1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wychowanie

Jak zszyć ten patchwork?

123rf.com
123rf.com
Rodzina przy wigilijnym stole – dla wielu z nas to nie tyle sielski obrazek, ile sytuacja, która konfrontuje z mnóstwem problemów.

Kim ma być dla mnie aktualna żona mojego byłego męża? A dla niego mój narzeczony? Jakie miejsce w relacjach z nowymi partnerami mają mieć nasze dzieci z poprzedniego związku? A jakie dzieci partnerów i wreszcie nasze wspólne? Pytań wiele, trudniej o rozwiązania.

Wigilia w rodzinie Anny i Piotra rozłożona jest w tym roku na raty. Już 18 grudnia do ich dawniej wspólnego domu przychodzą jej rodzice, dziadkowie i siostry z rodzinami. W niedzielę 19 – rodzina Piotra: mama z drugim mężem i siostra przyrodnia z synem. W prawdziwą Wigilię, 24  grudnia, do stołu spróbują usiąść: Anna z narzeczonym i jego córką z pierwszego małżeństwa, były już mąż Piotr z dziewczyną, ojciec Piotra z przyjaciółką i dwoje dzieci Anny i Piotra. Taki jest plan. Życie pokaże, czy realny.

– Do tej pory Wigilię zawsze świętowaliśmy razem – mówi Anna, 42 lata, dziennikarka. – Jednego roku u rodziców, drugiego u teściów, trzeciego u nas. W ubiegłym roku po raz pierwszy było inaczej: ja ze swoimi rodzicami, Piotr ze swoimi. U dziadków z mojej strony dzieci płakały za tatą i drugimi dziadkami. U teściów synek siostry – za swoim stryjecznym rodzeństwem, bo nikt ich tam nie zaprosił. No coś okropnego. Już wtedy przemknęła mi przez głowę myśl, że rozbite święta to największa głupota, jaką fundujemy dzieciom. Ale wiadomo, emocje brały górę nad rozumem. Po rozwodzie poszliśmy z Piotrem na wino i od tego zaczęłam: Dla dobra dzieci musimy ucywilizować kontakty z naszymi rodzinami. Przyznał mi rację.

U Barbary, 40-letniej nauczycielki angielskiego, wigilia zacznie się z samego rana. O jedenastej przybędzie były teść, z którym Barbara utrzymuje bardzo dobre kontakty, w przeciwieństwie do eksmęża, który swojego ojca nie chce widzieć, ojciec syna zresztą też. Dlatego w żadnym razie nie mogą się spotkać. Teść przełamie się z nią i wnuczkiem opłatkiem, szybko zje ulubioną zupę grzybową, śledzia, rybę w galarecie. Za kutię podziękuje, ma cukrzycę. Wyjdzie mniej więcej o trzynastej. Pół godziny później przychodzi były mąż. Opłatka nie uznaje, ale złoży życzenia, zostawi prezenty pod choinką, zje wszystko, co była żona zaproponuje, bo ceni jej kuchnię. Długo u Barbary miejsca nie zagrzeje, czeka na niego druga żona z dwójką swoich dzieci. I na szczęście, bo Pawła z kolei nie chce widzieć mama Barbary, która przyjeżdża około siedemnastej. Po dwudziestej dobija do nich brat z żoną (pierwszą) i córką. Dopiero drugiego dnia świąt, kiedy były mąż zabiera syna do siebie, Barbara zaprasza do domu przyjaciela.

– Każda wizyta jest przemyślana i pozostaje pod kontrolą, żeby nie nastąpił wybuch. Wszystko tego dnia się u nas zmienia, tylko kolejność potraw jest stała – opowiada, śmiejąc się Barbara. – Po rozwodzie my z Pawłem jakoś doszliśmy do porozumienia, ale nasze rodziny dalej walczą. Dołączyła do nich nowa partnerka męża. Chce grać pierwsze skrzypce, na każdym kroku podkreśla, że to ona jest żoną. Nie pozwala Pawłowi do mnie dzwonić, a nawet o mnie wspominać.

Zdefiniować nowe role

Takich rodzin jak Barbary, Anny i Piotra jest we współczesnym świecie coraz więcej, bo coraz częściej dochodzi do rozwodów. W Polsce w 2008 roku było ich 65,5 tysiąca (co stanowi 25,4 proc. liczby nowo zawartych małżeństw). A do tego doliczyć trzeba rozstania konkubentów, którzy wchodzą w nowe konkubinaty. I to, że także owdowiali z czasem zakładają nowe rodziny. Skala zjawiska jest więc ogromna. Ma ono zresztą już swoje nazwy: rodziny rozbite, po przejściach, wielopiętrowe, poliamoryczne (z greckiego „poli” – wiele, z łacińskiego „amor” – miłość). Najczęściej używa się jednak określenia „rodzina zrekonstruowana”.

Badająca to zjawisko pedagog dr Elżbieta Jundziłł zauważa, że instytucja rodziny zrekonstruowanej znana jest od stuleci. Przed wiekami powstawała jednak głównie w następstwie śmierci kobiet w czasie porodu albo mężów na wojnach. Obecnie najważniejszą przyczyną są rozwody.

– Dzisiaj jest mniej dzieci, które wychowuje macocha lub ojczym, bo biologiczni rodzice zmarli. Więcej za to takich, których rodzice żyją, lecz oddzielnie. Dzieci mają więc często dwie pary rodziców (matkę, ojca, macochę, ojczyma), należą zatem do więcej niż jednej rodziny. Ten wzorzec podstawowej komórki społecznej był wcześniej nieznany. Nie ma zatem tradycji postępowania przy tego rodzaju, jakże delikatnych stosunkach.

Anna: – Cywilizując nasze wzajemne relacje, wpadliśmy trochę z deszczu pod rynnę. Bo raptem wyłoniły się nowe problemy. Kim ma być partnerka Piotra dla mnie, a mój narzeczony dla Piotra? Jakie miejsce w relacjach z obecnymi połówkami mają ich dzieci i nasze z Piotrem? Jego dziewczyna (jest dużo młodsza od niego) usiłuje skumplować się z naszą córką Kasią i synem Teodorem. Mnie nie bardzo to się podoba. Piotr z kolei w ogóle unika rozmów z córką mojego partnera Rafała. A Rafał (mieszka ze mną i moimi dziećmi) zaczął zachowywać się jak ojciec, co z kolei strasznie dezorientuje dzieci i złości Piotrka. Gdybyśmy trzymali dystans, tych akurat problemów by nie było.

Psychologowie podkreślają, że ułożenie relacji między dziećmi a nowymi partnerami rodziców jest bodaj najistotniejszą kwestią dla zrekonstruowanej rodziny. Wszystkim trudno odnaleźć się w nowej sytuacji, ale najtrudniej dziecku. Macochom i ojczymom też nie jest lekko. Kulturowo naznaczeni są negatywnymi skojarzeniami, nie znają zwyczajów nowej rodziny, bywają przez dzieci traktowani wrogo, a nawet agresywnie.

 
– Najważniejsze w takiej sytuacji jest zdefiniowanie roli nowego partnera przez wszystkie uczestniczące w rekonstrukcji strony i zakomunikowanie ustaleń w zrozumiały sposób dziecku – mówi psycholog Jarosław Przybylski. – Nie łudźmy się, że proces wzajemnego akceptowania się dziecka i przybranego ojca czy matki nastąpi szybko. Dużo zależy od specyficznej sytuacji rodziny. Inaczej będzie przebiegała rekonstrukcja, gdy dziecko jest małe i rzadko kontaktuje się z biologicznym ojcem, inaczej gdy nastolatek ma z tatą silną więź, a jeszcze inaczej – gdy jedno z rodziców biologicznych nie żyje. Wtedy, paradoksalnie, bywa najprościej, bo istnieje większa szansa na zrodzenie się między dzieckiem a przybranym rodzicem głębokiej więzi. Trudniej taką zażyłość osiągnąć, gdy prawdziwy rodzic jest gdzieś, choćby mieszkał daleko, a uczucia łączące jego i dziecko są silne. Dlatego nowy partner nie powinien się narzucać, a już na pewno nie może obmawiać biologicznego rodzica.

Cenę za błędy dorosłych płacą dzieci

Elżbieta Jundziłł zwraca uwagę, że często matki utrudniają nowym partnerom zadanie. Z jednej strony oczekują od nich integracji z rodziną i nawiązania kontaktu emocjonalnego ze swoimi dziećmi, a z drugiej – gdy partnerzy podejmują próby pełnienia funkcji ojcowskich – chronią przed nimi dzieci. Dlatego zawsze trzeba ustalić granice, w jakich mogą poruszać się nowi partnerzy. Tylko wtedy, gdy nie będą oni grać prawdziwych ojców czy matek, mogą zbudować pozytywny układ z przybranym synem czy córką.

Według Elżbiety Jundziłł problemy wychowawcze w rodzinach zrekonstruowanych biorą się najczęściej z błędów popełnianych przez dorosłych. Na przykład: matka samotnie wychowująca dziecko nadmiernie się na nim koncentruje, pobłaża mu, traktuje jak swojego powiernika. Skutek? Przy rekonstrukcji rodziny takie dziecko, czując utratę zainteresowania, zaczyna rywalizować o uczucia matki z jej nowym partnerem. A po narodzinach ich wspólnego potomka może poczuć się odrzucone, co często prowadzi do niebezpiecznych sytuacji, w skrajnych przypadkach nawet do prób samobójczych.

Inny błąd: Nowy partner matki czy partnerka ojca przed formalizacją związku zabiega o sympatię dziecka (przekupuje prezentami, poświęca dużo czasu), a po ślubie nagle przestaje się nim interesować. Dziecko płaci za to utratą zaufania zarówno do przybranego rodzica, jak i do własnego.

Ale i ono samo bywa niezwykle aktywne w dekonstruowaniu nowej rodziny – ucieka w chorobę, próbuje zwrócić na siebie uwagę złym zachowaniem, rywalizuje z dziećmi z nowego małżeństwa. Za wszelką cenę chce na nowo połączyć mamę i tatę. Jest przekonane, że jeśli zaakceptuje nowego rodzica, to dopuści się w ten sposób zdrady wobec tego biologicznego.

Jak wynika z badań, dużym problemem na drodze do pełnej integracji nowej rodziny są jej warunki materialne. Gdy szwankują, pojawia się podział: „ja dbam o swoje dzieci, ty o swoje”, a co za tym idzie, rodzą się: rywalizacja, zazdrość, wzajemne pretensje, poczucie niesprawiedliwości. Kolejny problem to kontakty dziecka z biologicznym rodzicem, z którym ono nie mieszka.

– Mój były mąż Piotr teraz bywa często w naszym domu – mówi Anna. – Ale zaraz po rozstaniu szło na noże. To on mnie zdradził, odpłacałam mu więc utrudnianiem spotkań z dziećmi. W porę jednak poszliśmy po rozum do głowy. Dotarło do nas, że kłótnie między nami szkodzą przede wszystkim dzieciom. Dzisiaj tworzymy całkiem zgraną paczkę, nawet wyjechaliśmy razem na wycieczkę do Egiptu.

Pokłońmy się ekspartnerom partnerów

Zdaniem specjalistki w zakresie doradztwa pedagogiczno-psychologicznego Barbary Wójcik budowanie nowej rodziny może się udać pod kilkoma warunkami.

– Przede wszystkim należy uszanować pierwsze żony (mężów) swoich obecnych partnerów, jak to określa terapeuta Bert Hellinger – symbolicznie im się pokłonić. W porządku rzeczy to oni zawsze pozostaną na pierwszym miejscu. Ich więź z naszymi partnerami – nie emocjonalna wcale, lecz głęboko spajająca na poziomie nieświadomym – musi być uznana, zwłaszcza gdy mają wspólne dzieci. Wymaga to od nas jedynie wewnętrznego aktu, niczego więcej. Jeżeli poślubiam mężczyznę rozwiedzionego, to muszę uznać, że zajmę drugie miejsce (albo trzecie, jeśli to jego trzeci związek) i, paradoksalnie, dopiero wtedy mogę męża „wziąć w pełni” – tłumaczy Barbara Wójcik. – Porządek jest taki, że pozostanę nawet w dalszej kolejności za dziećmi zrodzonymi z wcześniejszych związków partnera. Z praktyki doradczej znam przypadek, kiedy nowa żona walczy o pierwszeństwo z pasierbicą. Przegrywa, bo nie liczy się z rzeczywistością.

Po drugie, trzeba właściwie pożegnać się z własnymi byłymi partnerami. Rozwód jest zawsze bolesny i obie strony nie wiedzą, jak obchodzić się z bólem. Mężczyźni na ogół nie dostrzegają istnienia więzi, kobiety natomiast, czując się porzucone i zawiedzione, nie chcą widzieć jej głębokiego znaczenia. Obydwie strony zaprzeczają więc prawdzie. Tymczasem trzeba uszanować tamtą więź, ona nie zniknie. W kolejnym związku zdaniem Hellingera powstaje więź słabsza, lecz miłość i szczęście mogą być dużo większe. Dzieci z nowego związku będą się dobrze miały pod warunkiem, że rozwiedzeni partnerzy są uszanowani, a przyrodnie rodzeństwo uznane.

Trzecią ważną sprawą jest spojrzenie na własne dziecko z byłego związku. Jeżeli deprecjonuje się rozwiedzionego małżonka, to tak, jakby deprecjonowało się dziecko. Należy ono w połowie do matki, a w połowie do ojca, i w głębi duszy kocha ich oboje jednakowo pierwotną, ślepą miłością. Jeśli nie mogę powiedzieć dziecku: szanuję w tobie twojego ojca (matkę), to ono nie będzie się swobodnie rozwijać. Niestety, rozwiedzionym rodzicom przychodzi to z trudem, bo są rozżaleni lub źli na siebie nawzajem. Gdyby jednak byli w stanie tak dziecku powiedzieć, byłoby to czymś wielkim.

Istnieje jeszcze jedno określenie rodzin po przejściach – patchworkowe od patchworku, czyli narzuty uszytej misternie z różnych, na pozór niepasujących do siebie kawałków, które pochodzą z różnych tkanin, a te tkaniny mają rozmaite kolory, faktury, wzory. I inne historie. Na przykład jedną wykrojono z babcinej sukni ślubnej, inną z dziadka kamizelki, jeszcze inną z obrusu ciotki. Uszycie patchworku wymaga wiele pracy, namysłu, cierpliwości, uwagi, ale także fantazji. Bardzo trudno stworzyć go w pojedynkę. Nie ma dwóch takich samych patchworków. Każdy stanowi jedyny i niepowtarzalny wzór. Podobnie jest z rodziną patchworkową – żeby scalić wszystkie poranione części w jedną harmonijną całość, potrzeba wiele pracy, uwagi, cierpliwości i mądrości.

Jest taki film „Skrawki życia” z Winoną Ryder. Panna młoda przygotowuje się do ślubu, a kobiety z jej rodziny siadają przy wielkim stole, by szyć dla niej kołdrę z kawałków materiału. Wspominają przy tym, dowcipkują, dzielą się swoim doświadczeniem, a wszystko to robią z miłością i oddaniem. Czyż nie tak powinno się „szyć” nową rodzinę?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze