1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Cisza? Tak, poproszę

(Fot. materiały partnera)
(Fot. materiały partnera)
„Żyjemy w epoce hałasu, w której cisza stała się luksusem” – powiedział kiedyś podróżnik i filozof Erling Kagge. Rozpieszczajmy się nią więc, kiedy tylko możemy.

Współpraca reklamowa

Partnerem cyklu jest Hotel SPA Dr Irena Eris w Krynicy Zdroju

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Smartfony, ekspresy do kawy, samochody, tramwaje, supermarkety, roboty uliczne – nawet wymienienie ich wszystkich po przecinku tworzy w naszej głowie natłok. A co dopiero kiedy je naraz włączymy… Mechaniczny szum rozprasza nas, absorbuje i irytuje. Technologia ułatwia życie, ale jednocześnie zniewala i na dłuższą metę przytłacza. W 2020 roku Europejska Agencja Środowiska opublikowała raport, z którego wynika, że jeden na pięciu mieszkańców Europy jest narażony na długotrwały hałas, który jest szkodliwy dla zdrowia. Zanieczyszczenie hałasem zajmuje drugie miejsce – zaraz po zanieczyszczeniu powietrza – wśród największych zagrożeń środowiskowych.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Krzyk dziecka, kosiarka, ruch uliczny

Oczywiście nie każdy dźwięk jest dla nas niemiły czy zagrażający, nawet jeśli jest donośny. Chodzimy przecież – chętnie i dobrowolnie – na koncerty, a szum lasu czy morza – czasem wręcz ogłuszający – jest czymś, co potrafi nas uspokoić i oczyścić. To, czy dany dźwięk może zaszkodzić, zależy bowiem w dużej mierze od tego, jak bardzo jest głośny, czy jest wysoki, czy niski, jak długo trwa lub jak długo się powtarza, ale też od tego, czy go lubimy. Hałaśliwe są dla nas nie tyle zbyt głośne dźwięki, ile te, które nas drażnią. Natężenie też ma znaczenie, bo kiedy jest zbyt wysokie, może doprowadzić do uszkodzenia narządu słuchu. Dla porównania ludzki szept to zaledwie 10 decybeli, szum liści ma od 10 do 20 decybeli, krzyk dziecka – 80, odkurzacz – 60, kosiarka – 80, ruch uliczny – 80–90, a fajerwerki – aż 120 decybeli. Jak podaje Polskie Stowarzyszenie Protetyków Słuchu, nikt nie powinien być narażony na hałas rzędu 110 decybeli dłużej niż minutę i 29 sekund dziennie. Przekroczenie tego poziomu powoduje osiągnięcie progu bólu, czyli uszkodzenie słuchu. Co nie znaczy, że poniżej tej granicy wszystko jest dla nas bezpieczne. Uznaje się, że długotrwały hałas komunikacyjny, przemysłowy lub domowy ma wpływ na zdrowie człowieka już przy 70 decybelach.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

W skrócie oznacza to, że wystarczy, by dźwięki, które nas otaczają, były zbyt niskie czy zbyt wysokie, by oddziaływały negatywnie na naszą psychikę, nawet jeśli nie są zbyt głośne. Możemy wtedy czuć się rozdrażnieni, nadmiernie pobudliwi czy nawet agresywni. Pojawiają się problemy z koncentracją i snem, pogarsza się pamięć oraz zdolność uczenia się. Wszystko dlatego, że nasz układ nerwowy jest stale przeciążony. Inne skutki hałasu to nawracające bóle głowy, zwiększenie ryzyka wystąpienia choroby wrzodowej żołądka i dwunastnicy, wzrost ciśnienia tętniczego, zaburzenia hormonalne i metaboliczne, także spadek odporności. Nasz organizm cały czas jest pobudzany, więc pozostaje napięty i czujny, co sprawia, że nie możemy się zregenerować ani odpocząć. Pojawia się przemęczenie. Codzienny hałas jest silnym czynnikiem stresogennym. Bywa tak uciążliwy, że uznaje się go nawet za jeden z czynników predysponujących do rozwoju zaburzeń psychicznych, zwłaszcza depresji. Wreszcie – przyczynia się do przedwczesnego starzenia się organizmu.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Święty spokój

Choć nie da się wyeliminować go całkowicie z naszego życia – i dobrze, w końcu trudno i nudno byłoby nam żyć bez silnych bodźców – to można zmniejszyć jego negatywny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Czas pomiędzy bodźcami jest nam potrzebny nie tylko do regeneracji, ale też zwyczajnie – do ich spokojnego przyswojenia. Dzięki temu lepiej interpretujemy to, co mówi do nas świat, i jesteśmy w stanie podejmować bardziej wyważone decyzje. Cisza pozwala nam się zatrzymać w natłoku spraw dnia codziennego i pobyć sam na sam ze sobą. Zajrzeć w głąb swojego serca, a czasem też i duszy. Usłyszeć to, co do tej pory było zagłuszane. Kiedy otacza nas cisza, łatwiej nam znaleźć ciszę w sobie. Choć nie jest to niezbędne. – Cisza jest w nas bez przerwy, również wtedy, gdy otacza nas mnóstwo dźwięków – pisze Erling Kagge w książce „Cisza”. Choć przyznaje, że żyjąc w mieście, o wiele trudniej osiągnąć ten stan.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Dlatego pomocny może być wyjazd w naturę, z dala od cywilizacji. Ostatnio coraz modniejszy jest sleep tourism. Zapracowani mieszkańcy wielkich aglomeracji i wyczerpani młodzi rodzice biorą parę dni wolnego, choćby weekend, i wyjeżdżają do ustronnego hotelu czy SPA tylko po to, by się wyspać. Może niedługo ten trend przerodzi się w calm tourism, czyli urlop brany po to, by się uspokoić, będący połączeniem czasu spędzanego na śnie z czasem spędzanym w ciszy. Nie bez powodu powstaje coraz więcej hoteli i miejsc, które zapraszają gości od 12. roku życia.

Wszyscy, którym nadmierny hałas nie pozwala zaznać wytchnienia, mogą skorzystać z kilku wskazówek Erlinga Kagge. – Każdego dnia spróbujmy na chwilę odstawić wszelką elektronikę. Niech to będzie pięć, dziesięć minut. Kolejny krok to wprowadzenie chwili ciszy do naszej codziennej rutyny. Potem nieco ją wydłużmy – radził w wywiadzie dla „Zwierciadła”. W znalezieniu ciszy pomagają joga, medytacja, także hipnoza. W tym celu można też zaszyć się w klasztorze albo pojechać na warsztaty ciszy. – To wszystko pomaga, ale nie jest konieczne. Bo cisza tkwi w nas cały czas. Musimy ją tylko odnaleźć – mówi Kagge.

Współpraca reklamowa

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze