Jedna z najbardziej rozchwytywanych hollywoodzkich aktorek, szczupła Brytyjka o urodzie nastolatki, poza planem wydaje się jeszcze bardziej filigranowa niż na ekranie. Keira Knightley jest wulkanem energii, mówi z prędkością karabinu maszynowego, a najgłośniej śmieje się z własnych wpadek. Dostaje tyle filmowych propozycji, że coraz częściej musi odmawiać. Roli w „Grze tajemnic” nie potrafiła się oprzeć.
Wszystko w porządku?
Strasznie tu niewygodnie, a może tylko mi się wydaje, bo jestem koścista. Wysiedzimy?
Myślę, że damy radę.
Rozmawiałaś już z resztą chłopaków z obsady? Sami wariaci i dziwacy! Uwielbiam ich. Przed rozpoczęciem zdjęć znałam już Benedicta [Cumberbatcha – przyp. red.], z którym pracowałam przy „Pokucie”. Z Matthew [Goode’em – przyp. red.] minęłam się wcześniej chyba raz, ale przyznaję: nie miałam pojęcia, jak doskonałe poczucie humoru mają ci ludzie! Z trudem da się przy nich utrzymać powagę. Uwielbiałam być częścią ich męskiego gangu. Tak jak moja filmowa postać byłam niemal jedyną dziewczyną w ekipie, dlatego jestem im wdzięczna, że mnie zaakceptowali.
Więcej w Zwierciadle 12/2014. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej