1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Poznajcie pionierki polskiej informatyki, które mogą inspirować dzisiejsze „cyfrowe dziewczyny”

Poznajcie pionierki polskiej informatyki, które mogą inspirować dzisiejsze „cyfrowe dziewczyny”

Jedna z polskich informatyczek przy komputerze Odra 1003 (Fot. dzięki uprzejmości Marcina Roberta Kaźmierczaka)
Jedna z polskich informatyczek przy komputerze Odra 1003 (Fot. dzięki uprzejmości Marcina Roberta Kaźmierczaka)
Zobacz galerię 5 zdjęć
W latach 70. XX wieku, kiedy w Polsce komputery nazywały się jeszcze maszynami cyfrowym albo matematycznymi – to kobiety były ich pierwszymi konstruktorkami i programistkami. Karolina Wasielewska, autorka reportażu o pionierkach polskiej informatyki, opowiada, czego mogą się od nich nauczyć dzisiejsze „cyfrowe dziewczyny”.

 Karolina Wasilewska (Fot. Jakub Szafrański) Karolina Wasilewska (Fot. Jakub Szafrański)

Niewiele słyszymy o kobiecych ikonach czy autorytetach w branży IT, ale przecież muszą takie istnieć. One oczywiście są i się pojawiają, choćby Sheryl Sandberg, dyrektorka operacyjna Facebooka. W Polsce bardzo dużo dziewczyn zakłada start-upy technologiczne. Często są one jedynie założycielkami, a sprawami technicznymi zajmują się ich pracownicy, ale to nie zmienia faktu, że firmy te założyły właśnie kobiety, które się na tym znają. Jednak rzeczywiście postaci kobiece w świecie IT pozostają w cieniu. Kto na przykład wie, że szefową programistów w Google jest Ewa Maciaś?! Takie nazwiska trzeba promować. Kiedyś uważałam, że mentoring nie jest aż tak istotny. Powtarzałam sobie, że jeśli chciałabym zostać programistką, to nią zostanę, bez względu na to, ilu facetów widzę wokół siebie. Ale to nie jest tak.

A co się zmieniło w pani podejściu? Perspektywa. Zastanawiam się, czy gdybym od małego widziała na przykład samych dziennikarzy mężczyzn, to czy nie odcisnęłoby to piętna na mojej decyzji o wyborze zawodu. Czy nie pomyślałabym, że jako kobieta sobie w tym zawodzie nie poradzę. A nawet jeśli sobie poradzę, to będę się rzucała w oczy i będę inaczej traktowana. Ostatnie badania w Stanach Zjednoczonych pokazały, że 48 proc. kobiet, które uznały, że branża technologiczna to kierunek studiów nie dla nich, uargumentowało to brakiem wzorców, tym, że nie miały w swoim otoczeniu kobiety, która by się tym zajmowała. Przecież 48 proc. to bardzo dużo! Dlatego mentoring ma ogromne znaczenie. Przystępując do pisana książki „Cyfrodziewczyny”, nie myślałam o niej w kontekście mentoringu. Teraz jednak wierzę, że zaznaczy obecność kobiet w branży IT. Pokaże, że przed laty była ona oczywistością. Cyfrodziewczyny awansowały i robiły w dziedzinie technologii ważne rzeczy.

Opisała pani wiele wspaniałych kobiet, matek polskiej cyfryzacji. Która z nich mogłaby zostać pani mentorką? Wydaje mi się, że w mentoringu nie chodzi o naśladownictwo, tylko o wartości. Mamy prawo podejmować inne decyzje, a mimo to uznawać za inspirujące to, że ktoś wyznaje inne wartości. Dlatego każda z bohaterek książki nadaje się do takiej roli. Ponieważ sama jestem osobą czynu, podziwiam ludzi, którzy mają odwagę realizować swoje pomysły, choć może czasem biorą na siebie za dużo niż powinni. I z tej perspektywy podoba mi się postać Hanny Oktaby, która brała udział w projekcie Loglan 82, a obecnie w Meksyku zajmuje się normami jakościowymi dla małych firm programistycznych. Raz, że musiała się przebranżowić, żeby robić to, co kocha; dwa, że pracuje na nieoczywistym gruncie, bo Meksyk to nie jest informatyczne eldorado. Ale wyrobiła sobie nazwisko i w całej Ameryce Łacińskiej jest ikoną branży IT.

Bardzo imponuje mi Elżbieta Jezierska-Ziemkiewicz, która, w przeciwieństwie do większości bohaterek, nie zajmowała się programowaniem, tylko konstrukcją komputerów. U niej ten talent i pracowitość nałożyły się na niepokorną naturę: działała w opozycji, sprzeciwiała się systemowi, była internowana, nawet jej projekty technologiczne były ściśle powiązane z działalnością opozycyjną. Miała też odwagę stawać w obronie swoich przyjaciół i przekonań, a to nie dla każdego jest oczywiste.

 Elżbieta Jezierska-Ziemkiewicz, lata 60. (Fot. archiwum prywatne) Elżbieta Jezierska-Ziemkiewicz, lata 60. (Fot. archiwum prywatne)

Kolejną osobą, którą podziwiam, ale której historię niekoniecznie chciałabym powielić, jest Elżbieta Płóciennik, czyli Elisabeth Cochard. Wyjechała do Francji i do tej pory, choć jest już po siedemdziesiątce i z poważnymi problemami zdrowotnymi, działa czynnie w informatyce i ma własną firmę. Dla tej firmy poświęciła zresztą właściwie wszystko, w pewnym momencie z milionerki stając się bezdomną. To pokazuje, jak bardzo zależało jej na tym, by robić to, co kocha.

 Elżbieta Płóciennik, czyli Elisabeth Cochard (Fot. archiwum prywatne) Elżbieta Płóciennik, czyli Elisabeth Cochard (Fot. archiwum prywatne)

Warto wspomnieć również o Jowicie Koncewicz, która  jest − z tego, co ustaliłam − pierwszą polską programistką. Dołączyła do zespołu pracującego nad językiem programowania SAKO dla pierwszego polskiego komputera już w 1956 roku. Bardzo niezależna osoba, mocno stąpająca po ziemi, mająca własne zdanie, jak sama mówi: z natury singielka, od zawsze feministka.

 Jowita Koncewicz w Instytucie Maszyn Matematycznych (Fot. archiwum prywatne) Jowita Koncewicz w Instytucie Maszyn Matematycznych (Fot. archiwum prywatne)

Pod koniec XIX wieku amerykańska sufrażystka Matilda Joslyn Gage jako pierwsza zwróciła uwagę na pewne zjawisko: pomijanie dokonań i pracy kobiet naukowczyń i przypisywanie ich osiągnięć mężczyznom. Dziś nosi nazwę „efektu Matyldy”. Doświadczyły go zarówno amerykańskie, jak i polskie naukowczynie. Efekt Matyldy był zdecydowanie bardziej widoczny w Stanach Zjednoczonych niż w Polsce, ze względu na inną sytuację ekonomiczną po II wojnie światowej, bo to w tym czasie rozpoczyna się rozwój maszyn liczących. W Stanach podczas wojny kobiety pracowały w fabrykach amunicji czy przy pierwszych projektach informatycznych, bo mężczyźni walczyli na froncie, a potem, w latach 50., podziękowano im za wysiłek wojenny i odesłano do domu.

W tym czasie Polska była krajem na dorobku i w fazie odbudowy gospodarczej, co nie sprzyjało wyproszeniu kobiet z rynku pracy. Nikt nie zastanawiał się, czy to są zajęcia męskie czy kobiece, po prostu pewne rzeczy trzeba było zrobić. Ale też nie oszukujmy się, u nas ta informatyka była o 15 lat do tyłu w porównaniu z Zachodem, a pierwsze eksperymenty były bardziej naukowe. Znacznie później weszliśmy z informatyką w fazę przemysłową, a prawdziwy rozkwit nastąpił dopiero w latach 70. Obecność kobiet w branży IT długo uważano za coś oczywistego, a efekt Matyldy był widoczny dopiero w latach 90., kiedy rozwijający się na nowo przemysł informatyczny zaczął powielać wzorce z Zachodu.

Wydawałoby się, że w tym czasie w wolnej Polsce nie powinno być dyskryminacji ze względu na płeć. Po prostu powieliliśmy wzorzec zachodni, tyle że znacznie później. W Stanach Zjednoczonych kobiety były obecne w branży technologicznej od lat 60., choć od samego początku w tej dziedzinie było ich znacznie mniej niż w Polsce. Stanowiły wyjątek od reguły, choć takim postaciom, jak Grace Hopper czy Margaret Hamilton udało się zaistnieć w branży IT. Po drugiej fali feminizmu lat 70. przyszła prezydentura Ronalda Reagana, a wraz z nią silny konserwatywny zwrot. I u nas wydarzyło się to samo, tylko w latach 90., bo odrzuciliśmy wszystko, co kojarzyło się z komunizmem. A równouprawnienie było postrzegane jako relikt dawnych czasów. Za taki relikt uznano też osiągnięcia w dziedzinie informatyki, bo już pukała do nas zdecydowanie bardziej zaawansowana technologia z Zachodu. Skorzystaliśmy ze wzorców amerykańskiej technologii, zagraniczne firmy zaczęły otwierać u nas oddziały, narzucając wraz z nimi swoją kulturę i organizację pracy. I te nowe wzorce świetnie wpisały się w projekt nowej konserwatywnej Polski. W tej chwili również przeżywamy zwrot w stronę konserwatyzmu, tyle że to już nie idzie w parze z rozwojem branży IT. Ta jest obecnie bardziej zglobalizowana, nie ma charakteru lokalnego i narzuca wzorce większego równouprawnienia. Dziś jest to wręcz niemile widziane, że firma informatyczna nie rekrutuje kobiet czy nie ma kobiet w swoich zespołach.

Skoro w latach 90. odczuwaliśmy dotkliwy brak kobiet w branży IT, to dziś brakuje nam wzorców i inspiracji dla młodych informatyczek. Mam nadzieję, że właśnie moje bohaterki będą się pojawiały w takim kontekście jako wzorce, z których czerpać będą przyszłe programistki. Zresztą to już się dzieje. Podczas spotkania online na moim blogu Girls Gone Tech z bohaterką książki, jedna z widzek zwróciła się do niej z pytaniem, czy mogłaby się umówić na podobne spotkanie z jej uczniami. Jeśli chodzi o pozytywny mentoring, fajny kierunek wyznacza też Fundacja Edukacyjna „Perspektywy”, która wprowadziła podwieczorki technologiczne dla dziewczyn. Możliwości jest oczywiście dużo więcej, chodzi o to, żeby pokazać młodzieży, że w IT pracują i mężczyźni, i kobiety, a stanowiska są bardzo różne.

Karolina Wasielewska, dziennikarka radiowa i autorka bloga o kobietach w branży technologicznej Girls Gone Tech.pl oraz reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze