1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia

Joanna Brodzik gotuje – wydała książkę „Umami. Opowieści i przepisy”

Joanna Brodzi jest tropicielką smaków. (Fot. Anna Grudzińska-Sarna/Jedzenie jest piękne)
Joanna Brodzi jest tropicielką smaków. (Fot. Anna Grudzińska-Sarna/Jedzenie jest piękne)
Kiedy gotowanie jest pasją, warto o tym opowiedzieć. Z pasją. Tak zrobiła aktorka Joanna Brodzik. I napisała książkę „Umami. Opowieści i przepisy”. – Ona tylko pozornie jest o jedzeniu. Jest o miłości do świata, do ludzi. O szacunku do wspólnej przestrzeni, jaką jest kuchnia – mówi.

Jest też dla mnie możliwością podzielenia się z ludźmi, którzy będą chcieli przyjąć ten podarunek, tym, co dla mnie ważne – opowiada Joanna Brodzik. – Na przykład wspomnieniami, które tu związałam opowieścią kulinarną, ale to tylko narzędzie. Używane przeze mnie z przyjemnością, bo to moja pasja. Do gotowania i do życia. Ja po prostu bardzo kocham życie i je smakuję. Chciałam więc pokazać, gdzie w tym smakowaniu jestem.

Dwa lata temu Joanna pojechała do Krakowa na spotkanie w sprawie książki o losach Magdy M. (miała być na okładce). Zakończyło się ono kolacją z szefem wydawnictwa Znak – Oskarem Błachutem. Rozmowa w sposób naturalny zeszła na gotowanie, na jedzenie, na smaki. Joanna Brodzik zaczęła opowiadać o swoich kulinarnych odkryciach, Oskar rzucił: „To napisz książkę!”. Nastąpił wybuch śmiechu, najgłośniej śmiała się Joanna. – Ja? Książkę? – opowiada. – Pomysł wydawał mi się abstrakcyjny i niewykonalny. A potem przyszedł lockdown. I obie z moją współpracowniczką Karoliną Nasalską z dnia na dzień straciłyśmy pracę. Karolina trochę z rozpaczy, trochę z niemocy zaproponowała: „Asiu, a może byś spróbowała?”. Tydzień później skończyłam pierwszy rozdział. Spłynął spoza mnie, tak jakby był już napisany, ledwo nadążałam klikać w klawiaturę! Posłałam go do Karoliny, a ona do Oskara. Nie wierzyłam, że będzie jakiś ciąg dalszy. A on zadzwonił: „Pisz dalej!”. Codziennie jechałam więc do mojego małego „kawalerskiego” mieszkanka, odrywając się na kilka godzin od lekcji online, od poczucia izolacji, zamknięcia – i pisałam. Rok i dwa miesiące później napisałam ostatnie zdanie i popłakałam się z ulgi, ale i z radości, że dałam sobie samej taki prezent.

Żaden z przepisów nie powstał specjalnie na potrzeby książki. To wszystko potrawy, które od dawna są w rodzinnym kuchennym kanonie, Joanna Brodzik robiła je, jak mówi, milion razy. Oczywiście nie znaczy to wcale, że kanon jest zbiorem zamkniętym. Bo Joanna jest tropicielką nowych smaków. Sporo inspiracji przywozi z podróży. – Teraz na przykład jestem w szalonym procesie tworzenia ciastek kada – mówi. – Przepis dostałam w Gruzji, od mamy recepcjonistki z hoteliku, w którym się zatrzymałam. Kiedy już mam przepis, wyszukuję w sieci informacje na temat dania, porównuję, próbuję, udoskonalam – w końcu przepis staje się mój. Wtedy wchodzi do stałego repertuaru. No i właśnie jestem w trakcie procesu kompulsywnego pieczenia ciasteczek.
Największą trudnością podczas pisania była… matematyka. – Ponieważ gotuję od dawna, wiem, ile czego trzeba dodać, robię to intuicyjnie, bez odważania i odmierzania. A w książce tak się nie da. Żeby można było z tego skorzystać, ktoś, kto czyta przepis, musi dostać precyzyjne informacje. Zapisanie przepisu na wszechplacek, który mogę zrobić z zawiązanymi oczami w każdych warunkach, to była dla mnie matura z matematyki, logistyki i chyba największa robota. Przeliczanie szczypt i szklanek na gramy śniło mi się po nocach – śmieje się.

Kuchnia Joanny Brodzik nie jest kuchnią „bez”. Bez glutenu, bez laktozy, bez mięsa. Jedyne „bez” to biały cukier. – Ale to nie jest ograniczenie – opowiada. – To wybór. Kiedy stwierdziłam, że cukru u mnie nie będzie, zaczęłam szukać, co zamiast. I to było wyzwanie, przygoda i frajda. A o frajdę przecież chodzi.
Pasja do gotowania się udziela. Z Joanną gotują jej synowie, gotują przyjaciele. – Prowadzę nawet nieformalne warsztaty kulinarne i klub kolacyjny. Dostaję na przykład zamówienie: „Tak bym zjadła twój czarny makaron z sepią i krewetami…”. Okay, ustalamy termin i działamy. Razem. Od zakupów, przez gotowanie, nakrywanie do stołu, po biesiadowanie i sprzątanie.
Bo – jak podkreśla Joasia – jedzenie z radością z innymi, przygotowywanie posiłków z sercem jest nie tylko zamienianiem produktów w danie, lecz także zamienianiem posiłku w energię, która odżywia nas całych. – Dla mnie najważniejsza jest wspólna obecność przy stole. Dedykuję tę książkę tym, z którymi miałam i mam szczęście przy tym stole siedzieć. Połykać między kolejnymi kęsami naszą bliskość, śmiech, radość, zwierzenia – wyznaje.
Nie ma w „Umami...” przepisów typu „obiad w 15 minut”. Joanna: – To nie jest książka o tym, żeby wpaść do kuchni i z niej wypaść. Jest o tym, żeby w niej być i się tym cieszyć. 

„Pąszcz”

4 jabłka,
2 pomarańcze,
200 g żurawiny świeżej lub mrożonej,
200 g rodzynek,
200 g fig suszonych,
100 g daktyli,
100 g suszonych śliwek,
100 g świeżego imbiru,
1 łyżka goździków,
2 laski cynamonu,
1 laska wanilii,
2 gałązki rozmarynu,
5 łyżek miodu.

Fot. Anna Grudzińska-Sarna/Jedzenie jest piękne Fot. Anna Grudzińska-Sarna/Jedzenie jest piękne

Do garnka wlej zimną wodę do trzech czwartych głębokości i postaw na gazie. Jabłka i pomarańcze umyj i pokrój na plastry razem ze skórką. Do garnka wrzuć goździki, cynamon, rozmaryn i wanilię. Zagotuj. Dodaj jabłka, pomarańcze, żurawinę, rodzynki, figi, śliwki i daktyle. Nastaw na mały ogień i gotuj pod uchyloną pokrywką przez 25 minut. Obierz i pokrój imbir. Dodaj do „pąszczu” i gotuj jeszcze 5 minut. Odstaw do ostygnięcia. Do letniego „pąszczu” dodaj miód i wymieszaj. Odcedź na sicie, a następnie przelej do dzbanka i podawaj na zimno lub ciepło. Owoce możesz zmiksować i dodać do owsianki albo wykorzystać podczas pieczenia ciasta.

Więcej potraw z książki Joanny Brodzik „Umami. Opowieści i przepisy” znajdziecie:

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze