1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA
  4. >
  5. „Mam w głowie niewyczerpane pokłady historii” – wywiad z Marią Paszyńską, autorką „Listów do Gestapo”

„Mam w głowie niewyczerpane pokłady historii” – wywiad z Marią Paszyńską, autorką „Listów do Gestapo”

Maria Paszyńska na tle dawnej siedziby Gestapo na Szucha (Fot. materiały partnera)
Maria Paszyńska na tle dawnej siedziby Gestapo na Szucha (Fot. materiały partnera)
„W moim pisaniu wiele rzeczy dla mnie samej jest zagadką. Nigdy nie wiem, jaką formę przybierze dana opowieść. Pewnego dnia po prostu coś się we mnie wydarza i zaczynam pisać, a raczej dana opowieść wypływa ze mnie. I wypływa w takiej formie, w jakiej chce, a ja nigdy nie staram się w to ingerować. Poddaję się opowieści” – mówi Maria Paszyńska, autorka „Listów do Gestapo”.

Wspominasz, że jesteś „adopcyjnym dzieckiem Warszawy”. Skąd u Ciebie taka miłość do stolicy i za co najbardziej kochasz to miasto?
Pytania o początek miłości są skazane na porażkę. Nikt do końca nie wie, co się wówczas wydarza. Spotyka się dwoje ludzi i coś iskrzy. Błysk, olśnienie, zachwyt, fascynacja, a potem pragnienie pogłębiania tego stanu, poznawania, głód wiedzy o wszystkim, co dotyczy tej osoby, potrzeba nieustannego widywania jej itp., itd. U mnie było tak samo, tylko zamiast człowieka bohaterem tej opowieści było miasto.

A za co kocham je najbardziej? Hmm… Chyba za wielopłaszczyznową różnorodność, w tym także kulinarną. Zdaniem specjalistów z branży gastronomicznej Warszawa, jeśli chodzi o dostępność restauracji kuchni świata na wysokim poziomie, w Europie ustępuje tylko Londynowi.
W Warszawie jest wszystko. Piękno i brzydota, szlachetność i prostactwo, przepych i bieda. Mieszkam niemal w centrum miasta, a w zaledwie kilka minut mogę znaleźć się wśród dzikiej przyrody. Nie, nie w parku. W dzikim rezerwacie, gdzie można spotkać sarny. To jest magia Warszawy. Trzeba tylko umieć ją dostrzec.

Premiera książki to dla wielu autorów bardzo stresujący moment, nawet jeżeli mają na swoim koncie już wiele wydanych powieści. Jak jest u Ciebie? Przeważa stres czy ekscytacja?
Dla mnie każda książka to całkiem nowy rozdział, nowy etap, kolejny początek. Nieważne są sukcesy poprzednich powieści. Teraz liczy się tylko ona, ta premierowa. Za każdym razem czuję się więc na nowo onieśmielona i przejęta. Z premierą powieści jest trochę jak z przygotowywaniem konia na wielką wystawę. Do pewnego momentu uspokaja cię poczucie sprawczości, wciąż możesz coś poprawić, udoskonalić. A potem przychodzi dzień wystawy. I ten moment, za pięć minut prezentacja. Gdy nie możesz zrobić już nic, serce tłucze Ci się w piersi jak oszalałe od mieszanki strachu, onieśmielenia, ale i szalonej nadziei, że twoje dzieło skradnie dusze czytelników.

Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera) Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera)

Jaki etap w powstawaniu książki lubisz najbardziej? Szukanie pomysłu, zarys fabuły, research, pisanie czy może jeszcze coś innego?
Nigdy nie szukałam pomysłu. Słowo, ani jeden raz. Czasem zdaje mi się, że mam w głowie niewyczerpane pokłady historii, które chciałabym opowiedzieć. Bardzo lubię jednak ten moment, gdy rodzi się we mnie pragnienie, by tym razem zająć się właśnie tą historią. Pragnienie czy może raczej głód? Zasysający, niemal bolesny, uniemożliwiający skupienie na czymkolwiek innym, obezwładniający. Trwam potem w tym nienasyceniu, zbierając materiały źródłowe, prowadząc rozmowy ze świadkami historii, słuchając wspomnień, czytając listy, notatki pisane przed dziesiątkami lat, i mam tylko jeden cel: zaspokoić ten głód. Opowiedzieć tę historię najlepiej, jak tylko potrafię. A pisanie… Cóż, prawdę mówiąc, samo pisanie nie należy do moich ulubionych czynności. Przeczytałam w życiu wiele doskonałych książek i mam ogromny szacunek do słów, a porównywanie się wciąż do najlepszych nie ułatwia mi pisarskiego losu. Robię jednak, co mogę, trwając w poczuciu niedoskonałości. Z drugiej strony, może jest to też okoliczność chroniąca przed pokusą spoczęcia na laurach? W końcu nie od dziś wiadomo, że pycha kroczy przed upadkiem. Poczucie niedoskonałości mnie nie osłabia, raczej motywuje do jeszcze większego wysiłku.

Twoja najnowsza książka „Listy do Gestapo” została napisana w formie listu, a raczej dwóch listów. Czy można to nazwać pewnym rodzajem spowiedzi? Skąd pomysł na taką formę?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. W moim pisaniu wiele rzeczy dla mnie samej jest zagadką. Nigdy nie wiem, jaką formę przybierze dana opowieść. Pewnego dnia po prostu coś się we mnie wydarza i zaczynam pisać, a raczej dana opowieść wypływa ze mnie. I wypływa w takiej formie, w jakiej chce, a ja nigdy nie staram się w to ingerować. Poddaję się opowieści.

Bohaterka książki staje przed niewyobrażalnie trudnym wyborem. Czy Ty w życiu zawsze wybierasz miłość, czy jesteś raczej zdroworozsądkowa i kierujesz się wyłącznie logiką?
Jedno nie wyklucza drugiego. Dla mnie miłość z definicji jest decyzją, wyborem podejmowanym każdego dnia na nowo. Codziennie wybieram ciebie, codziennie chcę być dla ciebie, dawać ci moją przyjaźń, wierność, troszczyć się o ciebie. Oczywiście jest w miłości mnóstwo takich fajerwerków, okruchów magii, jak np. chwila zakochania, przebłysków wieczności, prześwitów doskonałego szczęścia, ale ja jestem pozytywistką i wierzę w codzienność. W codzienne trudy, wyzwania, śmiech, dobre słowa, czułość, dbanie i cuda przeżywane razem, bo my tego chcemy i my to wybieramy, na przekór nawałnicom.

Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera) Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera)

Twoje powieści najczęściej dotykają okresu II wojny światowej. To Twój ulubiony czas w historii? A może bliżej Ci do Imperium Osmańskiego, które przybliżasz w serii sułtańskiej?
Prawdę mówiąc, nie mam ulubionego okresu. Historia, tak jak Warszawa, jest wielką miłością mojego życia. Od ponad ćwierć wieku poza nią nie interesuje mnie zbyt wiele rzeczy. Uwielbiam błądzić wśród meandrów przeszłości, próbować odkrywać tajemnice, a potem przekazywać je Czytelnikom w porywających opowieściach. Piszę zaś o tym, o czym chcę w danej chwili pisać.

Praca nad „Cieniem sułtana”, pierwszym tomem serii osmańskiej, pochłonęła mnie bez reszty. Uwielbiam tę historię, trochę baśniową, pełną intryg, miłości, przygód, mieniącą się barwami i zapachami Orientu. Doskonale wspominam tamten czas.

Z kolei pisanie „Listów do Gestapo” było rodzajem transu. 18 marca wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam pisać. Długopis odłożyłam dopiero, gdy zdrętwiały mi obie dłonie. Wyszłam wówczas na spacer i nie poznałam bliskiej koleżanki, która machała do mnie. Ja nie byłam wtedy sobą. Byłam Zuzanną, a raczej Zuzanna była mną.

Każda powieść ma swoją własną historię, całkiem inną od poprzednich. Każda jest dla mnie nowym rozdziałem w życiu.

Gdybyś miała wybrać trzy cechy charakteru, które najbardziej w sobie cenisz, to co by to było i dlaczego?
Lojalność, pracowitość i wrażliwość.

Lojalności połączonej z oddaniem zawdzięczam obudowę z przyjaciół, która jest dla mnie pancerzem kolczym i ładowarką. Co ciekawe, z tego pancerza kółka nie odpadają, tylko dołączają doń kolejne, sprawiając, że staje się on coraz mocniejszy. Pracowitość pozwala mi sięgać gwiazd, które dostrzegam dzięki wrażliwości.

Czym byś się zajmowała, gdybyś nie była pisarką?
Gdyby nie ograniczenia fizyczne, pewnie dziś byłabym śpiewaczką operową. Było to moje wielkie marzenie, które musi pozostać niespełnione, ale kto wie, może kiedyś wyreżyseruję operę albo napisze do niej libretto?

Ale teraz nie zastanawiam się w ogóle nad takimi rzeczami. Bardzo doceniam miejsce, w którym jestem. Czuję się szalenie uprzywilejowana, że mogę płacić rachunki pieniędzmi zarobionymi na opowiadaniu historii. Czasem dociera to do mnie jakoś tak intensywniej i mam wrażenie, jakby musowały we mnie bąbelki od szampana. Umiejętność dostrzeżenia i docenienia tego, co się ma tu i teraz, naprawdę uskrzydla.

Oprócz tego, że jesteś pisarką, jesteś także matką. Czy pogodzenie tych dwóch ról było i jest dla Ciebie łatwe, czy raczej stanowi wyzwanie?
Myślę, że od zarania dziejów rodzicielstwo dla każdego ojca i każdej matki jest wyzwaniem. Lubię być mamą. Lubię patrzeć, jak staje się odrębny człowiek, i cieszę się, że razem z mężem możemy być częścią tego procesu.

Co obecnie szykujesz dla czytelników i kiedy mogą spodziewać się Twoich kolejnych powieści?
Nie wiem, ile wolno mi zdradzić, ale szykuję dla Czytelników jeszcze jedną niespodziankę w tym roku. Tymczasem jednak będę milczeć, by cała uwaga skupiła się na „Listach do Gestapo”, które uważam za swoją najważniejszą jak dotąd książkę.

„Listy do Gestapo”, Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera) „Listy do Gestapo”, Maria Paszyńska (Fot. materiały partnera)

Książka „Listy do Gestapo” dostępna jest .

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze