1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

„Ogrody na popiołach” – powieść o obozie, o którym opowiadano szeptem w domach. Rozmowa z Sabiną Waszut

(Fot. materiały partnera)
(Fot. materiały partnera)

Powieści historyczne to Twoja specjalność. Skąd u Ciebie taka fascynacja historią?
Muszę przyznać, że było w tym sporo przypadku. Pierwsza książka, którą napisałam jest oparta na wspomnieniach moich dziadków. Chciałam, aby ich losy powiązane z historią Śląska nie zostały zapomniane. Wysyłając „Rozdroża” do wydawnictw, nie miałam pewności, jak książka zostanie odebrana i czy w ogóle kogoś zainteresuje ta rodzinna opowieść. Okazało się, że bardzo szybko zdobyłam wydawcę, a powieść zyskała sporą popularność. Chyba dopiero wtedy poczułam, jak bliskie jest mi pisanie o historii, a przede wszystkim jej odkrywanie.

W swoich książkach nawiązujesz do historii regionu, z którego pochodzisz, czyli z Górnego Śląska. Czy uważasz się za lokalną patriotkę?
Pochodzę ze Śląska i czuję się bardzo związana z moim regionem, a przede wszystkim z Chorzowem – miastem, w którym się urodziłam.

Jestem jednak zupełnym przeciwieństwem stereotypowej Ślązaczki. Nie mówię po Śląsku (choć lubię czytać w tym języku), chyba nigdy nie zrobiłam na obiad śląskich rolad, a w całej mojej rodzinie nie było ani jednego górnika.

Próbuję walczyć z takimi stereotypami. Piszę o śląskiej historii, ale mówię też o Śląsku współczesnym – nowoczesnym, wielokulturowym, pełnym zieleni. Współczesny Śląsk jest doskonałym miejscem do życia.

Skąd czerpiesz inspirację na tematykę swoich książek? Czy są to impulsy, czy raczej długo dojrzewające pomysły?Pierwsze napisane przeze mnie powieści: „Rozdroża”, „W obcym domu” i „Zielony byfyj” są oparte na losach mojej rodziny. Żałuję, że zaczęłam pisać, gdy dziadkowie już nie żyli, pewnie mogliby jeszcze wiele dopowiedzieć. Niestety, pamięć jest zawodna, i choć opowieści o dawnym Śląsku zastępowały mi bajki na dobranoc, okazało się, że nie wszystko pamiętam. Gdy tylko mam okazję, zachęcam moich czytelników, aby gromadzili rodzinne wspomnienia. Często nie mamy czasu i ochoty, aby rozmawiać ze straszymy pokoleniem, a to przecież najpiękniejsze i najważniejsze lekcje historii.

Z kolejnymi powieściami bywało różnie, Czasem wystarczył jeden impuls, rozmowa lub spotkanie. Tak było w przypadku „Narzeczonej z getta”. Po zupełnie przypadkowym wysłuchaniu opowieści o szafie, w której ukrywała się żydowska dziewczynka, wiedziałam, że mam temat na kolejną książkę.

„Ogrody na popiołach” dojrzewały we mnie najdłużej. Ta książka niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, to ja musiałam dorosnąć twórczo i psychiczne, aby ją napisać.

Co uważasz, zarówno jako matka, jak i autorka, na temat współczesnych lekcji historii, udzielanych w szkołach? Czy powinno być na nich więcej tematów dotyczących konkretnych regionów?
W historii ze szkolnych podręczników brakuje ludzi, takich z krwi i kości. Są fakty, daty i postaci, których należy nauczyć się na pamięć, ale to wszystko jest „papierowe” zupełnie oderwane od świata współczesnego, w którym tak ważne są przeróżne doznania i emocje. Podręcznik nie wspominają o zwyczajach, miłościach i lękach bohaterów historii, a przecież właśnie takich informacji poszukujemy, tego uczymy się najchętniej i najszybciej. Gdybym mogła ułożyć program nauczania, zaczęłabym od tego co jest uczniom najbliższe, od wspomnień dziadków, od dziejów regionów, z których pochodzą. Historia powinna mieć twarz bliskich. Dopiero potem, gdy już złapie się bakcyla można zanurzać się w nią głębiej.

Co było inspiracją do napisania „Ogrodów na popiołach”? Czy w książce poznamy prawdziwych bohaterów i ich losy, czy jest to czysta fikcja literacka?
W „Ogrodach na popiołach” bohaterowie fikcyjni mieszają się z tymi prawdziwymi. Ta powieść jest bardzo mocno osadzona w historii. Na pierwszym spotkaniu autorskim prowadzący poprosił, abym oszacowała, ile procent tej historii jest prawdziwa, odpowiedziałam, że osiemdziesiąt.

Do pisana „Ogrodów na popiołach” przygotowywałam się kilka lat. Ta historia przychodziła do mnie wielokrotnie, ale wciąż nie byłam gotowa, aby się z nią zmierzyć.

Temat obozu na Zgodzie pojawił się po raz pierwszy w książce „W obcym domu”, choć wówczas zaledwie napomknęłam o istnieniu tego miejsca. Podczas jednego ze spotkań autorskich promujących tamtą powieść, starszy pan zaczął opowiadać, o krewnym, który był na Zgodzie, w pewniej chwili zamilkł i z widoczną obawą spojrzał na żonę, a ona kiwnęła głową i powiedziała „Tak, teraz możesz już o tym opowiedzieć”. Przyznam, że to był dla mnie wstrząs. Nie potrafiłam pojąć, jak można tak bardzo bać się naszej historii, naszej tożsamości. Zaczęłam szukać informacji o obozie, który podczas wojny był filią obozu w Auschwitz, a po wojnie stał się miejscem kaźni tysięcy Górnośązaków. Po sześciu latach zasiadłam do pisania.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Historia „Obozu na Zgodzie” przez lata była tematem tabu. Z pewnością są osoby, którym poruszanie tej historii jest nie na rękę… Czy nie miałaś obaw, gdy brałaś go na warsztat? Z jakimi reakcjami ludzi się spotykasz?

Chyba bardziej ode mnie obawiała się tego moja mama. Wielokrotnie pytała, czy wiem co robię i na co się porywam. Ona jest przedstawicielką pokolenia, które poznawało dwie historie. Tę nauczaną w szkołach i tę opowiadaną szeptem w domach. Obóz na Zgodzie, jako element tak zwanej Tragedii Górnoślaskiej, były wtedy tematami zakazanymi.

Mijają dwa tygodnie od premiery. Pojawiły się już recenzje i komentarze. Pośród wielu pozytywnych, znajduję też takie oskarżające mnie o kłamstwo bądź wspieranie obcego narodu. Na początku starałam się odpisywać i tłumaczyć, szybko jednak doszłam do wniosku, że niektórych poglądów nie sposób zmienić, czasem frustracja i latami pielęgnowana nienawiść jest zbyt duża. Skupiam się na pozytywach. Gdy otrzymuję wiadomość, w której ktoś pisze „Nie wiedziałem o istnieniu takiego miejsca”, „Nie miałam pojęcia, że po wojnie też były obozy”, czuję, że książka już spełniła swoje zadanie.

Nie chcę oceniać historii i ludzkich postępowań. W książce nie ma narratora, którego zadaniem byłoby podpowiadanie czytelnikom, co powinni czuć i myśleć. Ogrody na popiołach powstały przede wszystkim po to, aby zapisać kolejną białą kartę historii. Przeszłość każdego narodu ma chlubne i niechlubne momenty, ważne abyśmy mogli otwarcie rozmawiać o każdym z nich.

Czy jest coś, co w trakcie researchu do książki szczególnie Cię zaskoczyło? Jakie emocje Ci towarzyszyły podczas tego procesu?
Zawsze staram się podchodzić do tematu z pewną powściągliwością. Nadmierne emocje nie pomagają w pisaniu. Oczywiście nie sposób ich zupełnie uniknąć, szczególnie gdy bierze się na warsztat tak trudny temat.

Przygotowując się do pisania „Ogrodów na popiołach”, czytałam relacje i wspomnienia osadzonych. Przeglądałam też dokumenty IPN. Chyba najbardziej poruszyła mnie historia budynku przy obecnej ulicy Powstańców w Katowicach. Podczas wojny mieściła się w nim siedziba Gestapo, po wojnie Urzędu Bezpieczeństwa. Zarówno w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu, przechodzący obok ludzie, zatykali swoim dzieciom uszy, aby nie słyszały krzyków torturowanych tam ludzi. Metody przesłuchiwania były bowiem podobne.

W książce opisuję historię mężczyzny, który trafia do tego mrocznego budynku dwukrotnie – za czasów Gestapo i UB. To nie jest fikcja literacka, takie rzeczy miały miejsce.

Niezwykle trudno było mi też zmierzyć się z postacią Salomona Morela – komendanta obozu. Nie potrafię zrozumieć motywów, którymi się kierował. Mam przed oczami obraz człowieka pozbawionego jakichkolwiek uczuć, człowieka złego do szpiku kości. Wyrachowanego i mściwego. Jednak podczas pracy nad książką, poznałam też drugie oblicze Morela. Dotarłam do relacji jego sąsiadów zarówno tych z Garbowa, miejscowości, w której dorastał, jak i tych z Katowic, gdzie mieszał po wojnie. Okazało się, że okrutny komendant miał też drugą twarz – wesołego chłopca grającego na mandolinie, troskliwego ojca i męża, dobrego sąsiada.

Trudno to zrozumieć.

Dlaczego Twoim zdaniem warto poznawać historię?
Historia, to przede wszystkim fascynująca przygoda. To księga pełna niezwykłych bohaterów, nieoczekiwanych zwrotów akcji, wielkich miłości i marzeń, które zmieniały bieg świata.

Mam ogromną nadzieję, że kiedyś właśnie w taki sposób będzie się uczyło tego przedmiotu.

Musimy znać historię naszych przodków, aby lepiej zrozumieć czasy, w których żyjemy. Wszystko ma przecież swoją przyczynę, nic nie tworzy się w próżni.

Oczywiście poznanie historii to jedno, a uczenie się na błędach naszych przodków, to już zupełnie inny temat. Niestety, wydarzenia ostatnich lat pokazują, że wielu lekcji nie odrobiliśmy.

Jakie są Twoje pisarskie plany i czego możemy Ci w związku z nimi życzyć
Przyszły rok będzie niezwykle intensywny. Kolejna książka jest już u wydawcy, do następnej zbieram materiały. Obie historii są dla mnie niezwykle interesujące, codziennie dowiaduję się czegoś nowego, rozmawiam z ludźmi, odwiedzam miejsca, o których piszę.

Czego mi życzyć? Chyba jedynie braku odcisków na palcach i sprawnego laptopa, choć akurat o to dba mój mąż.

Książka do zdobycia tutaj:

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze