1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Starecka kroi w Sheratonie

Zobacz galerię 15 Zdjęć
Gorąco, ogromna hotelowa kuchnia, ostre noże i słynny szef, który gotował dla prezydenta Putina. Z tego wszystkiego najbardziej przeraża mnie jednak napis „Zakaz jedzenia w kuchni”.

– Kochanie, ja cię bardzo proszę – złapał mnie za rękę Kuchcik – tylko im tam nie spal tego bałaganu. Może pójdę za ciebie? – dodał z nadzieją w głosie.

No, wiadomo, kto by nie chciał pogotować z Arturem Grajberem, szefem kuchni Sheraton Warsaw Hotel? To ten dziarski, dowcipny gość, który na blogu Akademia Kulinarna w ekspresowym tempie wyczarowuje orientalne dania, podsumowując je zawsze tym samym nonszalanckim tekstem: .

Zostawiam rozczarowanego Kuchcika i biegnę. Trochę jestem podekscytowana, ale też stremowana. Po pierwsze, jak wiadomo, jestem specem od jedzenia, a nie od gotowania, po drugie, trochę mnie nastraszył mój znajomy, specjalista od eleganckich eventów, który często zamawia catering z Sheratona. – Uważaj – szepnął – jak znam Artura, to da wam niezły wycisk.

Och, jak dobrze, że nam, pocieszam się. Wraz ze mną na kulinarną rzeź idzie bowiem grupa niewinnych kobiecych duszyczek, blogerek kulinarnych z: , , , , , , , , . W kupie raźniej.

Przy wejściu aplikują nam szampana. Aha, będzie ciężko, skoro już znieczulają. Zaczyna się hardkorowo, odkażanie rąk we wrzątku, wkładanie fartuchów, czapy na łeb i heja.

Stajemy przy stołach z mise en place półproduktów z których będziemy przygotowywać potrawy. Grajber zaczyna przemówienie, wtóruje mu Marcin Sasin, jego zastępca. Szybko się jednak okazuje, że traktują nas z taryfą ulgową, sypią się żarciki. Co jakiś czas za wydawką błyśnie ciekawskie oko męskiej tajskiej obsługi – jesteśmy bowiem w kuchni restauracji . Ale stąd również wychodzą wszystkie zamówienia do pokojów i reszty hotelowych restauracji. Chwila nieuwagi i babskie grono sparaliżuje pracę.

Przygotowujemy przystawki. Papier ryżowy znam z eksperymentów w domu. Tym razem spring rollsy mają formę sałatki. W zimnych roladkach umieszczamy pierś z kurczaka przygotowaną metodą sous-vide, kolendrę, bazylię, ogórek, paprykę i ciekawe grzybki enoki, niestety nie halucynogenne.

Mam ochotę skubnąć to i owo, ale Grajber powstrzymuje moją sięgającą po wiktuały dłoń spojrzeniem i ruchem głowy wskazuje wielki napis wiszący na ścianie: ZAKAZ JEDZENIA W KUCHNI.

– Kuchnia to nie tylko przyjemności – rzuca, kiedy któraś z nas z przerażeniem zauważa skubanie jakiegoś zwierza w kuchni. Na szczęście panowie zapowiadają patataj, czyli – makaron ryżowy z krewetkami i tofu. Biorę się za krojenie, bo wielki, ciężki wok nieco mnie przeraża. Szczęśliwie jestem w parze z , a ta mimo drobnej postury jest nastawiona bojowo i bierze się za smażenie.

Kiedy po czterech godzinach stania, stękania, siekania, gotowania i pocenia się w gorącej kuchni siadam wreszcie przy stole, jedzenie – choć wyjątkowo pyszne – schodzi na drugi plan. Myślę o Kuchciku, który w pracy jest na nogach po 12 godzin. I o tym, jak często zapominamy, ile ludzkiej pracy jest na talerzyku podanym w restauracji.

Przy najbliższej okazji przygotowuję roladki. Bardzo Kuchcikowi smakują. Jak by powiedział Grajber: znowu się udało.

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze