1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia

Kochasz siebie? Gotuj dla siebie!

fot. iStock
fot. iStock
Podpisuję się obiema rękami pod hasłem, że dopóki nie pokochasz siebie, dopóty nie pokochasz drugiej osoby. Co więcej, uważam, że dopóki nie nauczysz się gotować dla siebie, nie próbuj nawet gotować dla innych.

Czy kochasz siebie? Może to zbyt mocne stwierdzenie. Zacznijmy trochę delikatniej: czy lubisz siebie? Doceniasz się i szanujesz? I nie mam na myśli narcystycznego samouwielbienia, przykrywającego głęboko skrywane kompleksy i brak poczucia własnej wartości. Mówię o stanie, w którym wiesz, kim jesteś. Znasz siebie – zarówno te dobre, jak i te mniej wygodne strony. Akceptujesz je. Pracujesz nad sobą, ale przede wszystkim jesteś dla siebie dobra. Twoje poczucie wartości wypływa z głębokiej samoświadomości – z samego środka. Nie jest zależne od czegoś tak nietrwałego, jak opinie innych osób. Nie oznacza to, że jesteś zamknięta na krytykę. Przyjmujesz ją, wysłuchujesz, a następnie „przetrawiasz” i konfrontujesz z tym, co czujesz. Również z opiniami innych osób. Nie potrzebujesz robić wielkich rzeczy, które zasilą twoje ego. Zbędne są ci pochlebstwa, komplementy. Masz świadomość, że – podobnie jak krytyka – ciągle się zmieniają, przemijają. Stanowią coś nietrwałego. No więc czy naprawdę kochasz siebie? Powtarzam się nie bez przyczyny.

Ja przez wiele lat unikałem odpowiedzi na to, wydawałoby się proste, pytanie. Zbyt mocno byłem zajęty udowadnianiem sobie i innym tego, jaki jestem dobry, uczynny, oddany. Słowem: wspaniały. Tak naprawdę nie kochałem siebie. Zdałem sobie z tego sprawę w bolesny sposób, kiedy pewna zaprzyjaźniona terapeutka zadała mi dość bezpośrednie pytanie: Czy możesz prawdziwie kogoś pokochać, komuś pomóc, dać mu szczęście, jeśli nie kochasz siebie? W tej sekundzie uświadomiłem sobie, że nie mogę.

Danie główne, nie deser

Skoro się nie lubię, nie akceptuję, nie szanuję i nie kocham, to jak mam tym, czego sam nie posiadam, obdarować innych? Jeśli nie jestem w stanie z uśmiechem na twarzy przygotować smacznego posiłku tylko dla siebie, to jak mogę z oddaniem gotować dla innych? Przez ponad 30 lat swojego życia byłem tak pochłonięty zadowalaniem innych (a  tak naprawdę zasilaniem kulejącego poczucia własnej wartości) i gotowaniem dla innych, że często zapominałem o sobie. Kiedy byłem sam, nie chciało mi się nawet dla siebie gotować. Żywiłem się falafelami i kanapkami z mozzarellą. Pomyślałem: „coś jest nie tak”. Poszedłem sam na bazar. Wybrałem produkty, na które rzeczywiście miałem ochotę. Wróciłem do domu i sam dla siebie przygotowałem genialną tofu dosę, a następnie szybkie i proste surowe brownie. Było miło i smacznie. Poczułem, że jestem dla siebie daniem głównym, a nie deserem. Poczułem pełnię.

Z okazji tegorocznych walentynek (święta, którego właściwie nie obchodzę) życzę nam wszystkim – samotnym, związanym, szczęśliwie zakochanym i „nieszczęśliwie” zauroczonym – abyśmy w pierwszej kolejności polubili, uszczęśliwili (kto wie – być może nawet pokochali) tę najważniejszą osobę w naszym życiu: siebie.

Surowe brownie z suszonymi malinami

  • 100 g orzechów włoskich   
  • 100 g migdałów  
  • 100–120 g suszonych daktyli (najlepiej ekologicznych)  
  • 3 łyżki kakao (można użyć surowego)  
  • 1–2 łyżki ksylitolu  
  • szczypta nierafinowanej soli  
  • 1/2 szklanki suszonych malin lub truskawek albo wiśni
  • suszone maliny/truskawki/wiśnie do przybrania
Sposób przygotowania: Orzechy i migdały mielimy na drobny granulat w robocie kuchennym z metalowym ostrzem. Dodajemy daktyle, kakao, ksylitol i szczyptę soli. Mielimy, aż do uzyskania jednolitej konsystencji. Dodajemy suszone maliny lub truskawki. Mielimy dosłownie chwilę, aby suszone owoce pozostały w mniejszych kawałkach, a nie zmieliły się na granulat. Masę wykładamy do prostokątnego naczynia wysmarowanego tłuszczem. Formujemy z niej blok o grubości 1,5–2 cm. Wyrównujemy wierzch i posypujemy go wybranymi suszonymi owocami (tymi samymi, których użyliśmy do przygotowania brownie). Brownie wkładamy do lodówki na minimum godzinę. Kroimy w kwadraty i podajemy.

Tofu dosa

ciasto na dosę:  
  • 250 g ryżu (najlepiej Basmati)  
  • 100 g grochu w połówkach  
  • 50 g fasolki mung  
  • woda  
  • olej roślinny (najlepiej ryżowy) do natłuszczenia patelni
nadzienie:  
  • 1 łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia  
  • 1 łyżeczka kminu rzymskiego w ziarenkach  
  • 1 drobno poszatkowany ząbek czosnku lub 1/4 łyżeczki asafetydy  
  • 1 drobno poszatkowana, zielona papryczka chilli (z pestkami lub bez; opcjonalnie)  
  • 1/2 szklanki passaty pomidorowej 
  • 200–220 g naturalnego, rozkruszonego tofu lub rozkruszonego serka typu włoskiego
  • 1/2 łyżeczki kurkumy  
  • 1/2 łyżeczki ostrej, czerwonej papryki w proszku (opcjonalnie) 
  • nierafinowana sól do smaku  
  • świeżo mielony pieprz do smaku   
  • sok z cytryny do smaku  
  • poszatkowany pęczek natki kolendry lub pietruszki
Sposób przygotowania: Przygotowujemy ciasto na dosę: do dużej miski wsypujemy suche składniki. Całość dokładnie płuczemy. Zalewamy kilkakrotnie wodą, aż woda będzie praktycznie przezroczysta. Następnie wlewamy taką ilość wody, aby ryż, groch i fasolka były przykryte minimum 5 cm wody. Zostawiamy na 8 godzin do namoczenia. Płuczemy ponownie. Miksujemy w robocie kuchennym z metalowym ostrzem z taką ilością świeżej, niechlorowanej wody, aby uzyskać ciasto o konsystencji ciasta naleśnikowego. Ciasto nie powinno też mieć praktycznie wyczuwalnych pod palcami grudek. Odstawiamy ciasto na 4 godziny w ciepłe miejsce, tak aby sfermentowało. Dosy najlepiej jest smażyć na nieprzywierającej naleśnikarce. Patelnię smarujemy odrobiną oleju ryżowego lub oliwy. Na środek rozgrzanej patelni wylewamy porcję ciasta. Specjalnym przyrządem do rozprowadzania ciasta naleśnikowego (2 patyczki sklejone w kształcie litery „T”) rozprowadzamy ciasto tak, aby powstał cienki naleśnik. Smarujemy go od góry tłuszczem przy użyciu pędzelka. Dosę smażymy przez 2–3 minuty, aż pojawią się brązowe plamy. Po tym czasie na środek nakładamy farsz. Dosę zwijamy tak jak tradycyjnego naleśnika. Teraz przygotowujemy farsz. Na tłuszczu podsmażamy kmin rzymski. Kiedy wydobędzie się aromat, dodajemy czosnek lub asafetydę i papryczkę chilli. Uważamy, aby ich nie przypalić. Po chwili wlewamy passatę pomidorową. Dodajemy rozkruszone tofu lub serek typu włoskiego, kurkumę, ostrą paprykę w proszku, nierafinowaną sól, świeżo mielony pieprz i sok z cytryny do smaku. Uwaga! Dosy smaży się tylko z jednej strony!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze