1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Polskie winnice – dla wytrawnych turystów

(Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)
(Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)
Okolice Ojcowskiego Parku Narodowego słyną nie tylko z wapiennych skał czy zamków Szlaku Orlich Gniazd. Co rusz można się tu bowiem natknąć na niewielkie winnice. Warto odwiedzić je zwłaszcza w porze winobrania, by nasycić oczy widokami, a kubki smakowe – bogatymi bukietami, ale też by posłuchać, jak okoliczni winiarze snują opowieści o swojej pasji.

Artykuł archiwalny

Pierwsze pojawiły się tu ponad dekadę temu. Niewielkie rzędy winorośli na żyznych gliniasto-wapiennych glebach z czasem się rozrosły. Obecnie w promieniu kilku kilometrów od Ojcowa działa kilkanaście winnic. Wiele z nich, w tym Słońce i Wiatr Katarzyny Fluder, Zagardle Pawła Cisowskiego oraz Przybysławice Marcina Litwy, docenianych jest przez smakoszy i jury konkursów winiarskich.

Z nudy i niewiedzy

Katarzyna przyjechała w okolice Ojcowa ze Śląska przed 16 laty – jak sama mówi – za mężem, wspinaczem wysoko­górskim. – Jacka poznałam podczas wyprawy w Karakorum. Po ślubie zamieszkaliśmy w Dolinie Będkowskiej w okolicach Ojcowskiego Parku Narodowego. Rozpoczęliśmy też budowę własnego domu w Świnczowie. Nie przypuszczaliśmy, że w przyszłości rozbudujemy go o winiarnię i zajmiemy się zawodowo produkcją wina – opowiada. Dziś na trzech działkach o powierzchni niespełna dwóch hektarów uprawiają ekologicznie winorośl odmian odpornych na trudne warunki, takich jak: solaris i seyval blanc na wino białe oraz regent, rondo i léon millot na czerwone. Z ich owoców produkują od 5 do 10 tysięcy butelek wina rocznie. Jak przyznaje Katarzyna, winnica swój początek zawdzięcza… nudzie i niewiedzy. – Pierwsze winorośle na własny użytek rosły przy naszym domu. Lokalizacja była nie najlepsza dla wybranych wtedy odmian – regularnie nam tam przemarzały, chorowały i marniały. Gdy zaszłam w ciążę i zrezygnowałam z pracy, postanowiliśmy posadzić 700 krzewów winorośli odporniejszych na nasze warunki na innej, bardziej nasłonecznionej działce tuż przy granicy ojcowskiego lasu. Zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, z jakim ogromem ciężkiej fizycznej pracy wiąże się uprawa winorośli – wspomina.

Z uprawianych winorośli Kasia i Jacek produkują od 5 do 10 tysięcy butelek wina rocznie. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook) Z uprawianych winorośli Kasia i Jacek produkują od 5 do 10 tysięcy butelek wina rocznie. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)

Jacek zajął się kwestiami technicznymi, a Kasia rozpoczęła trwające do dziś zgłębianie tajników winifikacji. – Ta od psucia wina to ja! – przyznaje ze śmiechem. Bierze udział w szkoleniach enologicznych, czyta książki branżowe – zwłaszcza czeskie dotyczące winnic na Morawach – i podpytuje innych winiarzy. – Do dziś z rozbawieniem wspominam, z jaką nonszalancją zapytałam Marka Górskiego z winnicy Krokoszówka Górska o to, jak zrobić wino tak dobre, jak to, które degustujemy. Usłyszałam wtedy od Wojtka Bosaka [krytyka winiarskiego i enologa– przyp. red.]: „Kasiu, to tak, jakbyś zapytała kogoś, jak żyć” – opowiada.

Okazało się, że szybko znalazła własną drogę, a na sukcesy nie trzeba było długo czekać. Już pierwsze białe wino miało dobry odzew w środowisku, a dodatkowo zwyciężyło w lokalnym konkursie. Z czasem pojawiły się branżowe nagrody i medale, m.in. Srebrny Korek za Rosé 2018 w konkursie Polskie Korki, złoty medal za Soley 2016 w Zielonej Górze, srebrny medal za Cabru 2016 w VIII Ogólnopolskim Konkursie Win podczas targów Enoexpo.

Dziś Katarzyna coraz chętniej eksperymentuje. Jej uwagę przykuwają wina naturalne – produkowane tradycyjnie, bez stosowania specjalistycznych preparatów winiarskich. – Takie wina są trudniejsze w odbiorze – często są mętne, mają widoczny osad i specyficzny zapach. W smaku, z pozoru szorstkie i grubo ciosane, odznaczają się jednak subtelnymi nutami oraz dzikością, do czego od lat dążę w swojej pracy – wyjaśnia.

W promieniu kilku kilometrów od Ojcowa działa kilkanaście winnic. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook) W promieniu kilku kilometrów od Ojcowa działa kilkanaście winnic. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)

Z głową psa

Winiarska historia Pawła z winnicy Zagardle zaczęła się w 2011 roku, gdy wraz z żoną przeprowadził się z Krakowa do niewielkich Szczodrkowic. Początkowo zamiast win gronowych wytwarzał na własne potrzeby wina owocowe. – Po przeprowadzce na wieś zorientowaliśmy się, że w sadach marnuje się dużo owoców, np. porzeczek czy śliwek. Zaczęliśmy z nich robić wino, z różnym skutkiem – opowiada. Jak przyznaje, teraz wie, że w tym czasie w okolicy istniało kilka winnic, m.in. Amonit, Kresy czy Krokoszówka Górska, ale gdy sam zaczynał, nie miał o tym pojęcia. – Kto wtedy słyszał o winnicach w Ojcowie czy w ogóle o polskim winie? Pierwsze trzy krzewy winorośli posadziłem pod domem. Rosły tak dobrze, że postanowiłem założyć miniwinnicę na kilkunastoarowej działce w przysiółku Zagardle. Pierwsze czerwone wino, które zrobiłem z tamtych winogron, przygotowane bez głębszej wiedzy enologicznej i na wyczucie, okazało się naprawdę dobre. Winiarze z okolicy poradzili mi, żebym wysłał je na międzynarodowy konkurs win Galicia Vitis. I co? Sukces! Gdyby w tym konkretnym roku nie zmieniono skali punktowej OIV [z 95 do 96 punktów – przyp. red.], to dostałoby złoty medal. A tak zabrakło punktu. Pomyślałem, że to dobry omen i warto pójść w tym kierunku. Na kolejnej, już większej działce posadziłem więc 3500 winnych krzewów – opowiada. Dziś winiarnia, którą Paweł urządził w garażu i piwnicy pod domem, pełna jest dyplomów i medali z krajowych oraz międzynarodowych konkursów. Z roku na rok ich przybywa, a wśród najważniejszych wymienić można m.in. tegoroczną Cool Climate Awards za wino różowe z odmiany maréchal foch czy Srebrny Korek za wino czerwone regent 2018. Nagród, wyróżnień i medali, które jego wina dostały w minionych latach, jest ponad 50. Mimo to Paweł nieco przekornie powtarza jak mantrę: – Ciągle się uczę i czuję, jakbym był w winiarskiej zerówce. Wierzę, że to nie kres moich możliwości.

Pierwsze czerwone wino, które Paweł zrobił bez głębszej wiedzy enologicznej i na wyczucie, okazało się sukcesem. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook) Pierwsze czerwone wino, które Paweł zrobił bez głębszej wiedzy enologicznej i na wyczucie, okazało się sukcesem. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)

Tajemnica sukcesu Zagardla? – Nie ma ani we mnie, ani w winnicy żadnej tajemnicy! – zaklina się Paweł i dodaje: – Żona mi zawsze powtarza, że jeśli się w coś na poważnie angażuję, to powinienem uczyć się od najlepszych.

Gdy zaczął prowadzić winnicę, jeździł 8000 kilometrów na zajęcia Podkarpackiej Akademii Wina. Obecnie zajął się też serowarstwem, dlatego bywa regularnie w sudeckiej Wańczykówce na warsztatach u najlepszych specjalistów w tej dziedzinie. Skąd pomysł nietuzinkowych etykiet win Zagardla przedstawiających głowę psa? – Po przeprowadzce na wieś w naszym domu pojawiła się suka cane corso o imieniu Cheri, która często towarzyszyła mi w winnicy. Gdy przyszła pora, aby wybrać nasze logo, pomyśleliśmy z żoną, że to dobry pomysł – mówi. Nieco zaskakujący może wydawać się fakt, że tak uhonorowana winnica nie jest głównym zajęciem Pawła. Na co dzień prowadzi firmę sprzedającą sprzęt wysokościowy, a pracę winiarza traktuje jako bardzo czasochłonną, ale jednak pasję.

Na ziemi przodków

Winiarze z otuliny Ojcowskiego Parku Narodowego to w większości osoby, które zamieszkały tu po latach życia w mieście. Marcin Litwa, założyciel winnicy Przybysławice, stanowi ciekawy wyjątek. On znikąd nie uciekał, ale powrócił do korzeni. – Tu wszędzie – z każdej strony – mieszka moja rodzina. Cieszę się, że ziemia, na której od pokoleń moi przodkowie uprawiali zboże, a potem stworzyli sad, nadal daje plony. To dla mnie niezwykle ważne, że płynnie przechodzimy z pokolenia na pokolenie, cały czas czerpiąc z tej ziemi – mówi z dumą.

Podziemna piwniczka degustacyjna powstała w oryginalnej wiejskiej ziemiance. – Moi dziadkowie przechowywali tu własne plony, np. ziemniaki i przetwory. Ja winami, które są owocem mojej pracy, częstuję tu gości – opowiada. Skąd zatem pomysł, aby zająć się winiarstwem, skoro nie była to tradycja rodzinna? – W 2011 roku byliśmy ze znajomymi w Abruzji we Włoszech. Tam pierwszy raz brałem udział w degustacji w winiarni i miałem okazję zobaczyć na żywo winnicę. W kolejnym roku byliśmy z żoną w Toskanii. Po powrocie do domu znalazłem w okolicy pierwszą z tutejszych winnic, a więc Amonit Marcina Niemca. Spotkałem się z nim, aby porozmawiać o warunkach uprawy winorośli na Jurze Krakowskiej. Okazało się, że ziemia rodziców leży na południowym, idealnym pod uprawę winorośli zboczu – mówi.

Choć winnica Przybysławice nie ma certyfikatu ekologicznego, Marcin Litwa stara się ją prowadzić naturalnie, ograniczając do minimum opryski. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook) Choć winnica Przybysławice nie ma certyfikatu ekologicznego, Marcin Litwa stara się ją prowadzić naturalnie, ograniczając do minimum opryski. (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)

Zapisał się do pierwszego rocznika Podkarpackiej Akademii Wina i zaczął regularne wyjazdy do winnic na Węgry i na Morawy. Bierze też udział w spotkaniach Stowarzyszenia Winiarzy Jury Krakowskiej oraz w winiarskich konwentach. Pierwsze wino z własnych owoców nie było jednak jego zdaniem najlepsze. – Dopiero w 2018 roku poczułem zadowolenie z własnej pracy i wtedy pojawił się pomysł, aby zacząć oficjalną sprzedaż – wspomina. Obecnie ciągnie go do nowatorskich rozwiązań, takich jak produkcja naturalnych win czy ekologiczna uprawa winorośli. – Choć moja winnica nie ma certyfikatu ekologicznego, staram się ją prowadzić naturalnie, unikać monokultury, stosować poplon z żyta i wysiewać rośliny miododajne. Do minimum ograniczam też opryski układowe, a w przyszłym roku chcę z nich całkowicie zrezygnować – zapewnia.

Chociaż jakościowych win spod ręki Marcina nie brakuje, najbardziej znanym i niezwykle udanym eksperymentem był jego musiak Pét-Nat z rocznika 2019, a więc zamykane kapslem po częściowej tylko fermentacji naturalne wino musujące. Zdobył on szybko uznanie wśród fanów jakościowych win i jury konkursu Polskie Korki. Nie wszyscy chętni zdążyli go jednak skosztować. – Pét-Nata zrobiłem tylko 200 butelek. Tak zasmakował miłośnikom wina, że sprzedał się na pniu, a ja sam obecnie mam tylko jedną archiwalną butelkę – śmieje się. Zachęcony sukcesem planuje powiększenie winnicy. – W przyszłym roku areał wzrośnie dwukrotnie.

Co będzie potem? – Jeśli robienie wina nadal będzie mi sprawiać taką radość, jak obecnie, może skupię się wyłącznie na winiarstwie? – mówi.

Degustacje win prowadzone przez winiarzy odbywają się przez cały rok.  (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook) Degustacje win prowadzone przez winiarzy odbywają się przez cały rok.  (Fot. Magda Klimczak/Dare to Cook)

Gdzie i kiedy można degustować polskie wina?

W sezonie wiosenno-letnim degustacje przeważnie organizowane są w winnicy. Przy chłodniejszej aurze spotkania odbywają się w winiarniach lub piwniczkach degustacyjnych.

Degustacja w winnicy – co warto wiedzieć? Na czym to polega? Podczas degustacji ocenia się walory różnego typu win, biorąc pod uwagę ich wygląd (oko), zapach (nos) i smak (usta). Wino serwowane jest w niewielkich ilościach w kolejności od białego, przez różowe, do czerwonego, najczęściej z przekąskami, np. serami, pieczywem czy wędlinami.

Jak się umówić? Degustacje, zależnie od zasad obowiązujących w konkretnej winiarni, prowadzone są dla grup lub klientów indywidualnych po wcześniejszej rezerwacji terminu. Szczegółowych informacji i danych kontaktowych najlepiej szukać na stronach internetowych winnic.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze