1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Kobiety zagubione w uczuciach

Ciągłe szukanie miłości może być ucieczką od wewnętrznej pustki. Dla niektórych kobiet to sposób na życie. Nie zakochują się w danym człowieku... Kochają po prostu wymyślony obraz. (fot. iStock)
Ciągłe szukanie miłości może być ucieczką od wewnętrznej pustki. Dla niektórych kobiet to sposób na życie. Nie zakochują się w danym człowieku... Kochają po prostu wymyślony obraz. (fot. iStock)
„Zamykająca, wyłączna miłość – karmiąca się tylko sobą, niedająca nic innym i nietroszcząca się o nich – skazana jest na to, że w końcu pożre samą siebie” – przestrzega Irvin D. Yalom w książce „Kat miłości”. Ale czy to na pewno miłość?

Słowa Irvina D. Yaloma przypominają mi się często, gdy słucham wypowiedzi uczestniczek „grupy dla kobiet, które nie potrafią tworzyć dobrych związków”, choć bardzo by chciały.

Ania ma 29 lat, jest singielką i bezustannie szuka swojej drugiej połówki. Dzięki Internetowi co jakiś czas ją znajduje, kilka rozmów, spotkanie i Ania już wie, że to TEN. Bezbłędnie rozpoznaje w nim rycerza, na którego czeka od lat. Niestety, rycerze nie wierzą, że stanowią drugą połówkę Ani, choć ona szybko ich o tym informuje. Spotykają się z nią kilka razy, czasem trwa to nawet dwa tygodnie, wszystko rozwija się według planu, aż znienacka znikają. Na nic telefony i esemesy, najpierw obiecują, że oddzwonią, potem przestają odbierać. I co teraz?

– Nie wytrzymam tego dłużej, ja go tak kocham, a on zniknął. Może coś mu się stało?

– I wszystkim poprzednim też? – pytam bezwzględnie, bo powtarzalność tych historii nieco mnie złości.

– Tamci już nie są ważni. Teraz tylko Robert się liczy. Kocham go nad życie, wszystko dla niego zrobię, tylko niech znów będzie ze mną.

– A był z tobą kiedykolwiek?

– No pewnie! Od razu poszliśmy do łóżka. Czułam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Ania naprawdę cierpi, czuje, że go kocha, w jej fantazji mieli iść razem przez życie, a on co?

– On na pewno mnie kocha. Tak czule mnie całował, dotykał.

Pytam Anię, co wie o Robercie.

– Ma piękne czarne oczy. Gra w tenisa. Jest właścicielem firmy.

– Jakiej?

– Nie wiem, ale świetnie zarabia. Z żoną nic go nie łączy, ale bardzo kocha swoje dzieci, dlatego są razem. Jest szlachetny, wrażliwy, uczynny.

– Skąd to wiesz?

– Chciał mi pomóc zrobić kolację.

I to wszystko. Facet przespał się z nią dwa razy i zniknął, gdy zobaczył, co się święci. Ania dzwoniła do niego kilkanaście razy dziennie, pytając, jak się czuje, czy o niej myśli, kiedy się spotkają, a on pewnie chciał niezobowiązującego seksu, i tyle. Ania kocha kogoś, kogo nie zna. Stworzyła związek ze swoim wyobrażeniem, a nie z realnym człowiekiem. Ale to nie przeszkadza jej cierpieć, jakby naprawdę straciła najbliższą osobę.

– Może to wcale nie jest miłość? – pytam, by otworzyć furtkę w spójnej strukturze opowieści Ani.

– To co to jest? – pyta Ania, która przecież cierpi z miłości, tylko ten albo żaden, nikt nigdy jej tak nie rozumiał, co ja tu jej będę wmawiać.

– To głód miłości – podsuwa któraś z uczestniczek grupy.

– Chciałaś, żeby on odmienił twoje życie, bo nie jesteś z niego zadowolona – dodaje inna.

– No pewnie, że nie jestem – Ania wybucha płaczem. – Jak bez niego mogę być zadowolona?

Ania głęboko wierzy, że tylko z nim może być szczęśliwa. Tak jak bohaterka „Chuliganki” Izabeli Jung, która swoją obsesję na punkcie młodego Czeczena również nazywa miłością. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, powieść rządzi się własnymi prawami i nie musi podlegać psychologicznej poprawności. Ale recenzje?

To one wzbudziły mój niepokój. „»Chuliganka« to książka, która wciąga i nie daje spokoju, bo nie jest wyidealizowaną wizją chłodno patrzącego na świat literata, ale naturalnym w wymowie zapisem uczuć kobiety, która mierzy się z tą częścią siebie, z którą do tej pory nie miała kontaktu. I nie ma znaczenia, jak ta piękna, namiętna historia się skończy – bo nie chodzi o cel, ale o drogę, o szukanie i znajdowanie siebie, o przeznaczenie”.

Piękna, namiętna historia? W komentarzach czytelniczek też w kółko mowa o miłości i wolności, a ja mam poczucie, że wszystko nam się myli. To opowieść o pustce życia, którą ma zapełnić młody chłopak. Ale on nie chce. Próbuje się wycofać. A to mu siostra umiera, a to matka, a to rodzina swata go z inną kobietą, która zostaje wkrótce jego żoną. Co na to bohaterka? Miota się, nie dostrzega kłamstw, a jeśli nawet dostrzega, to nie mają one znaczenia. Jej obsesja karmi się sobą, realny człowiek nie jest jej potrzebny. Jest samowystarczalna, niezależnie od tego, co on robi czy mówi, czy jest, czy go nie ma, ona kocha go do obłędu. Kim on jest? Odbyli kilka rozmów, jakie zwykle toczą nastolatki, niewiele z nich wynika, ale bohaterka wie, że są tacy sami, stworzeni dla siebie. Nic dziwnego, że ciągle wyje pod prysznicem, skoro nie może z nim być. Na szczęście w końcu dociera do niej, że nie chce żyć tak, jak do tej pory, że jej małżeństwo jest puste, właściwie nie ma w jej życiu nic, w co byłaby zaangażowana. I to jest grunt dla obsesji, która ma niewiele wspólnego z miłością czy wolnością. To raczej pragnienie zdjęcia z siebie odpowiedzialności za własne życie.

Wspomniany Irvin D. Yalom, wybitny terapeuta, już w pierwszej opowieści ze swojej książki „Kat miłości. Opowieści psychoterapeutyczne” musiał stać się katem miłości. Wykorzenić obsesję, która dręczyła 70-letnią Yalom, nie pozwalając jej cieszyć się życiem, skoro ten, którego kochała, nie chciał z nią być. To historia, która pokazuje, jak serce może zwodzić na manowce. Jeśli życie wydaje się jałowe, nagły wybuch miłości pozwala czuć, że żyjemy. Ratuje przed pustką, ale wkrótce doprowadza do rozpaczy. Bo nie da się użyć drugiego człowieka, by odmienił nam los. Sami musimy to zrobić.

Tekst archiwalny

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze