Góry uczą, że gdy wkładasz w coś wysiłek, masz większą satysfakcję. Można je poznawać na rowerze, podczas wspinaczki lub… turlając się po łące. Całodzienna wędrówka, a na koniec zaduma nad kubkiem herbaty na schodach schroniska – to przepis na idealny dzień dla niejednego miłośnika gór. Jakie atrakcje wybrać? Podpowiadamy!
"Po co wspinać się na Mount Everest?” – zapytano ponoć brytyjskiego wspinacza, George’a Mallory’ego, uczestnika trzech pierwszych ekspedycji na Dach Świata. „Bo jest” – miał odpowiedzieć. Zdanie to, cytowane i trawestowane setki razy, oddaje jednak sedno tematu. Góry kojarzą się z wysiłkiem fizycznym, czasem ekstremalnym, i wyzwaniem dla psychiki. Trzeba podjąć trud, by otrzymać nagrodę w postaci pięknego widoku czy satysfakcji, że zdobyło się szczyt, pokonało własna słabość. Zatem po co chodzić po górach? Bo są...
Podczas biegu po górach ważne jest urozmaicenie trasy - wspaniałe przeżycia gwarantowane. (Fot. iStock)
Julia Nowińska, dziennikarka i podróżniczka jest weteranką miejskich maratonów, ale w pewnym momencie bieganie po betonie, zawsze takie samo, przestało sprawiać jej satysfakcję. – Czułam, że już po kilku kilometrach moje ciało wpada w automatyzm, po prostu biegnę swoim tempem, noga za nogą, miarowo. Mogę tak biec i biec, żadne wyzwanie – wspomina.
Kilka lat temu postanowiła więc wziąć udział w biegu Rzeźniczek w Beskidzie Niskim. Okazał się dla niej przełomowy, zrozumiała, że nie chce już wracać na płaskie. – Gdy człowiek biegnie i ma przed sobą piękne widoki, to jest naprawdę wspaniałe przeżycie – mówi z przekonaniem.
Jak sama przyznaje, ważne dla niej jest urozmaicenie trasy, a w górach można na to liczyć na każdym kroku. – Zapominasz o nudzie i rutynie miejskich biegów. No i zdarza się błoto, więc trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, nie bać się ubrudzić. Ale ja lubię błoto – wtrąca. Nie kryje też, że odpowiada jej kameralny klimat, bo biegi górskie nie są tak modne jak miejskie, bierze w nich udział mniej osób. – Podoba mi się, że na starcie wita cię orkiestra, a zamiast punktów spożywczych są tzw. przepali, gdzie po prostu można uzupełnić wodę, i tyle, żadnych izotoników i innych atrakcji. A na mecie dostaje się medal wypalony z lokalnej gliny i piwo Rzeźnik – śmieje się.
Fotografowi Filipowi Ćwikowi góry również kojarzą się z wyzwaniem – rowerowym. Od kilku lat razem ze znajomymi z całej Polski spotykają się pod koniec maja lub na początku czerwca w Bieszczadach. Rożni ich sytuacja zawodowa, finansowa czy wiek, ale łączy miłość do dwóch kółek. Meldują się na tydzień w ośrodku wypoczynkowym w Wilczej Jamie. – To są zawsze męskie wyjazdy, bez rywalizacji czy spinki – zapewnia Filip. Choć przyznaje, że raz zabrała się z nimi znajoma, i to było wyzwanie. Dla nich. – Ona sportowiec, my amatorzy, dała nam niezły wycisk.
Mężczyźni do sprawy podchodzą profesjonalnie: wiozą ze sobą strój, kaski, często też dwa rowery. Kolarzówkę na szosy i górala po nierównym. Ale podstawa to specjalnie nie planować i nie spieszyć się. Po smacznym śniadaniu około 10 rano wyciągają rowery, i w drogę. W zależności od pogody i nastroju wybierają raz dłuższe, raz krótsze albo łatwiejsze trasy. Przyznaje, że cel to wypoczynek w zgranym gronie, ale też chodzi o to, by dobrze się zmęczyć, a głowie dać odpocząć. – Pod koniec tygodnia robimy pętle po 100 kilometrów. To ciężka praca, ale dużo radości i miła odmiana, bo na co dzień każdy z nas sporo jeździ na rowerze, ale przecież nie w takich okolicznościach przyrody – mówi.
Wspinaczce po górach zawsze towarzyszą silne emocje. Taki wysiłek oczyszcza głowę i zapewnia psychiczne poczucie wolności. (Fot. iStock)
Łukasz Długowski, autor książki „Mikrowyprawy w wielkim mieście” i ekspert od krótkich nietypowych wypadów w przyrodę, przyznaję, że góry mają w sobie coś ogromnie pociągającego. – Lubię aktywności, które jak najmniej oddzielają człowieka od natury, dlatego im mniej sprzętu, tym lepiej, i im bliżej przyrody, tym lepiej. A w górach jest to jak najbardziej możliwe – mówi. On sam na przykład pokochał canyoning – połączenie wspinaczki z pływaniem. W miejscach, gdzie nie można zejść, używa się lin, by zjeżdżać po nich w dół wąwozami. – Chętnie spróbowałbym też paralotniarstwa oraz tzw. speed boatingu. W Polsce na przykład na Dunajcu – wskakujemy do rzeki z deską i płyniemy z nurtem. Do tego nie potrzeba niczego poza pianka, kaskiem i deska – opowiada.
Gosia Radwan, licencjonowana przewodniczka tatrzańska, mieszka z mężem, też przewodnikiem, w Krakowie. Stad Tatry są na wyciągniecie ręki, jeżdżą więc w góry co weekend. Przed urodzeniem córki Gosia uwielbiała jeździć na ski tourach (nartach do wędrówek wysokogórskich), a także wspinać się – latem po suchych górach, zima po zamarzających strumieniach – Choć zawsze wspinaliśmy się z zabezpieczeniem, to i tak towarzyszyły temu silne emocje. Nie ma miejsca na jakiekolwiek inne myśli, taki wysiłek oczyszcza głowę jak żaden inny. Nazywałam to „czyszczeniem cookies” – jak w komputerze. I choć zmęczenie fizyczne było ogromne, to psychicznie czułam wolność – dodaje.
Dziś Gosia stawia na piesze wycieczki rodzinne, ale i tak wszystkie są dla niej przygoda. – Dzięki wiedzy, jaką zdobyłam na kursie przewodnickim, każdy spacer to świadome doświadczanie przyrody. Oglądamy rośliny, patrzymy, jak zmienia się runo leśne, szukamy śladów zostawionych przez zwierzęta – opowiada. Przyznaje, że wiedza i wieloletnie doświadczenie chodzenia po górach daje jej poczucie bezpieczeństwa. Nie boi się zejść ze szlaku, by poszukać czegoś, co ją interesuje, ale jako przewodniczka wie, że w górach to surowa natura dyktuje warunki. – Pewnej zimy złapała nas zadymka śnieżna, zgubiliśmy się na szlaku, który wcześniej przemierzaliśmy kilkadziesiąt razy. Nie mogliśmy znaleźć tyczek wyznaczających trasę – opowiada. – W końcu po 40 minutach odnaleźliśmy drogę. Gdy dotarliśmy do schroniska, okazało się, że przed chwila ratownik sprowadzał kogoś z tego samego szlaku.
Teraz czeka, by jej córka podrosła, bo chce ją zabrać w Dolinę Gąsienicową. – To moje ulubione miejsce, kawałek świata, z którym regularny kontakt jest mi potrzebny do życia – uśmiecha się.
Zanim kilkuletnia Ola, córka innej bohaterki tego tekstu, będzie gotowa do wspinaczki, Monika Szewczyk-Wittek, współwłaścicielka studia portretu Studio 810 i fotoedytorka, zaraza ją miłością do gór. Na przykład zabierając do pani Krystyny w Krościenku nad Dunajcem w Pieninach. – Ciocia Krystyna, bo tak już na nią mówimy, to postać zasłużona dla lokalnej kultury. Maluje na szkle, uczy nas robienia tradycyjnych wianków, piosenek i tamtejszych legend, jak tej o pierścieniu św. Kingi – opowiada Monika. Dziewczyny chętnie włączają się we wszelkie prace ręczne, a z okazji Bożego Ciała przyjeżdżają do Krościenka oglądać procesje.
Jeśli pogoda pozwala i pojawia się potrzeba dodatkowych atrakcji, to zawsze można wybrać się z flisakami na spływ Dunajcem tratwami, ze Sromowców Niżnych do Szczawnicy. Monika liczy, że kiedyś uda im się pokonać te trasę z mężem i córka kajakami. W ciepły dzień atrakcja jest też wjechanie kolejką na górę na Palenicę i chodzenie po płaskowyżu. – Zaglądamy wtedy do bacówek, podglądamy konie, owce i krowy, podpatrujemy, jak robi się sery, no i podziwiamy zapierające dech w piersiach widoki na szczyty Pienin i Tatr. Oglądamy tez pozostałości łemkowskie w okolicznych wsiach – wylicza Monika. – A czasem po prostu turlamy się w dół łąki. Bierzemy oczywiście na siebie ryzyko wpadnięcia w kozie bobki czy krowie placki, ale tak można się przecież turlać tylko w górach – śmieje się. – Tu najprostsza łąka jest polem do zabawy, bo zaczynamy od pogoni za motylami, a kończymy na robieniu pięknych wianków – dodaje. Jedynym wysiłkiem jest wymyślenie przyjemności.
Wakacje w górach można przeżyć zupełnie spokojnie. Relaksujące spędzanie czasu w przyrodzie to tzw. cosy outdoor. (Fot. iStock)
Takie podejście podoba się Łukaszowi Długowskiemu. – Zwykle wszelkie aktywności na świeżym powietrzu, tzw. outdoor, kojarzą nam się z ogromnym wysiłkiem fizycznym, wręcz męczarnia – mówi. – A przecież outdoor nie musi oznaczać jedynie biegania triathlonów, taplania się w błocie ani jedzenia korzonków. Można doświadczać potęgi natury, nie wyciskając z siebie siódmych potów i nie zapisując się na obóz survivalowy – dodaje. Wyjątkowy czas w górach można przeżyć zupełnie spokojnie. – Czasem wystarczy po prostu rozpiąć hamak miedzy drzewami i podziwiać sąsiednia gran. Przespać się pod rozłożystym świerkiem albo wejść do potoku. Mnie takie aktywności dostarczają więcej przyjemności niż „zajeżdżanie się” w górach – przekonuje. Ukuł nawet własny termin na tego typu relaksujące spędzanie czasu w przyrodzie – cosy outdoor. – Jeśli chcemy zarażać ludzi pasją do gór, to zacznijmy od robienia z nimi przyjemnych rzeczy. Niech się najpierw zakochają w górach, a potem – jeśli będą mieli chęć – spróbują triathlonu, paralotni albo wspinaczki – dodaje.
Wędrowanie. Jeśli zależy ci nie na wyzwaniu, a na przyjemnym obcowaniu z górską przyrodą lub chcesz wybrać się na wycieczkę z dziećmi – najlepiej zacznij od krótkich, kilkukilometrowych tras, jak Dolina Strażyska, Rusinowa Polana, Dolina Kościeliska albo Dolina Chochołowska. Do pięknych i spokojnych dróg należą te w Gorcach, czyli pasmie Beskidu Zachodniego. Warto tez zajrzeć na stronę słowacką, gdzie nie brakuje płaskich szlaków, jak choćby ten na Szczyrbie Jezioro.
Latanie. Przygodę z paralotnią dobrze rozpocząć w Beskidzie Małym, na Górze Żar – są tu: szeroki zakres kierunków wiatru, dobre warunki startu (tzw. półka) oraz świetna infrastruktura. Wiele startowisk znajdziemy także w Beskidzie Wyspowym. Na odważnych i zaawansowanych czeka Skrzyczne – najwyższa góra, z której można legalnie oprawiać paralotniarstwo w Beskidach.
Wspinaczka i pływanie. To połączenie oferuje canyoning – sport dla odważnych, gdyż bywa niebezpieczny. W Polsce można go spróbować w Tatrach – na wodospadzie Siklawa, w okolicach Międzygórza – na rzece Wieliczka oraz w okolicach Szklarskiej Poręby.
Poznawanie folkloru. Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich odbywa się co roku w sierpniu w Zakopanem. Można tam obejrzeć występy lokalnych i zagranicznych zespołów pieśni i tańca. Festiwal poprzedzają wyścigi górskich zaprzęgów konnych, które walczą w Mistrzostwach Podhala w Powożeniu.