W modzie zwykle mniej znaczy więcej, chyba że mówimy o rezygnacji z elementów garderoby, których brak narusza ogólnie przyjęte normy społeczne. Pomimo krytyki konserwatywnej części opinii publicznej kobiety ani myślą porzucać jednego z najgłośniejszych trendów ostatnich miesięcy.
Widoczny na branżowych imprezach, filmowych galach i w mediach społecznościowych trend bottomless to kolejna odsłona zapoczątkowanego w latach 90. modowego zjawiska underwear as outwear, czyli noszenia bielizny na wierzchu. To wtedy m.in. modelka Kate Moss i księżna Diana nosiły satynowe halki, a Tom Ford, ówczesny dyrektor kreatywny włoskiego domu mody Gucci, lansował stringi wystające spod dżinsowych biodrówek. Dzięki underwear as outwear biustonosz noszony samodzielnie w roli topu nie ma już konotacji stricte seksualnych i przestał wprawiać nas w zakłopotanie. Stał się po prostu pełnoprawnym elementem damskiej garderoby. Dowodem na to mogą być pokazy sprzed kilku sezonów, gdzie cekinowe biustonosze pojawiały się nie pod smokingowymi marynarkami, tylko na nich, a ich skórzane odpowiedniki zdobiły futerkowe płaszcze.
Gisele Bündchen (2023). (Fot. EastNews)
Teraz projektanci zachęcają nas do porzucania spodni i spódniczek. Wszystko zaczęło się kilka lat temu, a konkretnie w sezonie wiosna-lato 2021 roku. Na wybiegu u Miu Miu modelki przechadzały się w superkrótkich spódniczkach i spodenkach, którym długością bliżej było do bieliźnianych fig niż wakacyjnych szortów. Później w kolekcji na wiosnę-lato 2023 roku Matthieu Blazy, dyrektor kreatywny włoskiego domu mody Bottega Veneta, zaprezentował jakby niekompletną stylizację, bo składającą się tylko z granatowego swetra, białego longsleeve’u, czarnych rajstop i szpilek. Kiedy Internet obiegło zdjęcie modelki Kendall Jenner spacerującej po ulicach Los Angeles, ubranej w taki sam zestaw od Bottegi Venety, wiadomo było, że propozycja Blazy’ego szybko znajdzie grono naśladowców wśród projektantów, influencerów, gwiazd i anonimowych kobiet na całym świecie. Pomysł jednak nie jest nowy, bo już w latach 60. XX wieku Edie Sedgwick, modelka, aktorka i jedna z gwiazd Andy’ego Warhola, zasłynęła śmiałym stylem, zakładając majtki na kryjące rajstopy lub kabaretki, które nosiła do T-shirtów, luźnych koszul i golfów.
Fot. Spotlight/Launchmetrics/Agencja FREE
Trend bottomless trafił w czuły punkt moralistów i ponownie otworzył debatę na temat tego, w czym wypada kobietom pokazywać się publicznie. Wystarczy poczytać w Internecie komentarze pod zdjęciami aktorek Anyi Taylor-Joy, Kristen Stewart, Sydney Sweeney, które w swoich stylizacjach na oficjalne wyjścia zdecydowały się zrezygnować z dolnych części garderoby. Pomimo sprzeciwu, jaki my, kobiety, wyrażamy głośno od lat, woman shaming ma się dobrze, a nasze ciała nadal przez wielu traktowane są jak społeczne obiekty, które można poddawać kulturowej presji. Warto przypomnieć, że zanim projektanci, począwszy od Coco Chanel, zaczęli projektować z myślą o swobodzie ruchów i kobiecym komforcie, przez stulecia moda była skutecznym narzędziem kontroli, które pomagało społeczeństwu patriarchalnemu wpasowywać kobiety w określane przez siebie ramy. Wystarczy przytoczyć fragment pracy jednego z teoretyków przełomu XIX i XX wieku, ekonomisty i socjologa Thorsteina Veblena, który w wydanej w 1899 roku „Teorii klasy próżniaczej” o modzie na gorsety pisał tak: „Z punktu widzenia teorii ekonomicznej noszenie gorsetu oznacza po prostu okaleczenie, stosowane w celu zmniejszenia sił żywotnych kobiety i odebranie jej zdolności do pracy. Wprawdzie gorset przynosi krzywdę fizyczną właścicielce, lecz w tej dziedzinie równoważy prestiż, płynący z widocznej słabości i »kosztowności« noszonej go osoby. Można z niewielkim uproszczeniem powiedzieć, że kobiecość damskiego stroju polega w gruncie rzeczy na przeszkadzaniu kobiecie w użytecznej pracy”. Nie dziwi więc fakt, że sufrażystki otwarcie głosiły, że jeśli kobiety chcą wejść na drogę współzawodnictwa z mężczyznami, muszą najpierw zmienić sposób, w jaki się ubierają.
Edie Sedgwick tańczy w The Factory, atelier Andy’ego Warhola (1965). (Fot. EastNews)
Dyskusja, która właśnie toczy się wokół mody na nienoszenie dolnych elementów garderoby, przez dekady dotyczyła kobiecego biustu. Biustonosz miał nie tylko za zadanie podtrzymać piersi i odciążyć kręgosłup, ale także dopasować kobiece ciało do aktualnie obowiązujących kanonów piękna. Pod koniec lat 60. XX wieku w Stanach Zjednoczonych sprzeciwiał się temu m.in. ruch Anti-Bra, który namawiał młode Amerykanki do rezygnacji z atrybutów kobiecości i uwolnienia swoich piersi. Po stronie kobiet opowiadali się też projektanci, jak Rudi Gernreich. Awangardowy twórca chciał wyzwolić ciało spod ograniczeń tworzonych przez ubiór o skomplikowanej formie i znieść społeczne bariery dotyczące płci. W 1964 roku do sprzedaży trafił jego łamiący tabu kostium kąpielowy, który przeszedł do historii mody pod nazwą monokini. Choć w tamtym czasie monokini otrzymało chłodne recenzje w prasie branżowej i spotkało się z powszechną krytyką ze strony przedstawicieli Kościoła, do końca sezonu letniego 1964 Gernreich sprzedał 3000 sztuk i osiągnął pokaźny zysk.
„To uczucie prawdziwej wolności”, powiedziała 20-letnia Barbara Stratton (po lewej), trzymając wraz z Orethą Smith (w środku) i Lauren Nogle biustonosze podczas demonstracji Anti-Bra 5 września 1969 roku w Chicago. (Fot. Getty Images)
Jak pisze Harold Koda w wydanej w 2001 roku książce „Extreme Beauty: The Body Transformed”: „w kulturach niezachodnich piersi niekontrolowane przez biustonosz są czymś zupełnie naturalnym”. Tymczasem w XXI wieku w krajach Zachodu nadal w pewnych kręgach zgorszenie wzbudzają kobiety pojawiające się w bluzkach bez stanika. Dlatego nieustannie trzeba przypominać moralistom, że „Mój biust to moja sprawa”. Tak od kilku lat robią artystki, modelki czy influencerki, jak wspomniana Kendall Jenner, ale też gwiazdy, jak Rihanna, które pojawiają się publicznie w prześwitujących kreacjach odsłaniających sutki. Trend ten pod nazwą „Free the Nipple” (uwolnić sutek) szybko trafił na wybiegi, a transparentne elementy garderoby – do kolekcji najważniejszych marek modowych. Na afterparty tegorocznej Gali MET modelka Winnie Harlow wystąpiła w białym topie z napisem „no bra” (bez biustonosza)umieszczonym na wysokości sutków.
Rihanna (2014), Anitta (2024) (Fot. Getty Images)
Rezygnacja ze spodni i spódniczek to nie krótkoterminowy trend z TikToka, ale raczej modowy ruch, który zatacza coraz szersze kręgi. W tym sezonie figi z wysokim stanem pojawiają się na wybiegach m.in. u Caroliny Herrery i Christiana Diora, a części z nich towarzyszą przezroczyste bieliźniane spódnice – halki (Altuzarra, Givenchy, Missoni). Na zbliżający się wielkimi krokami jesienno-zimowy sezon marka N21 przygotowała kilka wersji wełnianego body z golfem. Sébastien Meyer i Arnaud Vaillant, dyrektorzy kreatywni marki Coperni, poszli o krok dalej i na nowy sezon proponują body w połączeniu z górnymi częściami jesiennych kurtek i płaszczy, m.in. trencza i budrysówki.
Chiara Ferragni (2021), Miley Cyrus (2020). (Fot. Getty Images)
Body z czarną dwurzędową marynarką Coperni z kolekcji na sezon jesień-zima 2024 z pewnością spodobałaby się amerykańskiej bywalczyni salonów Nan Kempner. W 1968 roku nie została wpuszczona do nowojorskiej restauracji La Côte Basque, bo nie dostosowała się do obowiązujących tam zasad dress code’u. Dlaczego? Bo zamiast sukienki lub spódniczki miała na sobie słynny Le Smoking autorstwa francuskiego projektanta Yves Saint Laurenta. Podobno wpuszczono ją do środka w samej marynarce, zaraz po tym, jak porzuciła spodnie.
Trend bottomless wymaga nie lada odwagi i wysiłku w przygotowaniu odpowiedniej stylizacji. To, gdzie się tak ubrać, to sprawa drugorzędna. Wiadomo, że nie zostawimy spodni czy spódnicy w domu, idąc na rozmowę o pracę, wywiadówkę do szkoły naszego dziecka czy na niedzielny obiad do babci. W tym trendzie, tak samo jak w całej panującej od kilku lat modzie na różnorodność, chodzi o to, że mamy wybór. Nic nie musimy, tylko możemy. Jeśli chcemy.