1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Prawdziwy Chińczyk w Krakowie

fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
Poszukiwanie prawdziwej chińskiej kuchni w kraju, gdzie pod hasłem „chińska” zazwyczaj kryje się podła wietnamska – nie jest łatwe. A jak się kiedyś skosztowało chińskiej jakości – co w tym wypadku oznacza akurat mistrzostwo – nie da się potem omamić niczemu.

Zadzwonił „krakowski” brat: „Przyjeżdżaj, pod domem otworzyła się obłędna knajpa i chyba nikt jeszcze nie rozumie, jak genialne jest w niej jedzenie”. Trzeba było się wybrać. Zwłaszcza, że na miejscu stołował się prawie codziennie podczas swojego pobytu w Krakowie inny miernik smaku: drugi brat, „warszawski”, wyjątkowo wybredny osobnik. We trójkę jesteśmy rozpaskudzeni do granic: nasz osobisty ojciec zwariował bowiem w latach dziewięćdziesiątych na punkcie chińszczyzny, kiedy w Polsce była ona jeszcze praktycznie nieznana. Nakupował książek kucharskich (chyba na początku jeszcze niemieckich!), pojechał do sklepu chińskiego przy kultowej warszawskiej restauracji Rong Vang (koniecznie posłuchajcie melodii na ich ) i zaczął czarować. Mam mnóstwo egzotycznych wspomnień z tego czasu: pierwszy raz z liczi w puszce, pierwsze odpalenie woka i sprawdzanie, jak smaży się na nim omlety, pierwsze marchewki i dymka krojona w paseczki, no i zapach bagażnika, w którym ojcu wylał się sos rybny...

Anyway – paradoksalnie kuchnia mojego ojca najbliższa była temu, co potem miałam okazję jeść w restauracjach chińskich w londyńskim czy nowojorskim Chinatown, była bowiem przygotowywana z sercem, z niezwykłej ilości składników, z marynowanych długo mięs i świeżych warzyw. Polskie doświadczenia z chińszczyzną? Na szczęście nie pamiętam.

Ale do rzeczy. Wchodzimy do China City Restaurant - miejsca, które kiedyś było karczmą: przypominają o tym pozostałości wystroju, przede wszystkim boazeria wystająca spod chińskich obrazków z azaliami, lampionów i czerwieni. Jest absolutnie egzotycznie, campowo i eklektycznie: dokładnie tak, jak lubię. Przy stole siedzi trzech panów, jeden z nich okaże się właścicielem, a drugi kucharzem. Lekko siorbiąc, wcinają z miseczek przystawionych do ust coś, co wygląda genialnie, świeżo i autentycznie, na stole leży więcej potraw, które wyglądają równie dobrze. Przemiła pani kelnerka przynosi kartę. Ekstaza. Za 19.90 zł zjecie tu zupę i jedno z dań do wyboru (np. wieprzowina z bakłażanem wiosennym, wołowinę smażoną w sosie ostrygowym, wędzonkę chińską smażoną z zieloną papryką, kurczaka z sezamem i gongbao...). Bierzemy wołowinę smażoną z czarnym pieprzem i makaron z ogórkiem w pikantnym sosie – na zimno!

Pierwszy sprawdzian: zupa. To, co nam przyniesiono, uleczyłoby z choroby każdego. Kwaśny i pikantny, błyszczący płyn zagęszczają strzępy jajka, pokrojone w mistrzowską kosteczkę świeże (!) warzywa i kurczak tak miękki, ze prawie rozpływa się w ustach. Dalej będzie tylko lepiej. Brat rozwodzi się nad konsystencją wszystkich mięs, które tu jadł – razem z drugim bratem doszli do wniosku, że to nie tylko marynowanie, lecz przede wszystkim temperatura palnika, na którym stawia się wok.

Po chwili ich tezę potwierdza właściciel – Wei Zhang, który okazuje się być... skrzypkiem z krakowskiej filharmonii, wychowanym w Polsce, ale ze smakami przejętymi po rodzicach. „Wszystkie dania osobiście testuję” - uśmiecha się. Faktycznie, woki – gigantyczne – stoją tu na palnikach sprowadzanych prosto z Chin. Kucharze też są z daleka: dwóch z prowincji Syczuan (i taka kuchnia dominuje w karcie) i jeden z Mandżurii (tam z kolei są korzenie Wei Zhanga). Dostajemy jeszcze do skosztowania chińskie pikle – kiszonkę z kapusty, marchwi i rzepy – posypane cukrem i polane octem ryżowym: totalny odlot podobny trochę do kimchi. Mój makaron na zimno jest superodświeżający, a porcja wielka, bierzemy go do domu, łypiąc po drodze w stronę menu. Bo jak się oprzeć żołądkom z kurczaka na zimno Lushui, nóżkom po chińsku, boczku na zimno, krabowi duszonemu z imbirem, smażonej sałacie rzymskiej czy żeberkom o smaku lotosu...

Wychodząc, wyobraziłam sobie, jak z całą naszą rodziną siedzimy przy stole jak w „Jedz i pij, mężczyzno i kobieto” i pałaszujemy połowę menu. To marzenie do spełnienia.

China City Restaurant, ul. Brzozowa 18, Kraków (Kazimierz)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze