1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Wiek to tylko metryka! Spójrzcie na gwiazdy 70+ na festiwalu w Cannes

Helen Mirren na festiwalu w Cannes w 2023 roku (Fot. Neilson Barnard/Getty Images)
Helen Mirren na festiwalu w Cannes w 2023 roku (Fot. Neilson Barnard/Getty Images)
Jeśli w Hollywood starość to temat wstydliwy i pomijany, to w Cannes wręcz przeciwnie. Tegoroczna 76. edycja canneńskiego festiwalu filmowego udowadnia, że wiek to tylko metryka.

Na aktorki, aktorów i reżyserów 70 i 80+ zapotrzebowanie nie mija – wciąż przyciągają widzów i odbierają nagrody. Pracują i żyją pełną parą, czepiąc z życia, ile tylko się da. Większość z nich ani myśli o emeryturze. Na przykład ci, którzy pojawili się na czerwonym dywanie festiwalu w Cannes w tym roku, a przecież niektórzy to stara gwardia Fabryki Snów. Harrison Ford, Michael Douglas, Jane Fonda, Robert de Niro, Martin Scorsese, a z Europy: Ken Loach, Liv Ullman, Helen Mirren, Catherine Deneuve – zdecydowanie wyłamują się ze stereotypów związanych z sędziwym wiekiem.

– Jestem nawet starszy niż festiwal – zażartował 78-letni Michael Douglas, mimo problemów zdrowotnych wciąż w dobrej formie, odbierając honorową Złotą Palmę podczas ceremonii otwarcia festiwalu po tym, jak publiczność obejrzała montaż jego ról filmowych z „Wall Street”, „Nagiego instynktu” i „Wielkiego Liberace”.

W piątej i już ostatniej wersji przygód Indiany Jonesa, której światowa premiera miała miejsce na Croisette („Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”), oglądamy dwóch Harrisonów Fordów: odmłodzonego cyfrowo poszukiwacza przygód walczącego z nazistami o splądrowane artefakty w 1944 roku oraz emerytowanego profesora college'u granego przez współczesnego 80-letniego Forda. Ten drugi, trzeba przyznać, całkiem nieźle się zestarzał.

– Zostałem pobłogosławiony tym ciałem. Dziękuję za zauważenie – nie omieszkał zauważyć, bez fałszywej skromności, Harrison Ford na konferencji prasowej. Scenariusz filmu został dostosowany do wieku bohatera i samego aktora. Zrezygnowano w nim nawet z żartów, które nie pasują do postaci na jej obecnym etapie życia. Co więcej, uznano, że nie da się zastąpić Harrisona Forda nikim innym i dlatego to jest pożegnanie z Indianą Jonesem. Mimo cyfrowego odmłodzenia na potrzeby filmu aktor wyznał, że nie tęskni za młodością: – Nie sprawiło to jednak, że znów chcę być młody. Cieszę się, że zasłużyłem na mój wiek.

77-letnia Hellen Mirren, występująca jako ambasadorka L'Oréal, pojawiła się na czerwonym dywanie ze świeżo ufarbowanymi na niebiesko i fioletowo włosami. Raczej nie do pomyślenia dla kobiet w jej wieku. U młodych ludzi niebieskie włosy to od lat kontrkulturowy znak rozpoznawczy. Nie przypadkiem Emma, bohaterka Lei Seydoux z głośnego filmu „Życie Adeli” nagrodzonego w Cannes w 2013 roku, ufarbowała włosy na niebiesko. Hellen wyraźnie nawiązuje do tradycji kontrkulturowej i punk rockowej. Manifestuje w ten sposób swój bunt wobec szarości, niewidzialności kobiet dojrzałych, ich prawo do wyjścia poza schematy.

Wcześniej Hellen zasłynęła wraz z inną koleżanką po fachu, Andie MacDowell, prezentacją na czerwonym dywanie w Cannes… siwych włosów. W wywiadzie dla magazynu „Vogue” zapewniła, że nigdy nie miała z tym problemu. Głos kobiet pokolenia Silver udowadnia, że piękno nie ma wieku. Obie aktorki są równocześnie ambasadorkami L'Oréal Paris. Swoją postawą zachęcają kobiety na całym świecie do odnalezienia pewności siebie i własnej definicji kobiecości.

– To było dla mnie bardzo łatwe, ponieważ zawsze byłam blondynką – twierdzi Hellen Mirren. – Czasami moje włosy przybierały ciemniejszy odcień blondu, ale latem, po czasie spędzonym na słońcu, były praktycznie białe. Proces utraty koloru był więc dla mnie czymś naturalnym – wyglądałam po prostu, jakbym coraz więcej czasu spędzała na słońcu. W przeszłości lubiłam robić sobie ciemniejsze refleksy i niedługo planuję to powtórzyć. Zawsze farbowałam włosy sama – robienie tego u fryzjera wydawało mi się stratą czasu i pieniędzy. Myślę, że proces siwienia może być o wiele trudniejszy przy ciemniejszych włosach, ale wszystkie kobiety z mojego otoczenia, które ostatnio go przeszły, wyglądają zjawiskowo.

Obecna w tym roku w Cannes 65-letnia Andie MacDowell, choć metrykalnie młodsza od wymienionych wyżej kolegów i koleżanek, jako jedna z pierwszych zapoczątkowała modę na naturalne siwe włosy.

– Zawsze mówiono nam, że mężczyźni starzeją się lepiej, co nie jest prawdą. Musimy się bronić przed takim myśleniem i cieszyć życiem – powiedziała aktorka w wywiadzie dla amerykańskiego „Harper’s Bazaar”. – To od zawsze mnie niepokoiło. Było częścią naszej kultury i społeczeństwa, a ja nie wiedziałam, jak zmienić to myślenie. Czasy na szczęście się zmieniają i kobiety „w pewnym wieku” nie muszą powoli stawać się niewidzialne. To bolesne, gdy mówi się, że nie jesteś już piękna lub że życie nie będzie dla ciebie przyjemne, ponieważ jesteś już za stara.

Catherine Deneuve, której wizerunek z 1968 roku z filmu „Bicie serca” w reżyserii Alaina Cavaliera zdobi w tym roku oficjalny plakat festiwalu w Cannes, pojawiła się na inauguracji imprezy, recytując wiersz „Nadzieja” ukraińskiej poetki, potępiający rosyjską inwazję na Ukrainę. W ciągu ostatnich pięciu lat obecnie 79-letnia Deneuve nakręciła aż dziewięć filmów. Takiego tempa mogą jej pozazdrościć o połowę młodsze koleżanki.

80-letni Martin Scorsese, który w Cannes zaprezentował swój nowy film „Killers of the Flower Moon”, niedawno wyznał reporterowi „Deadline”, że nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo zaangażowany twórczo, ale też nigdy tak mocno nie doświadczał tykającego zegara własnej śmiertelności. – Chcę opowiadać historie, a nie ma już czasu – powiedział reżyser.

86-letni Ken Loach zapowiedział, że pokazywany w konkursie „The Old Oak” będzie jego ostatnim filmem w karierze. W rozmowie z „The Hollywood Reporter” nie ukrywał powodów tej decyzji: – Nakręcenie filmu zajmuje kilka lat. Przy następnym będę miał około dziewięćdziesiątki. A ciało pozwala na coraz mniej. Pamięć krótkotrwała zanika, wzrok staje się coraz gorszy, mój przynajmniej jest gorszy. To robi się skomplikowane.

To jednak nie pierwszy raz, kiedy Loach ogłosił koniec kariery. W 2014 roku, przyjeżdżając do Cannes z filmem „Klub Jimmy’ego”, pożegnał się z widzami. Nie na długo, bo kiedy rok później władzę na wyspach przejęli konserwatyści, co w efekcie przyniosło zmiany w systemie opieki społecznej, reżyser odpowiedział nowym filmem „Ja, Daniel Blake”, za który odebrał w Cannes swoją drugą Złotą Palmę.

80-letni Robert de Niro, znakomity w roli lokalnego mafijnego bosa w najnowszym filmie Scorsese, nie tylko nadal olśniewa aktorsko, ale nie przestaje zaskakiwać na innych polach. Rok temu po raz siódmy w swoim życiu został ojcem. Matką dziecka i partnerką aktora jest Tiffany Chen, trenerka sztuk walki, którą poznał na planie filmu „Praktykant”. Oboje przyjechali do Cannes i pojawili się razem na czerwonym dywanie.

W Cannes w tym roku nie zabrakło również Jane Fondy. Bilety na Rendez-vous z aktorką rozeszły się jak świeże bułeczki. W wieku 85 lat twierdzi, że jest najszczęśliwsza, bo życie staje się lepsze z wiekiem: – Starzenie się nie jest czymś, czego należy się bać, ale czymś, co należy świętować. Jestem dziś bardziej zajęta niż kiedykolwiek.

Bill Holderman, reżyser „Book Club: The Next Chapter”, opisuje Fondę jako „siłaczkę”, wskazując na pewien poranek we Włoszech, kiedy większość obsady i ekipy wciąż spała w dzień wolny z wyjątkiem Fondy, która wstała o 6.00 rano i zwiedzała miasto na własną rękę. Wróciła i chwaliła się, że właśnie zrobiła 11 tysięcy kroków! Według Holdermana Jane jak gąbka nasiąka informacjami. – Pod koniec zdjęć prawdopodobnie wiedziała więcej o sklepach z lodami w Rzymie niż o Rzymianach – mówi ze śmiechem Holderman.

To urodzona aktywistka! Tak twierdzą jej przyjaciele. Niedawno zmobilizowała tysiące ludzi do podjęcia działań na rzecz klimatu poprzez ćwiczenia przeciwpożarowe w założonej przez siebie fundacji: – Kocham tę planetę i chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby ją chronić. Wpadam w depresję, ponieważ czytam prace naukowe i wiem, co się dzieje, a to jest pilne i może stać się katastrofalne.

Kiedy nie pracuje, Fonda uwielbia spędzać czas z trójką wnucząt, chodzić na wędrówki i oglądać z nimi filmy. To ją uspokaja. Dziś uważa, że jedną z wielu zalet starzenia się jest zrozumienie tego, co naprawdę liczy się w życiu. – Dzieje się coś złego i myślisz: „Cóż, to już się zdarzyło i nic mi nie jest. Przejdę przez to, bo wiem, co jest ważne”.

Na festiwalu w Cannes Classics miał swoją premierę niezwykły dokument Dheeraja Akolkara „Liv Ullmann – A Road Less Traveled”. Podzielony na 3 rozdziały film odsłania wiele mniej znanych stron z życia tej aktorki, scenarzystki, reżyserki, aktywistki, której międzynarodowa kariera trwa nieprzerwanie już ponad 66 lat. Tym, co uderza najmocniej, jest ciekawość i otwartość Liv na otaczający świat. Być może w tym tkwi tajemnica jej wciąż młodzieńczego ducha i niespożytej energii.

– Ten film nie jest biograficzny. Powstał z pomocą Liv – zapewnił w Cannes reżyser. – Chcieliśmy dotrzeć do czegoś głębszego, rzucić okiem na to, co to znaczy: kochać, tracić, marzyć, rozpadać się, odbudowywać. Co to znaczy uwolnić swój potencjał, uzyskać dostęp do życia, powiedzieć życiu: „tak”.

Po norwesku „Liv” znaczy życie, aktywność, energię. – Dlatego spokojna emerytura wciąż nie dla mnie – zapewnia Liv Ullmann. – W młodości często miałam wyrzuty z tego powodu, że jestem zbyt zapracowana i nie zawsze miałam czas na to, by posiedzieć z malutką Lynn, moją córeczką, i poczytać jej bajki. Dziś nie mam już takich dylematów i bez poczucia winy wiodę aktywne i ciągle urozmaicone, ciekawe, szczęśliwe życie. Każdy dzień i chwila są ważne i cenne dla mnie. Nie wiem, ile ich jeszcze przede mną i dlatego staram się ich nie marnować.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze