1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Moda
  4. >
  5. Gnijąca, podarta, ubłocona... i warta tysiące złotych. Na czym polega fenomen brudnej mody?

Gnijąca, podarta, ubłocona... i warta tysiące złotych. Na czym polega fenomen brudnej mody?

Piero D’Angelo, kolekcja \
Piero D’Angelo, kolekcja "Physarum Lab", 2019. (Fot. Ladislav Kyllar)
Mówi się, że brudy pierze się w domu. Kuratorka Karen Van Godtsenhoven zrobiła odwrotnie – na londyńskiej wystawie Dirty Looks luksusowa moda nie błyszczy, a gnije. Od błota i plam menstruacyjnych po tkaniny zakonserwowane przez torfowisko – prawda pachnie ziemią, nie perfumami.

Jadę przez pół Londynu, żeby zobaczyć brud. Nie byle jaki – brud od Balenciagi, Margieli i Vivienne Westwood. Brud z wybiegów, archiwów i prywatnych kolekcji. Brud, który stał się haute couture. W brutalistycznych wnętrzach Barbican Gallery, blask luksusowej mody miesza się z błotem – dosłownie. Oto brudna para kaloszy Kate Moss z Glastonbury i druga, królowej Elżbiety II z Balmoral. Oto trampki Balenciagi, jakby wyjęte ze śmietnika, i kreacje z archiwów McQueena oraz Kawakubo, jakby przeorane buldożerem.

Projekty Eleny Velez na wystawie \ Projekty Eleny Velez na wystawie "Dirty Looks" w Barbican Art Gallery. (Fot. materiały prasowe0

Wystawa „Dirty Looks” to przegląd brudu i rozkładu we wszystkich możliwych znaczeniach. Niektóre szokują, jak sukienki Di Petsy z mokrymi, krwawymi plamami w kroczu; inne – jak krystaliczne ornamenty Alice Potts z ludzkiego potu – intrygują. Wiele z nich na oczach publiczności zdaje się rozpadać w pył. Karen Van Godtsenhoven, która współkuratorowała głośną wystawę „Camp: Notes on Fashion” w nowojorskim Met, zgromadziła tu ponad 150 takich obiektów. Wszystkie prowokują, jakby brudnymi buciorami mierząc prosto w nasze poczucie estetyki. „Coś, co się rozpada, staje się modne – od rozkładu do pożądania” – mówi mi Van Godtsenhoven. To historia brudu, który stał luksusem.

Jak punk i Vivienne Westwood wprowadzili brud na wybiegi

Brud przyszedł do wysokiej mody ze świata subkultur. Vivienne Westwood – pionierka punkowego stylu, która żartowała, że jej sekretem młodości jest mycie się raz na tydzień – w 1982 wraz z Malcolmem McLarenem pokazała kolekcję „Nostalgia of Mud”. Na śnieżnobiałym wybiegu zaprezentowała znoszone ubrania w kolorach ziemi, chcąc pokazać, że „korzenie naszej kultury sięgają prymitywnych społeczeństw”. „To moment, w którym brud po raz pierwszy przeszedł z subkultury na wybieg – z punka i innych ruchów kontrkulturowych wprost do świata mody”, mówi Van Godtsenhoven.

Alexander McQueen i John Galliano – brud jako bunt

W ślad za Westwood poszli McQueen i Galliano. Pierwszy w „Highland Rape” pokazał kobiety w podartych koronkach, drugi – w kolekcji dla Diora z 2000 roku – ubrał modelki w stroje z gazet i skrawków tkanin inspirowane bezdomnymi znad Sekwany, ku szokowi Paryża. „To był bunt wobec mieszczańskiej czystości i zachodnich kodów szacunku - mówi Van Godtsenhoven. - Brud stawał się znakiem wolności, rodzajem manifestu przeciwko temu, co gładkie i przewidywalne. Ten niefabryczny wygląd to w gruncie rzeczy sedno haute couture”. Materiał płaszcza Margieli, na oko nie do odróżnienia od starego kartonu, w rzeczywistości jest mistrzowsko uplisowany i warstwowany.

Czytaj także: Co się stało z ciałopozytywnością w modzie?

Ten brud był polityczny i bardzo Brytyjski. To sprzeciw wobec konserwatywnej estetyki czasów Margaret Thatcher – jej wykrochmalonych koszul i wybielonych biografii – i masowej produkcji. Dziś gest sprzeciwu stał się paradoksem: brud, oglądany zza szyby galerii, jest towarem luksusowym. „To, co miało być antykapitalistycznym gestem, zostaje podniesione do rangi najbardziej kapitalistycznego statusu – obiektu pożądania. Jak porwane jeansy – kiedyś były uniformem punków, dziś to dizajnerskie perełki, im bardziej celowo sprane czy zniszczone, tym droższe. To bardzo ironiczne” – mówi Van Godtsenhoven.

Miyake, Kawakubo, Yamamoto – wirtuozi brudu i czasu

Zachodni projektanci używali brudu, by buntować się przeciwko konsumpcjonizmowi. Ale dla tych z Japonii, brud był czymś bardziej poetyckim. Issey Miyake – zgodnie z tradycyjną ludową techniką – barwił tkaniny w błocie, Rei Kawakubo celowo niszczyła i dziurawiła dzianiny, sugerując, że czas jest współautorem ubrania, a Yohji Yamamoto tworzył zdekonstruowane formy, kwestionując zachodnią potrzebę perfekcji. „Dla nich idea zużycia i blaknięcia nie była agresywnym manifestem, lecz sposobem na uchwycenie idei ulotności czasu – mniej brutalnej, bardziej o czasie samym w sobie” – mówi Van Godtsenhoven.

Maison Margiela, kolekcja wiosna-lato 2024. (Fot. materiały prasowe) Maison Margiela, kolekcja wiosna-lato 2024. (Fot. materiały prasowe)

Hussein Chalayan – alchemik ziemi, metali i tkaniny

To podejście w radykalny sposób rozwinął Hussein Chalayan, projektant z Cypru, który już w 1993 roku, debiutując z kolekcją „Tangent Flows” dokonał czegoś, co nawet dziś brzmi jak modowa legenda. Chalayan zakopał swoje jedwabne suknie na sześć tygodni, zasypując je opiłkami żelaza. Te, w połączeniu z wilgotną ziemią, utleniły się, tworząc rdzę i barwiąc tkaninę. To było zagranie va banque. „Ryzykował, że z kolekcji nic nie zostanie” – mówi Karen.

Eksperyment przyniósł zaskakujący rezultat. Paradoksalnie ziemia wszystko zachowała – kolory i kształty przetrwały, jak ciała w torfowiskach. Projektant eksperymentował z tą techniką przez lata, nawet w przypadku komercyjnych kolekcji, mówiąc o „alchemii”, współpracy metali, ziemi i tkaniny. To podejście, jak mówi Karen, dziś jest uznawane za normę w kontekście nowych technologii i biodegradowalnych tkanin. „Chalayan był prorokiem naszych czasów. Dlatego kolekcja „Tangent Flows” wciąż rezonuje” – mówi kuratorka.

Solitude Studios – co zostanie po fast fashion?

Młode pokolenie projektantów też sięga po brud w głąb ziemi. Ubrania z kolekcji „After the Orgy” od Solitude Studios są zakopywane w duńskich torfowiskach i odlewane w gipsie, co konserwuje ich kształty oraz zabarwienie. Manekiny tkwią w scenie orgii, ale atmosfera przypomina apokalipsę. „To metafora konsumpcji i fast fashion”, wyjaśnia Van Godtsenhoven. „Uważają się za projektantów, którzy przychodzą po orgii. Pytają: co zostanie po tym, jak wyrzucisz wszystkie jednorazowe ubrania kupione z myślą o social mediach?” – mówi Karen.

Systemowy brudy mody – nadprodukcja i śmieciowy kolonializm

„Prawdziwy brud to moda, którą wyrzucamy – nie ta postrzępiona na wybiegu, ale ta nigdy nienoszona” – mówi Van Godtsenhoven. Wystawa pokazuje tę ewolucję, przenosząc narrację z poetyckiego rozkładu na twardy, ekonomiczny fakt. Prawdziwy brud to nie ziemia, ale odpady, nadmiar, ślad węglowy i tony ubrań, które zalegają w magazynach, by nigdy nie trafić do ludzi.

W Barbicanie widzimy konkretne przykłady systemowego myślenia. Hiszpański projektant Miguel Adrover, który na początku lat 2000 działał w Nowym Jorku, szył z tego, co znalazł na ulicach. Z ubrań sportowych, streetwearu i garniturów biznesmenów tworzył „assemblage sylwetek”: garsonki złożone z innych garsonek, płaszcze z krawatów, spódnice z męskich koszul. Z kolei Buzigahill z Kampali przerabia "śmieciowy kolonializm", czyli niesprzedaną odzież fast fashion, którą Europa wysyła do Afryki, na nowe ubrania i sprzedaje je w nowym obiegu. Buzigahill zwraca uwagę na hipokryzję systemu: „śmieci trafiające do Afryki nie podlegają kontroli celnej, a kiedy mają być odesłane, pojawiają się przeszkody”.

Paolo Carzana, kolekcja \ Paolo Carzana, kolekcja "How to Attract Mosquitoes", wiosna-lato 2025 Ready-to-Wear. (Fot. Joseph Rig)

Bubu Ogisi (IAMISIGO), artystka działająca między Nigerią, Ghaną, a Kenią, poszła jeszcze dalej. W swojej pracy przeplata włókna z rafii i kory drzewnej z plastikowymi taśmami i siatkami, traktując oba materiały z tą samą artystyczną czułością. „Plastik stał się częścią naszego krajobrazu, niemal naturalnym materiałem” – tłumaczy kuratorka. To, co kiedyś było symbolem zniszczenia, u Ogisi jest już diagnozą – świat jest pełen plastiku i zamiast udawać, że potrafimy go oczyścić, lepiej zacząć z nim pracować. Tu brud nie jest już poetyckim gestem, ale przemysłowym i ekonomicznym faktem.

Brud wstydu - jak Di Petsa i Michaela Stark odzyskują tabu ciała

Na wystawie są prace Di Petsy, brytyjskiej projektantki pochodzącej z Aten, znanej z charakterystycznych, ręcznie szytych sukni z szyfonu, tiulu i lycry, udrapowanych tak, że wyglądają na mokre. Jej kolekcje celebrują seksualność przez motywy takie jak wilgotność, samomiłość i płyny ustrojowe, takie jak łzy czy miesiączka. Na wystawie znalazły się jej spodnie z krwistymi plamami w kroczu, poszarpane od masturbacji dżinsy czy top z plamami laktacyjnymi. To brud intymny, a jednak czuły, delikatny. Jak się okazuje, obyczajowo nieakceptowany. „Płyny ustrojowe to ostatnie tabu w modzie” – opowiada Van Godtsenhoven.

Czytaj także: „Piękno chroni przed cynizmem”. Od krawca gwiazd do katarskiej korporacji – prawdziwa historia Valentino Garavaniego

Najtrudniejszy okazał się dla młodszych odbiorców wystawy, Zetek i Generacji Alpha, którzy dorastali otoczeni dominującą w mediach społecznościowych estetyką „clean girl”. W tym kulcie idealnej czystości ciało nigdy się nie poci i nie krwawi. Z tego powodu widok kolekcji Di Petsy i wystawionych obok niej projektów Louisa Gabriela Nouchi i JORDANLUCA działa jak terapia szokowa. „Ci projektanci afirmują to, co w nowoczesnych społeczeństwach wzbudza wstyd. Jest w tym czułość i troska — to reakcja na przesadną czystość, na Photoshopa, całą tę perfekcję i operacje plastyczne” – mówi Karen.

Tę obyczajową hipkryzję obnaża Michaela Stark, której luksusowa bielizna i gorsety, skonstruowane z kunsztem na poziomie couture, w odważny sposób zniekształcają kobiece ciało. Skóra wybrzusza się i układa w fałdy, a krągłości rozsadzają kunsztowne koronki, sznurowania i gorsety. Stark robi to, aby uwolnić kobiety od stereotypów piękna – od tego, co uważa się za brzydkie i wstydliwe. „To przesłanie nie straciło na aktualności – mówi Karen – Kiedy gościliśmy w BBC Woman’s Hour, Michaela opowiedziała mi, jak wiele hejtu i cenzury doświadczyła”. To był szok dla kuratorki, która myślała, że w kwestii akceptacji ciała jesteśmy już w lepszym miejscu. „Wojny i śmierć goszczą na naszych ekranach codziennie, a to jej prace stanowią problem?” - mówi.

Brud, który przynosi nadzieję

Pod warstwą brudu kryje się prawda. Błoto na kaloszach oznacza, że w nie weszliśmy, dziury w dżinsach i fabrycznie zniszczone trampki – że chcemy wyglądać jak buntownicy, ale bez brudzenia sobie rąk. To łatwe prawdy, ale brud, nigdy apolityczny, odkrywa też to, co niewygodne. Tony ubrań porzucone w Afryce zdradzają, że część świata mamy za śmietnik, a stroje wyłowione z bagna demonstrują, że produkujemy za dużo i konsumujemy za szybko. Wreszcie plamy w kroczu i fałdy na brzuchu szokują, bo przypominają, że ciało żyje i nie poddaje się kontroli ani cenzurze.

Czytaj także: Szewc bez butów chodzi. Dlaczego najzdolniejsi projektanci noszą najnudniejsze ubrania?

„Kiedyś brud był buntem” – mówi Van Godtsenhoven. „Dziś stał się naprawczy, troskliwy, bo moda jest tak trudną, zanieczyszczającą branżą” – dodaje. Wystawa „Dirty Looks” wywołuje trudne emocje, ale Karen mówi, że tworzyła ją bez cienia cynizmu: „To były trudne lata dla wszystkich. Chciałam, żeby wystawa przynosiła nadzieję”. Tę wzbudzają młodzi projektanci. „Wielu z nich pyta: po co w ogóle robić modę? Przecież świat nie potrzebuje jej więcej. Jak możemy pracować z tym, co już istnieje?” - mówi Van Godtsenhoven.

Wystawa \ Wystawa "Dirty Looks" w Barbican Art Gallery. (Fot. David Parry Barbican)

Coraz częściej nie nazywają się projektantami mody. „To pojęcie już nie pasuje. Są performerami, artystami, narratorami. Ich praca jest częścią czegoś większego” - dodaje Van Godtsenhoven. Dla nich moda nie musi być zorganizowana tak, jak dotąd. Nie potrzebuje trendów, sezonów ani systemu, by mówić o świecie z troską i odpowiedzialnością. Bo brud może i nie jest czysty, ale za to prawdziwy. I dlatego warto przejechać dla niego pół Londynu.

Wystawa „Dirty Looks: Desire and Decay in Fashion” trwa do 25 stycznia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE