1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony

Samobój online

Życie nie dla każdego jest „najwyższą wartością”, wbrew temu, co niektórzy twierdzą. Dobre jest tylko dobre życie, podobnie jak dobra jest dobra śmierć.

Internetowa wyszukiwarka jest jak wszechświatowa loteria, wpisujesz słowo i wyciągasz „fant”, do którego czasem doczepiona jest, jak bonus, historia czyjegoś życia. Czasem jest to historia tragiczna, jak opowieść o niedoszłej samobójczyni. Przypomniało mi to wydarzenia z czasów liceum. Pewien chłopak zakochał się w jednej z moich koleżanek. Ale ona nie odwzajemniła mu się tym samym. Cierpiał bardzo. Nie umiał sobie poradzić z uczuciem, które we wczesnej młodości może zniszczyć wrażliwą duszę. Zażył sporą dawkę jakiegoś leku i wylądował w szpitalu w stanie ciężkim. Nie umarł, ale i nie wyzdrowiał. Ta, którą kochał, nazwijmy ją Julią, była wstrząśnięta całą sytuacją, jednak poszła do szpitala odwiedzić chłopaka. Potem odwiedziła go jeszcze raz i jeszcze raz. Niezbadane są wyroki boskie – ona go pokochała! Chłopiec, jak pamiętam, w wyniku działania trucizny był częściowo sparaliżowany, ale przecież zyskał miłość Julii! Wydawało się, że ta tragedia dobrze się skończy, ale nie. Po niedługim czasie nastąpiło nagłe pogorszenie i Romeo umarł. Julia przez wiele miesięcy była w depresji.

Niełatwo jest się zabić

Darek N. wyskoczył z piątego piętra w lutym, gdy ziemia jest twarda. Był długo nieprzytomny, ale po dziesięciu dniach otworzył oczy. Nawet żebra sobie nie złamał. Trafił do psychiatryka, bo przecież skok z okna depresji nie wyleczy. Adam K. mieszkał na szóstym, więc skoczył z szóstego. Miał dość, odeszła dziewczyna, stracił pracę, zresztą nigdy nie miał pomysłu na życie. Matka powtarzała, że brakuje mu witalnego napędu. Od zawsze wszystko wydawało mu się ponad siły, co ludzie nieraz pochopnie nazywali lenistwem. Połamał nogi i kręgosłup. Żyje, bo niezbadane są wyroki boskie. W pocie czoła uczy się stawiać pojedyncze kroki z balkonikiem. Jego matka też zaczyna inne życie – z dorosłym synem inwalidą.

Lekarze twierdzą, że 70–90 procent prób samobójczych podejmowanych jest w stanie depresji. Według statystyk WHO co 40 sekund ktoś na globie własnowolnie skraca swe istnienie. Życie nie dla każdego jest „najwyższą wartością”, wbrew temu, co niektórzy twierdzą; dobre jest tylko dobre życie, podobnie jak dobra jest dobra śmierć. Sam Bóg chyba nie potępia samobójców, wprawdzie Dekalog zabrania zabijania innych, ale o śmierci z własnej woli nic nie mówi. Wielu chrześcijan skracało sobie życie, aby prędzej połączyć się z Bogiem, wśród nich członkowie sekt katarskich stosujący endurę, czyli zagłodzenie na śmierć. Nie zabraniał samobójstwa grecko-rzymski stoicyzm ani sintoistyczny kodeks busido, ani buddyzm hinajany (ten ostatni wyklucza jednak samobójstwo gwałtowne).

We współczesnym świecie wciąż trwają spory o to, czy państwo może oficjalnie popierać śmierć, jakąkolwiek. Dyskusje o aborcji, eutanazji, karze śmierci wydają się, paradoksalnie, nieśmiertelne.

Podróż do śmierci

Mam tabletki nasenne i węgiel do piecyka. Szukam kogoś, kto ze mną umrze. Ogłoszenia tego typu można znaleźć w japońskim Internecie. W Japonii, a także w Korei Południowej, jest obecnie najwyższy odsetek samobójstw na świecie. W tych właśnie krajach postęp technologiczny był najszybszy. A „wychowanie do sukcesu” było pedagogiczną normą. W dobie globalnego kryzysu coraz więcej zagubionych młodych ludzi miesiącami siedzi w domu, popadając w depresję. Wszyscy mają Internet, niektórzy szukają tam pomocy, inni – podobnych sobie desperatów. Zjawisko zbiorowych samobójstw umawianych w Internecie gwałtownie się rozszerza. Najpopularniejszym sposobem zakończenia życia jest wyjazd za miasto samochodem, w którym po rozpaleniu małego piecyka węglowego wszyscy zażywają środki nasenne i umierają wskutek zaczadzenia.
 
Więzi społeczne zniszczone zostały przez konkurencyjny system pracy i konsumpcyjny stosunek do świata, twierdzą psychologowie, do tego dochodzą zmiany w mentalności młodego pokolenia, które wychowywane w wirtualnym świecie zatraciło poczucie hierarchii rzeczywistych wartości. Pewien młody Japończyk zabił się z powodu... małej stłuczki samochodowej.

Ostatnie chwlie w internecie

Popełnił samobójstwo na oczach uczestników wideoczatu… Przyjął przed kamerą śmiertelną dawkę leków, ale internauci mu nie wierzyli i nikt nie zawiadomił policji… Takie newsy pojawiają się coraz częściej. Nastaje upiorna moda na zabijanie się „na żywo”, przed internetową kamerką. Nie tak dawno zdarzyło się to w Zagórzu koło Sanoka. Nie tak dawno, a Marcin już stał się pośmiertnie internetową legendą. Miał 27 lat, chodził w bordowych glanach, fryzę miał w czub, wykolczykowany był i wydziergany. Mieszkał z rodzicami, jeździł na koncerty, pierwszy otwierał wino na imprezach. Ale najbardziej swojsko czuł się w Internecie, tam pisywał wiersze albo komentarze do życia, tam wrzucał ryzykowne filmiki, na przykład taki, na którym koledzy spuszczają go do 25-metrowej studni. Prokurator mówił, że odrzucał obowiązujący system wartości. Znajomi z realu – że „Był sobie szamanem, ludziom śpiewakiem, dziurawym niebem, starym pijakiem”. Matka – że był chory. Psycholog, że wołał o pomoc. Czy ktoś chce obejrzeć, jak się wieszam? – zapytał Marcin i zrobił to przed włączoną kamerką 27 stycznia.

Najpierw przeniósł swoje życie do Internetu, potem umieścił tam również swoją śmierć. Teraz jest już tylko tam. Wesoły chłopak, który był bardzo smutny. Przesuwał granice wolności, szokował, prowokował. Aż życie straciło wszelki sens. Bo przecież nie chcemy wierzyć, że to była zabawa w śmierć, prawda? Tak jak w grach komputerowych, gdzie mamy niejedno życie, więc giniemy sobie wiele razy, do znudzenia, bo potem możemy zacząć jeszcze raz, albo po prostu odchodzimy od komputera. Jednak niektórzy nie odchodzą, zostają tam na zawsze.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze