1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Henryka Bochniarz: Świat biznesu to teatr facetów

Z Henryką Bochniarz o kobietach w biznesie i społeczeństwie rozmawia Karolina Wigura z Kultury Liberalnej

Karolina Wigura: Przed nami czwarty Kongres Kobiet. Pamiętam, że kiedy odbywał się pierwszy, telewizyjne programy informacyjne były zdominowane przez żarty rodem z „Seksmisji” – że przerobiono toalety z męskich na damskie…

Henryka Bochniarz: Dokładnie. Dziś to już zupełnie co innego. Uważam, że odnieśliśmy niesamowity sukces. Z czegoś, z czego się śmiano, powstał jeden z najsilniejszych ruchów społecznych w Polsce. Nawet premier Donald Tusk opowiada się obecnie za kwotami, choć przyznajmy, że kwoty w polityce to co innego niż kwoty w biznesie. Wprowadzenie tych drugich jest o wiele trudniejsze.

W jaki sposób kwestia wyrównywania szans kobiet była obecna w pani życiu zawodowym?

Na początku mojej kariery temat przedsiębiorczości był czymś tak nowym i zajmującym, że nikomu by nawet do głowy nie przyszło zastanawiać się nad nierównymi szansami kobiet i mężczyzn. Dla mnie w tamtym czasie najważniejsze było, aby rozwijać firmę i mieć środki na pensje dla pracowników. Zatrudniałam i kobiety, i mężczyzn i muszę uczciwie przyznać, że tych ostatnich było więcej. Nie dziwiło mnie to wtedy. W Instytucie Koniunktur i Cen, gdzie poprzednio pracowałam i byłam kierowniczką zakładu, też byli sami mężczyźni – chociaż to nie ja ich zatrudniałam.

W którym momencie po raz pierwszy zaczęła pani o tym myśleć?

Podczas pracy w Ministerstwie Przemysłu w gabinecie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Dopiero tam naprawdę poczułam, jak bardzo jest to zdominowana przez mężczyzn struktura. Listy, które do mnie przychodziły, adresowane były do „Pana Henryka Bochniarza”, bo nikomu do głowy nie przyszło, że ministrem może być kobieta. Swoją drogą, nigdy nie spytałam o to premiera Bieleckiego, ale przypuszczam, że była to część jego strategii: posadzić kobietę na czele ministerstwa, do którego obowiązków będzie należało kontaktowanie się z silnie zorganizowanymi hutnikami czy górnikami. I że oni będą się zachowywać inaczej wobec kobiety niż wobec mężczyzny.

A nie lekceważyć?

Myślę, że nie. Premier Bielecki doskonale wiedział, jak trudnym procesem jest restrukturyzacja i zdawał sobie sprawę z tego, że dzięki ministrowi–kobiecie zderzenie z nową rzeczywistością mogło być dla wielu mniej drastyczne. Inaczej było w samym rządzie. Pamiętam pierwsze posiedzenia Rady Ministrów, na których nikt mnie jeszcze nie znał. Kiedy mówiłam, zaczynało się gwarzenie, opowiadanie historyjek czy dowcipów. Potem opracowałam sobie na to własną metodę: przygotowywałam się bardzo dokładnie do posiedzeń; stawiałam na siłę merytorycznych argumentów, które zwykle zapędzały adwersarzy do narożnika. To ich bolało, ale przyniosło efekt. Po jednym czy dwóch takich wystąpieniach uznali, że warto mnie słuchać. Nie oznacza to, że zawsze się ze mną zgadzali, ale o lekceważeniu nie było już mowy.

A co było potem?

Kiedy przestałam być ministrem w gabinecie Jana Krzysztofa Bieleckiego, pomyślałam, że zrobię spotkanie z kobietami, które poznałam w trakcie pracy w rządzie: Bożeną Walter, Barbarą Labudą, Hanką Suchocką, ale także Korą, Magdą Abakanowicz… Myślałam, że będzie to jednorazowe spotkanie, porozmawiamy sobie i rozejdziemy się w swoje strony. Ale okazało się, że każda z nas potrzebuje wsparcia i że możemy je sobie wzajemnie dać.

Więcej na stronie

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze