1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony

Hanna Samson: przemoc i dziewczyna

123rf.com
123rf.com
Wyłamanie się z nakazów kultury drogo kosztuje! Do tego, by podjąć decyzję sprzeczną z wolą prezydenta i świata, potrzeba czasu i pewności siebie.

Czy można odmówić prezydentowi? Mało kto by się na to zdecydował. I nie chodzi tu o lęk przed konsekwencjami ani o trudność rezygnacji z potencjalnych korzyści. Na rzecz uległości wobec mężczyzn u władzy działa cała nasza kultura. Czy mogła się jej przeciwstawić 19-letnia stażystka?

O książce Mimi Alford „Stażystka” głośno było w mediach. Zapowiedź na okładce brzmi intrygująco: „Skrywany przez prawie pół wieku sekretny romans Kennedy’ego”. Ale czy można tutaj mówić o romansie? Czy do romansu nie potrzeba dwóch dorosłych osób, które podejmują decyzję o swoim związku? „Prezydentowi się nie odmawia” – głosi tytuł tekstu Pauliny Reiter w „Wysokich Obcasach”. I to prawda. Cała książka jest na to dowodem. Reiter zauważa, że nie pada w niej słowo „molestowanie” i pisze dalej: „Są lata 60. i to, że mężczyzna u władzy traktuje swoją podwładną jak przedmiot, jest naturalne. Z taką samą nonszalancją Kennedy sięga po drinka jak po swoją stażystkę”. Co drink ma do powiedzenia? Nic. Ta sytuacja była jasno określona i uświęcona wielowiekową tradycją. Przeciwstawić się jej mogła rewolucjonistka, a nie kobieta wychowana do grzeczności. Tak jak Mimi. I jak większość kobiet w tamtym czasie.

Pod tekstem Pauliny Reiter przeczytałam komentarz internauty:

„Na pewno w latach 60. były również miliony kobiet, które i prezydentowi USA powiedziałyby »nie«. Ale miło skoncentrować się na tym, że to zawsze jest wina mężczyzn, że kobiety od lat były wykorzystywane, wychowywane w poczuciu bezwzględnego poddania. Cytuję: »Choć właściwie powinna napisać, że została wykorzystana«. Nie, ta kobieta, w tych czasach, dokonała wyboru”.

Otóż nie. Internauta się myli. Z pewnością w tamtym czasie nie było milionów kobiet, które powiedziałyby prezydentowi „nie”. Nie dlatego, że miałyby ochotę pójść z nim do łóżka, ale dlatego, że nie znalazłyby w sobie dość mocy, by nie spełnić oczekiwań prezydenta. Nie tylko władza prezydenta, lecz i uległość dziewczyny wpisane są bezwzględnie w tę sytuację. Był początek lat 60., druga fala feminizmu dopiero wzbierała, do trzeciej było daleko. Dlatego rację ma nasz internauta, gdy pisze dalej, choć w innej intencji: „Kobiety dokonywały wyborów od wieków. Płonęły na stosach albo zasilały łoża wykorzystujących je mężczyzn”. Dokładnie. Kobiety mogły zasilać łoża albo… płonąć na stosach, bo wyłamanie się z nakazów kultury drogo kosztuje. Ale nawet nie o cenę tu chodzi. Do tego, by podjąć decyzję sprzeczną z wolą prezydenta i świata, potrzeba czasu i pewności siebie. Mimi nie miała.

Po latach pyta samą siebie, czy jej pierwszy kontakt z prezydentem to był gwałt. Raczej nie – odpowiada, bo przecież nie protestowała, wręcz przeciwnie, usłużnie pomagała się rozebrać. Jednak to „raczej” zostaje w pamięci.

Tym, którzy nie czytali książki, dopowiem, że Mimi była dziewicą i nie spodziewała się tej sytuacji. Weszła w nią zgodnie z wolą prezydenta. Na jej wolę nie było tu miejsca. Za prezydentem stała moc władzy, która w przemoc przechodzi tak łatwo, że wręcz niedostrzegalnie dla ofiary.

Wiele zmieniło się od lat 60., przez świat przeszły fale feminizmu, ale nadal reakcją wielu kobiet wobec czyjejś mocy jest uległość, którą wpaja się im od dzieciństwa.

Jakiś czas temu trafiła do mnie młoda kobieta, która ma problem w związkach z mężczyznami. Wszystko zaczęło się, gdy miała 15 lat, była bardzo nieśmiała i przypadkiem znalazła się w pustym mieszkaniu z dwa lata starszym bratem koleżanki. Nigdy dotąd z nim nie rozmawiała. Teraz też żadne słowa nie padły. Zsunął jej majtki i odbył z nią stosunek na stojąco, nim dotarło do niej, co się dzieje. Nie była pewna, czy to jest „to”, skoro stoją, nie wiedziała, czy przestała być dziewicą, wstydziła się kogokolwiek zapytać. „Gdyby mnie zgwałcił” – myślała latami – „pewnie w końcu jakoś bym się z tym pogodziła. On po prostu mnie użył, a ja nie potrafiłam zareagować”.

Nie był prezydentem, wystarczyło, że miał dwa lata przewagi i wiedział, czego chce. Nie dał jej czasu, by określiła, czego ona chce, a raczej nie chce. Sam zdecydował o tym, z czym ona do dziś nie może sobie poradzić.

Historia niby zupełnie inna. 40-letnia kobieta szuka pracy. Była pielęgniarką, ale jej prawo wykonywania zawodu wygasło z powodu długiej przerwy w pracy. Kilka lat temu, po odchowaniu dzieci, mogła jeszcze wrócić do zawodu. Znalazła pracę, podpisała umowę, ale mąż nie wypuścił jej z domu. Zamknął drzwi i powiedział, że nigdzie nie pójdzie, choć dotąd ciągle jej mówił, że jest darmozjadem i obibokiem. Widać chciał, żeby tak zostało, a to on decyduje w ich domu. Dlaczego? Bo jest silniejszy od niej i chętnie z tego korzysta. Teraz zgodził się, żeby poszła do pracy, ale ona nie może jej znaleźć.

I jeszcze jedna historia. On ją zgwałcił, ona zaszła w ciążę. Ojciec zdecydował, że mają wziąć ślub. Tak zaczął się związek, w którym przemoc przez lata była na porządku dziennym. Po wyroku on już jej nie bije, bo wyrok jest w zawieszeniu. Za to chodzi za nią krok w krok. Z łazienki do kuchni, z kuchni do pokoju, jeździ za nią do pracy. – To z miłości – przekonuje jego kurator.

Gdy piszę ten felieton, w Polsce toczy się spór wokół konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Zaczęło się od protestu ministra Gowina, który ma zastrzeżenia do społeczno-kulturowej definicji płci rozumianej jako „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn”. Wolałby zostać przy płci biologicznej. Ale to społecznie skonstruowana rola kobiety zawiera w sobie uległość i zależność od mężczyzny. Zgodnie z konwencją stereotypowe role kobiet i mężczyzn, a także te elementy tradycji i religii, które są oparte na założeniu niższości kobiet, mają być z kultury wykorzeniane. To też niepokoi ministra. Widzi w tym zagrożenie dla trwałości polskich rodzin. I słusznie. Dla trwałości tych rodzin, które opierają się na przemocy, ta konwencja naprawdę jest groźna. Najwyższy czas, żebyśmy ją podpisali.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze