1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Listy do Psychologa

Czy optymizm się zawsze sprawdza?

- Patrzenie na świat przez różowe okulary jest tak samo niefunkcjonalne jak noszenie zamalowanych na czarno szkieł podpowiadających nam wyłącznie złe scenariusze odnośnie do rzeczywistości - pisze Tomasz Srebnicki. (Ilustracja: iStock)
- Patrzenie na świat przez różowe okulary jest tak samo niefunkcjonalne jak noszenie zamalowanych na czarno szkieł podpowiadających nam wyłącznie złe scenariusze odnośnie do rzeczywistości - pisze Tomasz Srebnicki. (Ilustracja: iStock)

Aleksander Dumas powiedział: „Życie jest cudowne, należy tylko patrzeć na nie przez właściwe okulary”. To prawda, ale czy muszą one być koniecznie różowe? Należę do osób o dość pesymistycznym sposobie postrzegania otoczenia. Moje poczucie własnej wartości nigdy nie mieściło się w górnych granicach, a winą za porażki życiowe obarczałam samą siebie, na zasadzie: myśląc negatywnie, przyciągałaś do siebie negatywne zdarzenia. Dwa lata temu postanowiłam z tym zerwać i kurczowo uczepiłam się idei „keep smiling”. Byłam pewna, że zmieniając sposób myślenia, zmienię także całe moje życie. Na fali całkiem nowego dla mnie hurra-optymizmu postanowiłam wreszcie znaleźć miłość życia i zapomnieć o wszystkich porażkach z przeszłości. Niestety, historia lubi się powtarzać i następny „pan właściwy” doprowadził mnie do łez już po kilku mejlach, a znajomość zakończyła się, zanim się jeszcze na dobre zaczęła. Został po niej jedynie niesmak, żal, a moje poczucie wartości wróciło znowu do starego poziomu. W dniu 40. urodzin płakałam w poduszkę. Wniosek, jaki udało mi się wyciągnąć z mojej przygody w różowym świecie iluzji, jest następujący: odbicie w lustrze powinno zawsze odzwierciedlać naszą własną twarz, a nie polukrowaną, lepszą wersję nas samych. Jesteśmy niepowtarzalni bez względu na to, co myślą o nas inni. Co nie znaczy, że samotność przestała boleć. A może nie powinna?
Małgorzata

Tomasz Srebnicki: Patrzenie na świat przez różowe okulary jest tak samo niefunkcjonalne jak noszenie zamalowanych na czarno szkieł podpowiadających nam wyłącznie złe scenariusze odnośnie do rzeczywistości. Można to porównać do postawy, w której poruszając się po drogach, albo jeżdżę skrajnie szybko i nieodpowiedzialnie (bo i tak wszystko będzie dobrze), albo wyrzucam kluczyki do studzienki kanalizacyjnej w obawie przed wypadkiem lub awarią na drodze i nie jeżdżę w ogóle. Każdy człowiek zainteresowany własnym rozwojem na pewnym etapie życia dochodzi do wniosków wyważonych – na przykład akceptuje, że nie zdobędzie Nagrody Nobla, że nie będzie wyższy czy że program 500 plus jest częściowym oddaniem wymuszonych przez państwo wcześniej pieniędzy. Zbilansowane propozycje odnośnie do własnych ograniczeń przedstawiłaś w liście. Uważam, że są one po prostu mądre – inne słowo mi do głowy nie przychodzi. Pozostaje jednak problem samotności – jak znaleźć środkową drogę wobec dyskomfortu, jaki ona stwarza? Jak znaleźć własną prawdę pomiędzy dwoma skrajnymi stwierdzeniami mówiącymi o tym, że: człowiek w istocie zawsze jest sam, a człowieka definiuje bycie w związku z drugą osobą? Myślę, że warto, żebyś podjęła kolejny etap rozważań – tym razem nad swoją samotnością. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że odnajdziesz swój punkt w tych skrajnościach, a bycie samą lub w relacji przestanie tak bardzo cię trapić.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze