Do pracy potrzebne są im tylko komputer i dostęp do Internetu. To pierwsze zmieści się w plecaku, drugie można znaleźć w zasadzie wszędzie. Po co więc siedzieć w biurze zamiast na pięknej plaży albo w górskiej dolinie? Cyfrowi nomadzi żyją w drodze. Tajlandia, Karaiby, Meksyk, Bali. Biuro mają zawsze przy sobie.
Brzmi to jak bajka. Poranna kawa, widok na ocean, palmowy gaj albo falujące trawy sawanny. Potem kilka godzin pracy – sprawdzanie e-maili, rozmowy przez Skype’a, a po południu wypad na surfing, trekking albo plażę na tropikalnej wyspie. Bez dojazdów do pracy, odsiadywania w biurze bezproduktywnych godzin. Ci, którzy spróbowali, przekonują, że taki sposób życia jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko dobrze się przygotować i odważyć się podjąć decyzję.
Biuro z widokiem
Justyna Fabijańczyk podjęła ją cztery lata temu. Dochodziła do siebie po trudnym rozstaniu, nie miała pracy. Siedziała w rodzinnym domu i w pewnym momencie poczuła, że musi wszystko poukładać od zera. – Emocjonalnie byłam gotowa na nowe. Po ciężkiej depresji nie wiedziałam, kim jestem. Ale wiedziałam, że chcę żyć pełnią życia, poznawać, być w pięknych miejscach, próbować nowych rzeczy – tłumaczy Justyna. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to, co zamierza zrobić, ma nazwę.
Więcej w Zwierciadle 02/2017. Kup teraz!
Zwierciadło także w wersji elektronicznej