Na spotkania z dziennikarzami lubi zakładać koszulki z napisem „silly” (głupek) albo kolorowe włóczkowe czapeczki. Lubi też zamieniać się rolami i sam zadaje pytania. Tym razem na rozmowę przychodzi zwyczajnie ubrany. Choć już po kilku minutach będzie się upierał, żeby pożyczyć i przymierzyć damski bezrękawnik. Zapomnijcie o jego kamiennej twarzy, którą znacie z ekranu. Na żywo jest nie do opanowania. BILL MURRAY.
(…) Największy świr w Hollywood. Tak o panu mówią.
A to źle? Mój serdeczny kumpel Dan Aykroyd wymyślił mi ksywkę „The Murricane”, co, jak się pani domyśla, pochodzi z połączenia mojego nazwiska z huraganem. To na okoliczność moich dość kapryśnych i zmiennych nastrojów, emocjonalnych huśtawek.
Więcej w Zwierciadle 10/2014. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej