Popularny podział ludzi na dawców i biorców to tylko półprawda. Wszyscy jesteśmy biorcami: nawet ci, którzy dają i nie chcą nic w zamian. Dlatego nie dawaj za dużo, a zamiast tego dziel się tym, co masz w nadmiarze. Nie tylko na święta.
Jakiś czas temu grałam w piłkę z moim małym wnuczkiem. Kiedy maluch ją rzucał, przebierał z niecierpliwością nóżkami i na jego twarzy pojawiał się radosny uśmiech, a gdy udało mu się złapać – przytulał piłkę do serca, a potem kręcił się w kółko i pokrzykiwał: „Dziękuję ci, babusiu, że tak ładnie mi rzuciłaś”. Jaki to piękny, szczery i pełen miłości akt dawania i przyjmowania! Dlaczego w dorosłym życiu tracimy tę spontaniczną umiejętność?
Dajemy po to, żeby dostać
Edyta przez lata była „dobrą żoną”: prała i prasowała mężowskie koszule, gotowała obiady z trzech dań, chwaliła pana domu, chroniła przed hałasującymi dziećmi, a on brał garściami i łaskawie przyjmował, w końcu jako mężowi to wszystko mu się należało. Ale pewnego dnia Edyta nie była w stanie rano wstać z łóżka i cały dom się zawalił: dzieci biegały w piżamach po salonie, mąż zły, bo bez śniadania, w koszu na brudną bieliznę szukał czystej koszuli. Po pracy zadzwonił do najlepszej przyjaciółki żony: „Z Edytą coś się dzieję, przyjedź i zrób coś z nią, ja się nie znam na tych babskich fanaberiach”. Przyjaciółka przywiozła Edytę do mnie. – Wie pani, on mi nigdy nie dał kwiatów, nigdy za nic nie podziękował, a ja nie mam już nic do dania, jestem pusta – usłyszałam.
Wiecej w Sensie 12/2014. Kup teraz!
SENS także w wersji elektronicznej