1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Odpowiednie ubranie to element troski o siebie. Rozmowa z dyrektor kreatywną marki Patrizia Aryton

Patrycja Cierocka-Szumichora (Fot. Michał Zieliński/Socolab)
Patrycja Cierocka-Szumichora (Fot. Michał Zieliński/Socolab)
Zobacz galerię 4 Zdjęcia
Branża modowa jest trudna i bardzo dynamiczna. Z jednej strony trzeba mieć na jej temat wiedzę, ciągle się doszkalać i śledzić trendy. Z drugiej nie iść na kompromisy i ufać przede wszystkim sobie. O to, jak dobrze ubierać siebie i innych, pytamy dyrektor kreatywną marki Patrizia Aryton, Patrycję Cierocką-Szumichorę.

Co to znaczy w dzisiejszym świecie być dobrze ubranym?
Osoba dobrze ubrana to taka, która znalazła swój indywidualny styl. Jeśli na przykład mamy trochę zachowawczą naturę lub chcemy podkreślić nasz profesjonalizm, to lepiej postawić na klasykę, czyli bazowe kolory i klasyczne kroje, a nie szukać nowinek typu falbany czy bufiaste rękawy. Analogicznie: jeśli mamy silny temperament i lubimy grać pierwsze skrzypce – wybierzmy mocne kolory i odważniejsze stylizacje. Autentyczność stylu jest najważniejsza. Ona decyduje o tym, czy będziemy odbierani naturalnie i wiarygodnie. Na drugim miejscu jest zgodność z naszą sylwetką i typem urody.

Spójność naszego wizerunku i osobowości jest najważniejsza? Czyli to, że często kupujemy to samo – kolejny szary sweter lub czarną spódnicę – jest usprawiedliwione?
W pewnym sensie tak. Styl to przede wszystkim konsekwencja, więc jeśli znajdziemy dobrą dla nas kolorystykę i formy – uczyńmy z nich swoją bazę. Ale styl też ewoluuje; warto więc wprowadzać nowinki do naszej stylizacji. Przykład? Jeśli lubimy klasyczne kolory i garnitury – nośmy je dalej, ale czasem na sportowo – z plecakiem, sneakersami czy białym T-shirtem. Do bardzo kobiecych stylizacji dodajmy jeden element z męskiej garderoby dla ich przełamania. Jeśli nasza szafa jest cała granatowa – zaprośmy do niej akcent kamelowy, który doskonale uszlachetnia granat. Najważniejsza jest konsekwencja w budowaniu swojego stylu.

A czy jest ktoś, czyj styl podziwiasz ? Kto jest według ciebie dobrze ubrany?
Imponują mi Coco Chanel czy Marlena Dietrich, dlatego że były rebeliantkami w świecie mody. Nie bały się tworzyć nowych, szokujących jak na tamte czasy rozwiązań. Natomiast ikony mody – w rozumieniu inspiracji dla mojego stylu – nigdy nie miałam. Jestem zdania, że wyznaczanie sobie jakiegoś wzoru może być niekorzystne dla naszego wizerunku. Zauważyłam, że niektóre kobiety próbują naśladować styl innej osoby, zapominając o tym, że reprezentujemy różne typy kolorystyczne, mamy różne sylwetki i – co najważniejsze – inną osobowość. Nasz styl musi być dopasowany do nas i do naszego sposobu bycia. Jeśli jesteśmy bardzo energicznymi osobami, silnie gestykulującymi, to w wytaliowanej sukience możemy wyglądać wręcz komicznie.

Skąd czerpiesz inspiracje do nowych kolekcji?
Inspirację interpretuję jako formę elektronu – ona krąży wokół nas i zbiera wszystkie bodźce wynikające z podróży, obserwacji ulicy czy filmów. Gdy przychodzi czas projektowania nowej kolekcji, po prostu chwytam notes i w trybie autopilota przelewam zgromadzone pomysły na papier. Jedną z silniejszych inspiracji w ostatnim czasie był dla mnie Tommy Shelby, główny bohater „Peaky Blinders”. Przez ten serial jeszcze bardziej pokochałam garnitury, które moim zdaniem są daleko bardziej seksowne niż obcisła sukienka. To przez Tommy’ego właśnie garnitury stały się tak ważnym elementem w budowaniu naszej kolekcji.

Fascynacja to jedno, inna sprawa: skąd wiedzieć, co spodoba się nie tylko mnie, ale także innym?
Ważne są dwie rzeczy. Pierwsza – trzeba zrozumieć, czego oczekują klientki, druga – umieć je zaskoczyć. Nie należy robić tylko rzeczy, na które nasze fanki czekają, bo to będzie nudne. Nie można też przesadzić z niespodziankami, bo to będzie zbyt odważne. Myślę, że mniej więcej jeden dzień w tygodniu poświęcam na analizę najnowszych raportów biur trendów. Studiuję, jak zmienia się optyka kolorów, w jakim kierunku rozwijają się formy sukienek czy płaszczy. Na tę wiedzę nakładam informacje, które uzyskuję od klientek podczas wspólnych spotkań w naszych salonach. Staram się wyciągnąć wnioski z tych – nierzadko sprzecznych – komunikatów. Ważne, żeby w ramach klasyki pojawił się element zaskoczenia.

 Jedną z inspiracji był dla mnie Tommy Shelby, główny bohater \ Jedną z inspiracji był dla mnie Tommy Shelby, główny bohater "Peaky Blinders". Przez ten serial jeszcze bardziej pokochałam garnitury, które moim zdaniem są bardziej seksowne niż obcisła sukienka - wyznaje Patrycja Cierocka-Szumichora. (Fot. Michał Zieliński/Socolab)

Kiedy się spotkałyśmy w zeszłym sezonie na prezentacji marki w Galerii Młociny to, choć było to jakiś czas temu, wciąż pamiętam piękne i niestandardowe połączenia kolorystyczne, jakich wtedy w innych markach nie było, na przykład rudości.
Tak, rok temu królowały u nas rudości, w tym sezonie pojawiły się na wybiegach. Często się nam zdarza wprowadzać kolor za wcześnie... Nadal nie mogę się nauczyć, że czasami trzeba odczekać sezon na wprowadzenie nowego koloru. Nie wszystko, co wiemy, warto od razu wdrażać.

Zarządzasz Patrizią Aryton w sposób dość niestandardowy. Spotykasz się z klientkami w butikach w całej Polsce, ale też online, podczas tzw. live'ów na Facebooku. Podpowiadasz i stajesz się ich mentorką modową. A czy ty masz mentorkę?
Oczywiście, moim autorytetem są rodzice, jednak załóżmy, że jest to rzecz naturalna. Natomiast autorytety zewnętrzne nigdy w mojej świadomości nie istniały. Rodzice wpoili mi, że trzeba mieć mocny kręgosłup moralny i być nastawionym na słuchanie różnych osób oraz umiejętne wyciąganie mądrości z ich wypowiedzi. Dzięki temu tworzymy własne wartości, a nie wpadamy w pułapkę zapatrzenia się w jedną osobę. Mam nawet wrażenie, że użycie określenia „autorytet” w stosunku do jednej osoby może być niebezpieczne.

Nawet teraz, kiedy rozmawiamy, jesteś w podróży biznesowej i po konsultacjach z klientkami. Dużo czasu zajmują ci te spotkania?
Szczerze mówiąc – za mało. Tak intensywne wizyty jak teraz zwykle planuję raz na pół roku, kiedy jestem na etapie pracy nad nową kolekcją. W tym momencie pracuję nad kolekcją jesień /zima 2021, więc po każdym dniu pracy z klientkami szkicuję swoje spostrzeżenia. Nastawiam się bardziej na obserwowanie reakcji po założeniu naszych ubrań niż pokazywanie kolekcji i opowiadanie o niej. Wychodzę z założenia, że projektant kreuje też emocje.

A na ile twoim zdaniem ubranie jest ważne w życiu?
Kiedyś uważałam, że w ogóle nie jest ważne. Chyba na tej samej zasadzie buntu, jaki dziś obserwuję u mojej córki, która widzi, że często się przebieram, bo ciągle tworzę stylizacje dla marki. Dziś dorosłam do tego, że odpowiednie ubranie to jest element troski o siebie. Tak jak dbamy o to, co jemy, o kondycję, o zdrowie i cerę – tak samo powinnyśmy dbać o nasz wizerunek. A co najważniejsze – robimy to dla nas samych, nie dla otoczenia. Tak samo jak nie dla innych zdrowo się odżywiamy.

Czyli dochodzimy do tego, że jednak ubieramy się dla siebie. Nie dla koleżanek, męża, chłopaka?
Jedyna sytuacja, kiedy ubieram się dla kogoś, to kiedy wychodzę na randkę z mężem (śmiech). Wtedy robię to dla niego, co nie oznacza, że zakładam coś, co jest sprzeczne z moim stylem.

Kiedy czasem założę efektowną, ale trochę niewygodną spódnicę, to cały dzień myślę o tym, że muszę ją wygładzać i to niestety nie jest już mój dzień.
Ubieramy się dla siebie po to, żeby uniknąć właśnie takich problemów. Jestem przekonana, że jeśli dobrze się czujemy w danym ubraniu, to dobrze też w nim wyglądamy. To widać po postawie, iskrze w oku, która pojawia się, kiedy zakładamy coś, co nas zachwyca i nam pasuje. Kiedy spotykam się z klientką w salonie i na przykład dobieramy płaszcz, to proszę ją o przymierzenie kilku różnych modeli. Określenie właściwego fasonu i koloru jest bardzo proste (na ogół widzę to, gdy tylko zobaczę kogoś w drzwiach salonu), dopasowanie płaszcza do stylu życia – po krótkim wywiadzie – również nie stanowi problemu. Ale najważniejsze jest to, aby w trakcie przymiarki pojawiła się iskra w oku. Wtedy wiemy, że to jest „ten” płaszcz.

 Autentyczność stylu jest najważniejsza. Ona decyduje o tym, czy będziemy odbierani naturalnie i wiarygodnie - mówi Patrycja Cierocka-Szumichora. (Fot. Michał Zieliński/Socolab) Autentyczność stylu jest najważniejsza. Ona decyduje o tym, czy będziemy odbierani naturalnie i wiarygodnie - mówi Patrycja Cierocka-Szumichora. (Fot. Michał Zieliński/Socolab)

Myślisz, że można jakoś opisać gust Polek? Przez lata powtarzało się, że zawsze są dobrze ubrane, nawet w czasach niedoboru, PRL-u. Czy to jest aktualne?
Faktycznie Polki ubierają się starannie. We Włoszech popularna jest „la passeggiata” (spacer), kiedy to Włoszki zakładają eleganckie stroje, żeby przejść się po mieście. W Polsce jest inaczej, nie stroimy się tylko na wieczorne wyjście, a stylizujemy się też do pracy. Wygląd jest dla nas ważny. Jednak nie sądzę, że jest jakiś styl, któremu są wierne wszystkie Polki. Faktycznie kilka lat temu widziałam pewne wspólne elementy. Dziś – na skutek globalizacji – część z nas lubi skandynawski minimalizm, część – włoską klasykę, a inne szukają inspiracji w nonszalanckim stylu Francuzek… Niektóre czerpią ze wszystkiego po trochu.

Z jednej strony to wspaniałe, a z drugiej bolączką współczesnego świata mody jest właśnie klęska urodzaju. Mamy nadmiar trendów, ubrań i marek modowych. Myślisz, że nastąpi odwrót – wieszczony zresztą zaraz po wybuchu pandemii – od tych sezonowych kaprysów na rzecz bardziej przemyślanych zakupów?
Na pewno pozycja marek oferujących odzież ponadczasową, trwalszą i z lepszych materiałów się umocni, bo świadomość konsumentów wzrosła. Zauważyłam, że w pewnym momencie życia nasze klientki sygnalizują, że wyrosły już z marek fast fashion, czyli goniących za trendami. To się zwykle dzieje po trzydziestce, kiedy już trochę siebie znamy i wiemy, w czym nam dobrze. Nazwałabym to naturalnym etapem dojrzewania stylu. Wtedy też uznajemy, że lepiej mieć jeden płaszcz zamiast czterech, ale reprezentacyjny.

Co jeszcze się zmienia według twoich obserwacji?
Zaczynamy inaczej dobierać kolory. Po 30. roku życia bardzo często rezygnujemy z czerni, szczególnie osadzonej blisko twarzy. Zresztą największym mitem mody jest stwierdzenie, że czerń pasuje każdemu, do wszystkiego i na każdą okazję. Po trzydziestce rozumiemy się lepiej, akceptujemy i często rezygnujemy z rzeczy ostentacyjnych, które mają nam zastąpić pewność siebie. Sięgamy po klasyczne formy, zwracamy się w kierunku jaśniejszych kolorów, jak biele, beże, kamele, co służy też naszej cerze. Oczywiście niektórym kobietom pasują wyraziste kolory lub doskonale wyglądają w rzeczonej czerni, ale one są w mniejszości. Zwykle kiedy przeprowadzam próbę kolorystyczną w salonie z klientkami, czyli narzucam im na jedno ramię czarny, a na drugie inny kolor płaszcza, to w 90 procentach przypadków twarz promienieje w towarzystwie innych niż czerń kolorów. Wyjątkiem jest czerń na alpace, jedwabiu lub kaszmirze, z uwagi na naturalny połysk, który nie tłumi urody.

Masz jakieś inne złote zasady związane z modą?
Moją główną zasadą jest kontestacja klasyki. Sama chętnie łamię zasady klasycznej stylizacji – często noszę żakiet zarzucony na sportowy stanik (kiedy sytuacja mi na to pozwala), zakładam białą koszulę do dresu, spodnie dresowe do szpilek czy sukienkę midi łączę ze sportowymi butami. To nie są patenty oczywiste dla osób niezwiązanych z modą. Nasze klientki są jednak na tyle otwarte, że chętnie przyjmują takie nowinki. Sygnalizują nam, że ta nasza klasyka jest nowoczesna. I otwarcie przyznają, że za to nieszablonowe podejście wciąż do nas wracają po nową porcję informacji.

Jakich rad udzieliłabyś komuś, kto dopiero planuje założenie marki modowej?
Niech się zastanowi dwa razy (śmiech). To bardzo dynamiczna branża, sytuacja zmienia się w niej z miesiąca na miesiąc. Ja zajmuję się modą od zawsze, nie znam się na niczym innym. A nawet teraz wiele tematów nie jest dla mnie oczywistych. Zresztą nie ufam ludziom, którzy istnieją w branży mody i uważają, że są czegoś pewni, bo w tej branży nic nie jest pewne. Trzeba być nastawionym na ciągłe odbieranie bodźców – uważne słuchanie i obserwowanie. A gdy tendencja się zmienia – na odważne, bezkompromisowe decyzje. Nawet jeśli oznacza to zaprzepaszczenie kilkumiesięcznego wysiłku. Mimo to nie wyobrażam sobie innej pracy.

 Patrycja Cierocka-Szumichora (Fot. A12) Patrycja Cierocka-Szumichora (Fot. A12)

Patrycja Cierocka-Szumichora, dyrektor kreatywna polskiej rodzinnej marki Patrizia Aryton. Odpowiada za komunikację i kolekcje marki. Uczyła się projektowania ubioru w Londynie i Krakowie. Ukończyła ekonomię w Gdańsku oraz studia podyplomowe z zarządzania marką luksusową według programu realizowanego przez Akademię Leona Koźmińskiego we współpracy z florencką Polimodą.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze