1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony
  4. >
  5. Anna Janko: List do King Konga

Anna Janko: List do King Konga

123rf.com
123rf.com
Akurat na wprost mojego okna... Jest strasznie kolorowo, jest strasznie!

Jeżdżenie do Europy Zachodniej, do solidnych Niemiec na przykład, co robiłam przez lata, albo dawniej do Danii, albo jeszcze wcześniej do USA, ustawiło moją perspektywę niewłaściwie. Bo się zachwycałam, zazdrościłam, pragnęłam tego samego dla swojego kraju: porządnej niemieckości w Polsce pragnęłam, jakiejś dostatniej, wielobarwnej Ameryki, a może i bezpiecznej Skandynawii? Bo mi się w ojczyźnie, a zwłaszcza w Warszawie, wydawało szaro, biednie, brudno i głupio. Niestety, gdy się u nas kapitalistyczna i kapitałowa szansa pojawiła, nie udało się odbudować Warszawy po socjalistycznych zniszczeniach tak, jak mnie się marzyło… Od kilkunastu lat jest już mniej szaro, mniej biednie, ale głupio bywa tym bardziej... Głupio, bo na przykład każdy dom na mojej ulicy pomalowany jest tak, żeby nie pasował do sąsiedniego. Jeden słonecznikowy, drugi różowy, trzeci w pomarańczowe paski, czwarty czerwono-czarny, a od paru dni jarzy po oczach nowiutką elewacją – kanarkowy! Akurat na wprost mojego okna, cholera jasna!…

Jest strasznie kolorowo, jest strasznie! A jeszcze przed dwoma laty było tu szaro. Szaro, ale za to harmonijnie i swojsko, a nawet ze śladami dawnej urody, bo to wszystko kamienice są, a nie bloki. Tęsknię za tamtą szarością! Teraz tu, na Grochowie, mieszkam jak w popegeerowskim grajdole, gdzie farby po pijaku kupował palacz, co w piwnicy ma kanciapę. Gmina się tym nie interesuje, jest wszak demokracja szeroko rozumiana, każda wspólnota ma swoją głowę do fantazji, a za to gmina ma z głowy. Jakiś architekt odpowiedzialny za całokształt dzielnicy? Żarty...

A co na to Architekt Miejski? Nic na to, bo taki urząd nie istnieje w stolicy, zlikwidowała go dawno temu pani prezydent Warszawy, tworząc zamiast tego komisję złożoną z urbanistów i architektów, która to komisja jednak także zniknęła.

Sny o potędze

I teraz decyduje kto? Mówi się – ratusz. Co to znaczy: ratusz? Zdaje się, że w ogóle nie ma żadnego centrum dowodzenia estetycznego, sądząc po efektach, które urągają wszelkim kanonom, nawet tym całkiem nowożytnym.

Jest „dynamiczna przestrzeń publiczna”, jest egzamin z chaosu, oniryczne rumowisko… Dramat na scenie miasta? Dramat municypalny... Polacy oddali stolicę do zabawy mniej lub bardziej sławnym architektom, którzy z konkursowego doskoku dostawiają coś na środku miasta.

Takie performance budowlane, takie trendy objawiają się na całym świecie, to tu, to tam. Są na świecie przykłady realizacji snów o potędze rozdokazywanych projektantów, przy których sopocki „pijany domek” to mały pikuś. Na przykład Królewskie Muzeum Ontario w Toronto, nazwane eufemistycznie pomyłką Libeskinda. Wygląda to muzeum, jak piszą internauci, jakby na ziemski budynek spadła wielka gwiazda, co się urwała z kosmicznej choinki: „To jest katastrofa...” – pisze w internetowym komentarzu do zdjęcia ktoś o nicku Ewa. „To nowe spadło na to stare... z kosmosu?”. W austriackim Grazu podobny wypadek: tamtejszy Kunsthaus wygląda jak kadr z jakiegoś filmu fantasy: wielka szklana larwa leży pośród zabytkowej zabudowy z zadartymi odnóżami. Albo obejrzany przeze mnie na fotoblogu francuski Ideal Palace, dziwaczny pałac z betonowymi „palmami”, które komuś odbiły… (Te i inne zdjęcia znaleźć można na przykład pod hasłem „koszmary architektury” na stronie www.raider55.blox.pl).

Babskie gadanie?

Co ona tu wypisuje, ta kobieta! Jakaś poetka bez pojęcia! Nie podoba jej się? To niech jedzie na wieś! Tak mógłby zakrzyknąć niejeden zachwycony awangardysta. No ale „wieś” to ja mam na dzielnicy, już pisałam wyżej…

Szczęśliwie ktoś na forum warszawskim mnie popiera: Domy oblepione styropianem, czy trzeba, czy nie trzeba, i malowane w debilne wzorki – każdy budynek w zależności od nastroju pseudoartysty – powala mnie na plecy! No i te kolory dobrane do tych wzorków, o mamoooooo!

Mnie też „powala”; gdy wychodzę na ulicę, spuszczam głowę, by nie widzieć tej prowincjonalnej kaszanki estetycznej, w bruk się wbijam wzrokiem, bo bruk ładny. Tak, bruki w Warszawie ładne, kilka starych dzielnic też cieszy oko i cudowne parki... Tak mnie naszły te miejskie refleksje nagle, po powrocie z Nowego Sadu nad Dunajem, gdzie wzięłam udział w festiwalu poezji, która w Serbii jest wciąż ważną dziedziną sztuki. Tam jest jeszcze trochę tak jak u nas w latach 90.

Nowy Sad, drugie po Belgradzie miasto serbskie, pełne słońca i tłumne, ale jeszcze przed zasadniczymi urbanistycznymi przemianami. Pokazowo i z wielkim gustem odremontowana starówka, ale reszta miasta dopiero się podnosi po katastrofie wojennej i moralnej sprzed parunastu lat. Elewacje komunistycznych budynasów jeszcze niepoprawiane i mnóstwo małych „tubylczych” sklepów zamiast wypindrzonych galerii.

I – księgarnie! Pełno niepolikwidowanych księgarń! A w witrynach książki, między nimi na przykład elegancko upozowane butelki z winem. I zachęta: książka, wino, kawa, zapraszamy. Są, oczywiście, McDonaldy i pizzerie, i jakieś ogólnoświatowe sieciówki z ciuchami i butami, ale jeszcze w wersji dość skromnej. O Boże – pomyślałam sobie (naiwnie?) – oni wciąż jeszcze mają szansę zbudować  N O R M A LN E   M I A S T O.

A u nas za późno! Chciałoby się elegancji, chciałoby się harmonii, chciałoby się otoczenia, co otacza, a nie zahacza… Ale już jest po herbacie. Zanim czas się z tym rozprawi, patyną pokryje, ja nie dożyję. (Tu ikonka z uśmieszkiem albo nawet ze zmrużonym okiem). Z architekturą w Warszawie to już nic nie zrobią, bo trzeba by było wyburzyć 80 procent budynków i zaprojektować na nowo, przez jeden zespół architektów! – piszą internauci tam, gdzie im wolno. I piszą, że Warszawa wygrała konkurs na najbrzydszą stolicę Europy… A ktoś skwitował rzecz krótko: Jaka jest Warszawa – każdy widzi. Choć lepiej w niej, być może, czują się niewidomi. Bo nam tu, w Warszawie, palma odbiła – ta na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich z Nowym Światem.

Od lat wyrwać jej nie dają, choć plastik poszarzał, grzebienie na czubku bardzo się przerzedziły i całość wygląda jak „smutek tropików”. Może napisać list do King Konga, żeby się tędy… przeszedł?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze