Światło, spokój, prostota. I sztuka. To niezbędne składniki estetycznej rzeczywistości, w której żyje i pracuje malarka Magdalena Karpińska.
Malarka Magdalena Karpińska w swojej pracowni, w tle obrazy jej autorstwa. (Fot. Jakub Pajewski, Stylizacja: Basia Dereń-Marzec)
Dobrze czuje się w otoczeniu światła i spokoju. Przynajmniej kiedy jest w domu. W monochromatycznych, pełnych słońca wnętrzach jej mieszkania nie ma wielu przedmiotów. Świadomie dokonała wyboru takiej estetyki. Białe ściany i zasłony, duże przeszklone drzwi, dębowe klepki w staromodną jodełkę, czarne powierzchnie kuchennych szafek w podkreślającym jasność kontraście z nielicznymi białymi przedmiotami.
Jedyną ozdobą w przedpokoju jest półka ze zbiorem kamieni i muszli. (Fot. Jakub Pajewski)
Jak mówi, nie lubi chaosu, jej zdaniem przedmioty muszą mieć wartość sentymentalną albo być potrzebne. To założenie realizuje dziś w praktyce, choć wychowała się we wnętrzu o zupełnie innym klimacie. W domu pradziadków na warszawskim Żoliborzu, gdzie ściany były kolorowe, półki z książkami sięgały sufitu, a każdy metr wolnej przestrzeni wypełniały przedmioty, obrazy i cenne pamiątki. Tradycja rodzinna nie stała się jednak dla Magdaleny Karpińskiej ograniczeniem, jest w jej życiu kotwicą, a nie kulą u nogi. Z domu dzieciństwa wyniosła przekonanie, że w życiu ważna jest sztuka. Zarówno ta, którą się tworzy samemu, jak i ta zdobiąca przestrzeń, w której żyjemy.
Biel ścian i zasłon została przełamana czarnymi detalami i rodzinnymi pamiątkami. (Fot. Jakub Pajewski)
W jej mieszkaniu na Starych Bielanach strefa prywatna i strefa pracy są wyraźnie oddzielone. Ta pierwsza emanuje spokojem. Zdobią ją obrazy przyjaciół, zdjęcia bliskich. Ta druga mieści się w pracowni. Za jej drzwiami panuje pewien nieład, typowy dla stanu twórczego poszukiwania, ale nie bałagan. Wszystko tu służy pracy. Na ścianie kilka niedokończonych obrazów, wokół pędzle, barwniki, blejtramy. Magdalena tworzy na płótnie i na papierze, jej ulubioną techniką jest tempera żółtkowa, którą maluje się warstwami, uzyskując ich lekką czystość. Jej abstrakcyjne obrazy, efekt artystycznego i intelektualnego przetworzenia rzeczywistości, nie mają nazw. „Interesuje mnie, jak ludzie je interpretują – mówi. – Czasami widzą to co ja, a czasem coś zupełnie innego. Nie chcę ich ograniczać, dlatego nie daję obrazom tytułów”.
Odrestaurowane meble z lat 60., jasne tkaniny i warszawskie Bielany za oknem. (Fot. Jakub Pajewski)
Magdalena malarką chciała być od dzieciństwa. Przez chwilę tylko w liceum zastanawiała się, czy nie spożytkować talentu w praktyczniejszym zawodzie. Ale ostatecznie ukończyła malarstwo na warszawskiej ASP. Dziś pracuje dużo i intensywnie. Dlatego poza pracownią woli otaczać się sztuką przyjaciół: Róży Litwy, Edgara Bąka, Katarzyny Przezwańskiej. Na ścianach w swoim domu wiesza nieliczne własne dzieła, te, na które „może już patrzeć z zewnątrz”. Wtedy stają się dopełniającym elementem wyrafinowanej estetycznie przestrzeni, w której żyje i pracuje.
Jej obrazy nie mają tytułów. "Interesuje mnie, jak ludzie je interpretują. Nie chcę ich ograniczać" - mówi Magdalena Karpińska. (fot. Jakub Pajewski)