1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Pycha a wiara w siebie – jak je odróżnić? Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem

Pycha a wiara w siebie – jak je odróżnić? Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem

Ilustracja iStock
Ilustracja iStock
Św. Bernard z Clairvaux uznał, że pycha i pokora są jak szczeble drabiny. Grzech pychy prowadzi nas w dół, a cnota pokory pozwala się wspinać. Psychologia mówi coś podobnego. Uczymy się i rozwijamy dzięki pokorze, pycha nam w tym przeszkadza – mówi Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta, współautor programu rozwoju wewnętrznego Quest.

Pycha kiedyś uważana była za jeden z grzechów głównych. Ale dziś grzech to chyba tylko rzadkie słowo.
Mało tego, pycha staje się ceniona i modna, szerzy się wręcz epidemicznie. Popkultura, popmoralność, poppolityka i popreligijność kreują swoich coraz liczniejszych pysznych idoli. Przestajemy dostrzegać, że pycha to niebezpieczny przeciwnik. Uniemożliwia nam rozwój, uczenie się i podążanie ku celom, o których ledwie odważamy się marzyć. Rodzi w nas iluzoryczne poczucie mądrości, mocy i przenikliwości. Każe kategorycznie innych osądzać, obdarzać nienawiścią i pogardą. Wtedy zamiast inwestować czas i energię we własny rozwój, zaprzęgamy je do gorączkowej obrony iluzji naszej wszechwiedzy i doskonałości. Nasze coraz bardziej nadęte ego potrzebuje mieć rację i lubi spoczywać na laurach. Tymczasem wynikające z pokory wątpliwości, niepokój i potrzeba poszukiwań utrudniają proces samopotwierdzania się ego.

Pycha nie ustępuje łatwo i jest podstępna. Potrafi udawać skromność, ubóstwo, poczucie krzywdy, sprawiedliwości, a także duchowość, szlachetność i miłość. Większość z nas dąży nieświadomie do tego, aby swojej pysze nadać jakiś szlachetny kamuflaż i poddać się złudzeniu, że dotarliśmy do końca drogi.

Może po to, żeby wreszcie odetchnąć.
I poznęcać się nad innymi. Szczególnie gdy pycha przybiera formę ideologii czy doktryny religijnej, staje się zabójcza. Rodzi konflikty, wojny, cierpienie i nienawiść. Gdy opęta nas, łatwo i radośnie w poczuciu moralnej słuszności upokarzamy i niszczymy innych. Jeśli trzeba, ogniem i mieczem zmusimy „innowierców” do przyjęcia naszej wizji dobra i prawdy, które błędnie uznajemy za ostateczne objawienie. Wtedy w skali rodziny, narodu, a nawet globu wprowadzamy przymus dobra, dokonując nieświadomej dekonstrukcji istoty wiary i przekonań, którym chcemy służyć.

Oskarżano pychę o to, że rodzi inne grzechy, np. chciwość. Dziś powiedzielibyśmy raczej: sukces finansowy.
Pycha ma dużo wspólnego z chciwością. Kiedy jesteśmy pyszni, to w naszych własnych oczach jesteśmy też wywyższeni. I tylko krok dzieli nas od uznania, że należy nam się więcej niż innym. Chciwość i pycha idą ręka w rękę. Czasami trudno je odróżnić. Gdy los boleśnie nas doświadcza, łatwo obrażamy się na świat, sobie przyznajemy rolę i rację ofiary, i brniemy w moralną pychę, która zarazem jest chciwością współczucia i wsparcia. Pychę udającą pokorę opisuje anegdota o mnichach przechadzających się po ogrodzie. W pewnej chwili stary mówi do młodego: „wiesz, na świecie nie ma drugiego tak skromnego jak ja”.

Ilustracja: Maja Wolna Ilustracja: Maja Wolna

Dziś nie mówi się o pysze. Ale dużo mówi się o tym, jak ważne dla sukcesu jest poczucie wartości i wiara w siebie. Czy one nie są niebezpiecznie blisko pychy?
Pycha rodzi się tam, gdzie brakuje ugruntowanego poczucia własnej wartości. Aby wyleczyć się z pychy i zaszczepić przeciwko niej, musimy odkryć swoją immanentną, podstawową wartość, którą dzielimy ze wszystkim, co żyje. W przeciwnym razie będziemy zadręczać siebie i innych. Pycha tyrana, nie zważając na ofiary, będzie nam kazała nieść światu obowiązujące dobro, a pycha żebraka – zadręczać siebie pracą i poświęceniem po to, aby zadowolić innych i zapewnić sobie ich przychylność.

Czyli zamiast pychy potrzebna nam duma.
Nie duma, lecz godność. Duma jest przejawem pychy. By odzyskać poczucie godności, musimy zrozumieć, że niezależnie od tego, co nas spotkało i spotka ze strony innych – naszej immanentnej wartości nikt nam nie zabierze. Musimy zobaczyć i poczuć, że nasi prześladowcy robili nam krzywdę, bo sami czuli się niegodni. Byli ofiarami, które szukały ofiar i brnęły w pychę, by poprawić sobie samopoczucie.

Czy pycha zawsze bierze się z niskiego poczucia wartości?
Skrajna pycha jest zawsze sposobem kompensowania raniącego doświadczenia upokorzenia. Dobrym przykładem jest pycha Hitlera, który był okrutnie traktowanym dzieckiem. Swoją chorą pychą i pogardą udało mu się zarazić miliony poniżonych klęską wojenną Niemców. To, co stało się dalej, jest wstrząsającym i koszmarnym dowodem tego, że leczenie się z upokorzenia pychą wyzwala w otoczeniu pogardę i nienawiść, a to sprowadza na nas nowe, druzgocące cierpienie. Tak więc jedynym wyjściem z traumy upokorzenia jest odzyskanie prawdziwej ponadosobowej godności.

Jak odróżnić pychę od wiary w siebie?
Gdy naprawdę wierzymy w siebie, to czujemy szacunek do wszystkich i wszystkiego, co nas otacza. Możemy „nienawidzić grzechu”, tego, jak ktoś postępuje, ale w każdych okolicznościach zachowamy szacunek dla osoby. I na pewno nie potrzebujemy upokarzać innych, by siebie wywyższyć.

Ale dziś poczucie, że jest się wyjątkowym, i bezczelność pomagają w zdobyciu majątku i władzy.
Mylimy ugruntowane poczucie wartości własnej z pychą. Często próbujemy zastąpić wartość pychą i wtedy nasza kariera prędzej czy później się załamie. Będziemy bowiem zmuszeni do tego, by gromadzić wokół siebie ludzi, którzy będą tylko potwierdzać nasze sztuczne poczucie wartości. A to znaczy, że przestaniemy się rozwijać, a nasza konkurencja pojedzie do przodu.

Jak pozbyć się pychy?
Rozwiązanie znajdziemy na płaszczyźnie duchowej. Zdanie, które świadczy o poczuciu godności i wartości, brzmi: „wiem, że to, kim w istocie jestem, zasługuje na uznanie, miłość i szacunek”. Trzeba pokochać i docenić samego siebie, bo z takiego doświadczenia rodzi się prawdziwy szacunek dla innych. Powyższa autoafirmacja z pozoru może wyglądać na ekspresję narcyza, lecz w gruncie rzeczy jest pokornym uznaniem podstawowej prawdy o rzeczywistości. Dlatego wypowiedzenie jej sprawia taką samą trudność tym, których niskie poczucie wartości prowadzi do samoponiżania, jak i tym, którzy się pysznie wywyższają.

Nie jest łatwo uwierzyć w swoją godność, kiedy najbliżsi w nią nie wierzyli.
Jest taka trudna praktyka, która skutecznie nas w tym wspomaga. Kłaniaj się sobie za każdym razem, kiedy zobaczysz się w lustrze. Pyszni nie mogą się sobie pokłonić, bo czują, że to, co widzą w lustrze, jest fikcją, że są kimś przebranym. Samoponiżeni tym bardziej, bo sobą gardzą. Dostrzegają też, że pogarda do siebie jest przejawem ich pychy. Tak więc jedynym radykalnym sposobem na pychę jest pytać siebie o to, kim w istocie jesteśmy, komu się to wszystko przydarza.

Jak się tego dowiedzieć?
Ukazuje to baśń Andersena „Nowe szaty cesarza”. Zaślepiony pychą władca daje sobie wmówić, że krawcy szyją mu szatę z najwspanialszej tkaniny. Wprawdzie jej nie widzi, ale jego niepewność i lęk przed kompromitacją nie pozwalają mu się do tego przyznać. Rusza więc na paradę nagi. Ale poddani też nie mogą tego zobaczyć, bo po to, by poprawić sobie samopoczucie, potrzebują złudzenia mądrego i pięknie ubranego króla. Więc wiwatują na jego widok. Tylko dziecko krzyczy: „król jest nagi!”. Tylko ono, które jeszcze nie zdążyło nauczyć się udawania, było zdolne zobaczyć rzeczy takimi, jakimi są. Dlatego jest symbolem pokornego, otwartego na świadectwo zmysłów umysłu.

Gdy nie znamy swojej prawdziwej wartości, rozpaczliwie próbujemy ją wykreować, gromadząc wokół modne i drogie atrybuty władzy, wpływu i znaczenia. Ale nie na wiele się to zdaje. Stare chińskie przysłowie mówi: skarb, który został wniesiony do domu przez główną bramę, nie jest prawdziwym skarbem tego domu. To znaczy, że wszystko, co przychodzi z zewnątrz, nie jest naszym prawdziwym skarbem, nie wpływa na naszą wartość. Prawdziwym skarbem zawsze była i będzie nasza istota.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze