocy po rytuałach powitalnych.
Praktycy dendroterapii mają precyzyjne wytyczne również w odniesieniu do czasu, w trakcie którego należy czerpać energię z drzew. Samopoczucie drzew, podobnie jak ludzi, podlega wpływom Słońca i Księżyca. W związku z tym są okresy, w których powinniśmy pozostawić drzewa w spokoju.
Dla drzew liściastych będzie to zwłaszcza okres, w którym wypuszczają pączki. Wtedy bezwzględnie należy unikać kontaktu, bardziej nawet niż zimą, gdy przy śpiących drzewach liściastych możemy stosować tzw. chwyt zimowy, czyli wykonywany na wysokości 30-40 cm. W ten sposób możliwe jest przyjmowanie energii, medytacje i uśpienie drzewa nie są przeszkodą. Należy oczywiście zachować sposób postępowania jak przy w pełni aktywnym drzewie − powitać je, podziękować, potraktować z należnym szacunkiem.
Wedle relacji niektórych praktyków na działanie terapeutyczne drzew ma wpływ faza Księżyca. Drzewa dzieli się nawet na te o energii księżycowej i słonecznej − w dużym uproszczeniu tę pierwszą emanują liściaste, a drugą drzewa iglaste, polecane zmarzluchom.
Podobno największą swą moc drzewa osiągają w okresie kwitnienia, poza deszczową pogodą − wtedy należy pozostawić je w spokoju niezależnie od ich etapu rozwoju.
Jeżeli chodzi o rytm dobowy, zbadano, że o godzinie 14.00 drzewa osiągają maksymalną siłę, podobno po 17.00 idą spać. Osobiście bardzo wiele razy doznałam cudownych rzeczy od drzew zdecydowanie pod wieczór, zatem sądzę, że nie należy się tak bardzo przejmować tymi wyliczeniami.
Wyznam, że wszystkie opisane wyżej praktyki i wskazówki traktuję w kategoriach ciekawostki. Jak już wspomniałam, obcowanie z drzewami z kompasem i zegarkiem w ręku jest mi obce, ponieważ traktuję sprawę nie jako dziedzinę naukową, lecz intuicyjną − to narzędzie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło.
Zaintrygowanych odsyłam do książki Manfreda Himmla Drzewa pomagają leczyć. Znajdziecie w niej więcej dokładnych opisów praktyk, naukę rozpoznawania aury, techniki służące uzdrawianiu.
Czy dendroterapia może być bliska kąpielom leśnym? Czy to zdecydowanie dwa przeciwległe bieguny? To oczywiście będzie zależało od dendroterapeuty, a ci, jak już wspomniałam, bywają indywidualistami kierującymi się własnym rozeznaniem w pracy terapeutycznej z drzewami. To oznacza, że sami sobie możecie być najlepszymi mistrzami, gdy zaczniecie praktykować.
Ja sama zaczęłam jako dziecko, gdy jednak wróciłam do praktyki jako osoba dorosła, postanowiłam podejść do wszystkiego bardziej świadomie i poznać teorię, nie zamykając się na żadne kierunki. To pozwoliło mi odkryć, że czasami to, co pozornie odległe, świetnie się uzupełnia.
Patrice Bouchardon, którego książka Uzdrawiające energie drzew była dla mnie cudownym wytchnieniem po lekturze Manfreda Himmla, przywołuje szereg przykładów na to, jak spotkać się z drzewami, aktywizując nasze wszystkie zmysły. Niezmiernie to bliskie zaproszeniom, które kierowane są do uczestników kąpieli leśnych. Każdemu poleciłabym te ćwiczenia, zatem przytoczę wam parę przykładów.
Siadamy w wygodnym miejscu i przez krótki czas rozglądamy się swobodnie, dopóki wzrok nie zatrzyma się na pierwszej ścianie drzew. Kierujemy swą uwagę na nie przez chwilę, a potem kierujemy uwagę między ich konary, gdzie prześwitują kolejne drzewa. Zatrzymujemy się teraz przy nich, dajemy sobie czas na kontemplację tego drugiego planu, nim pójdziemy dalej w głąb. Niczego nie przyspieszamy w tym skanowaniu przestrzeni. Ważniejsze jest powolne kontynuowanie wędrówki niż dotarcie jak najdalej w głąb.
Spokojnie, nie chodzi tu o słuchanie ze zrozumieniem! O żadne odczytywanie ukrytych przekazów, a jedynie o eksperymenty z nasłuchiwaniem − najpierw po prostu szumu i szelestów, a potem tajemnic ukrytych pod korą. Przyłożenie ucha do pnia drzewa − nic nie słychać? Na pewno? Im więcej czasu i skupienia, tym większa szansa na przeżycia. Warto też próbować metody Indian i przykładać ucho do podłoża. Powtarzanie tego ćwiczenia gwarantuje masę odkryć i niespodzianek.
Do tego ćwiczenia będzie nam potrzebna osoba towarzysząca, której ufamy. Podczas gdy my na czas ćwiczenia przyjmujemy rolę osoby niewidomej, wędrując po lesie z zasłoniętymi oczami, towarzysząca nam osoba staje się naszym aniołem stróżem. Bezgłośnie − to bardzo ważne! − sygnalizując jedynie dotykiem zagrożenia, ale tylko te poważniejsze. W ćwiczeniu chodzi bowiem o to, by eksploracja lasu za pomocą dotyku była okazją do rozbudzenia naszego szóstego zmysłu.
By wykonać to ćwiczenie, podchodzimy do wybranego drzewa i rozluźnione ręce kładziemy po obu stronach pnia; obserwując drzewo jako całość, zaczynamy przyłączać się do jego ruchów, a kiedy naprawdę zaczynamy czuć ten ruch w ciele, przymykamy oczy. Odważni mogą puścić pień i tańczyć wraz z subtelnymi ruchami drzewa. Jeżeli ćwiczenie wywoła zawroty głowy, należy je przerwać.
To tylko kilka przykładów aktywności, do których zachęca Patrice Bouchardon, jak łatwo zauważyć, znacznie mniej rygorystyczny w podsuwaniu inspiracji. W jego wskazówkach nie ma mowy o wytyczaniu kierunków świata czy przyjmowaniu określonych pozycji. Często pisze: zrób tak, jak czujesz. Bardzo mi to bliskie.
„Leśna terapia” Agnieszki Antosik, Wydawnictwo Kobiece